Zamek Przezmark i zamek w Morągu łączą cztery sprawy. Oba były krzyżackimi warowniami. Mało kto o nich słyszał. Są w prywatnych rękach, a nowi właściciele uratowali je od kompletnej ruiny.
A poza tym można je zwiedzać!
Ostatnio przypadkiem, któremu lekko dopomogłam, poznałam dwóch pasjonatów, którzy jak mało kto w Polsce mogą o sobie powiedzieć: nazywam się tak a tak, a to mój krzyżacki zamek. I nie będzie w tym ani grama przesady.
I jasne, że w kraju są zamki krzyżackie lepiej zachowane, większe, bardziej znane i ciekawiej wyposażone, ale żaden Malbork, Gniew czy inna Ostróda nie ma tego, co mają zamki w Przezmarku i Morągu – właścicieli, dla których są miłością, słabością i (diablo kosztownym) hobby.
A żeby było turystom milej oba zabytki są tak blisko siebie, że można je zwiedzić jednego dnia (+ na końcu artykułu podrzucam garść pomysłów, co jeszcze ciekawego jest do zobaczenia w okolicy).
Czytaj również: Zamek w Pieskowej Skale – dlaczego nie mam ochoty tam wrócić
Zamek w Przezmarku
W Polsce są dwie wsie o nazwie Przezmark, ale zamek jest w tej bliżej Dzierzgonia. Administracyjnie jesteśmy w województwie pomorskim, historycznie w Pomezanii i Prusach Górnych, a geograficznie na Pojezierzu Iławskim. Dojechać tu można autem, ewentualnie na rowerze, z najbliższej stacji kolejowej (Małdyty) jest dwadzieścia kilometrów.
We wsi co prawda krzyżują się drogi (raczej dróżki, haha) wojewódzkie, ale nie dajcie się zwieść – Przezmark to senne ustronie, które ożywają tylko w sezonie urlopowym. Wieś leży nad jeziorami Wielka i Mała Motława. W czasach Funduszu Wczasów Pracowniczych ulokowano tu dwa ośrodki wypoczynkowe, dziś jest miła plaża, z której można korzystać do woli i bez skierowania z zakładu pracy.
No ale jak się domyślacie nie przyjechałam tu zażywać kąpieli (choć nie powiem, ukłucie żalu było na widok prawie pustej plaży), tylko zwiedzać zamek Przezmark. Nie ma wątpliwości gdzie go szukać, wystającą ponad korony drzew ceglaną wieżę widać z oddali.
Zamek Przezmark Krzyżacy ulokowali ślicznie i strategicznie
Na wysokim półwyspie między Motławą Wielką i Małą. Wcześniej był tu pomezański gródek, ale rycerze Najświętszej Marii Panny przegonili pogan w drugiej połowie XIII wieku. Niedługo potem dzierzgoński komtur Luter z Brunszwiku nakazał budować murowany zamek. Zamek Przezmark powoli awansował w zakonnej hierarchii. Pierwotnie był siedzibą ekonoma, później wójtów, a po zniszczeniu zamku w Dzierzgoniu został siedzibą konwentu.
Próba zaparkowania pod sklepem we wsi kończy się fiaskiem. Tłok jak przed długim weekendem, igły nie wciśniesz, a co dopiero auto. Jedziemy więc pod zamek, licząc się z tym, że ta samowola może nie przypaść do gustu właścicielom. Nawet jeśli tak było, to nie dano nam tego odczuć. Minutę później pojawia się elegancki starszy pan, który wita nas jak oczekiwanych gości, a nie przygodnych turystów albo co gorsza intruzów. To Ryszard von Pilachowski – pan na zamku Przezmark od 2000 roku. By kupić zamek sprzedał dom i wraz z żoną Jolantą przeprowadził się tu z Warszawy.
Ruszamy zwiedzać
Choć od razu zaznaczyć trzeba, że na zamku Przezmark wiele do zwiedzania nie ma, bo do dziś dotrwała tylko cząstka gotyckiej warowni: w całości sześciopoziomowa wieża zwana jeniecką, a reszta to zatopione w zieleni ruiny. Na ich kondycję pracowały pokolenia. Z zamkowej cegły pobudowano w okolicy niejedną nieruchomość.
W czasach FWP na dziedzińcu umościł się ośrodek wczasowy (relikty tekturowych domków wyłaniają się z zarośli). Kombinowano by i wieżę zamkową przysposobić dla letników: po dwa pokoiki na piętro plus kran i latryna z dykty wielkości schowka na miotły. Realizacji doczekały się tylko wychodki. Wczasowicze w wieży nie nocowali.
Gdy pan Ryszard kupował zamek Przezmark ten bardziej przypominał opuszczoną melinę niż zabytek. Wieżę trzeba było wpierw odgruzować z kilogramów śmieci, a potem długo wietrzyć by pozbyć się zapaszku odchodów. Domyślcie się czyich.
Wreszcie nastał czas meblowania komnat. Zamek Przezmark wyposażono bogato i lekko chaotycznie, ale dzięki temu ma klimat, którego próżno szukać w urządzonych pod linijkę zamkach-muzeach państwowych. Średniowiecznego ducha tworzą nowożytne artefakty: repliki uzbrojenia, postarzane meble i obrazy.
Ciekawostka: zamek Przezmark u Zbigniewa Nienackiego
Pojawia się w powieści „Pan Samochodzik i Winnetou”. W literackim kamuflażu zamek co prawda nazywa się Złoty Róg, ale w kwestii lokalizacji to wypisz, wymaluj Przezmark. Zgadza się wszystko, włącznie z półwyspem i ośrodkiem wczasowym na przedzamczu. Szwarc charakterem powieści jest zresztą kierownik Purtak, który dąży do powiększenia ośrodka (a co planowano w jenieckiej wieży?). Po więcej zajrzyjcie na forum miłośników Pana Samochodzika, a tutaj artykuł o skarbie, niewyjaśnionym morderstwie i innych tajemniczych wątkach w dziejach zamku w Przezmarku.
Zamek w Morągu
Kilka dni później melduje się w Morągu, do którego z Przezmarku jest trzydzieści kilometrów aka pół godziny autem, ale też bez większych ceregieli można dojechać koleją (np. z Elbląga albo Olsztyna).
Miasteczko jest arcyciekawe i zasobne w zabytki, ale, ale, zupełnie niespodziewanie wszystko to, co zobaczyłam w Morągu przyćmiły wnętrza krzyżackiego zamku. Z zewnątrz nic na to nie wskazuje. Bo potrzeba dużo wyobraźni i dobrej woli by w tym, co zostało z zamku w Morągu dopatrzyć się gotyckiej warowni, w której przez chwilę mieszkał wielki mistrz krzyżacki Heinrich Reuss von Plauen. Za to w środku… zachwyt! Ale po kolei.
To tylko mała część pierwotnego zamku w Morągu, w dodatku otynkowana, nie widać więc charakterystycznej dla krzyżackich warowni czerwonej cegły. Z czternastowiecznego założenia do dziś przetrwało skrzydło bramne (po renesansowej przebudowie) oraz gotyckie piwnice i fundamenty. Najlepsze: odkopano fosę. Stoi w niej woda i kumkają żaby!
I gdyby nie zapał właściciela, to dziś w przewodnikach po województwie warmińsko-mazurskim pisano by ‘ta zarośnięta kupa cegieł to dawny krzyżacki zamek w Morągu’. Uratowano go w ostatnim momencie.
Zwiedzanie zamku w Morągu to przeżycie zapadające w pamięć
Ja wyszłam odurzona jego urokiem.
Zamek w Morągu ma w sobie „to coś”, co powoduje lekki bałagan w głowie. Trzeba wyzbyć się oczekiwań, na chwilę zapomnieć o tym co wolno, a czego absolutnie nie wypada robić w muzeum. A potem przekroczyć próg sieni i… poczuć się jak w domu zubożałego ekscentryka i dekadenta, którego rodową siedzibę trawi dyskretny upadek.
I któremu przodkowie w spadku zostawili bibliotekę, góry bibelotów i stylowe mebelki. Życiową dewizę natomiast pożyczył sobie od Grzesiuka. „Boso, ale w ostrogach”, to najlepsze, co przychodzi mi na myśl, by opisać to jak urządzono zamek.
Zwiedzając zamek w Morągu wszystkiego można dotknąć, wszędzie zajrzeć, a nawet – o zgrozo – położyć się w łożu.
Najcenniejszym elementem są renesansowe polichromie na stropie największej sali. To głównie ornamenty roślinne, ale spostrzegawcze oko wyłapie wśród nich i portrety. Po wojnie na zamku w Morągu działały różne instytucje, m.in. sąd, archiwum, a nawet dyskoteka i kino. Później przez lata zamek był pozostawiony sam sobie. W tym czasie polichromie trwały bezpiecznie pod warstwami dykty. Odkryto je niespodziewanie porządkując wnętrza na początku XXI wieku. Jak marnie wówczas wyglądał zamek w Morągu przypominają zdjęcia na tablicy informacyjnej przy wejściu.
Zamek, w którym straszy
Naturalnie ekscentryk-dekadent to mój autorski wymysł, ale zamek w Morągu ma pewną lokatorkę. Nawiedza go młoda kobieta w czerwonej sukni, z niemowlęciem na ręku, czasem bez głowy. To duch straconej za dzieciobójstwo, choć oficjalnie za czary Barbary Schwann. Gdy przeczytałam, że największą aktywność wykazuje w okolicach rocznicy śmierci, a zabito ją 22 lipca 1794 roku zrobiło mi się zimno. Zgadnijcie, którego zwiedzałam zamek.
Nie wiadomo kto był ojcem dziecka – owocu gwałtu, natomiast wiadomo jaka spotkała czternastoletnią Barbarę kara: wielogodzinne publiczne tortury zakończyła dekapitacja. Ściętą głowę nabito na pikę i wystawiono na murach miasta. Los Barbary Schwann to nie smętny wyjątek, bo procesy o czary były w Morągu na porządku dziennym, a ostatnią „czarownicę” publicznie stracono w 1854 roku.
Zwiedzanie zamków – informacje praktyczne
Oba zamki otwarte są dla gości od wiosny do jesieni.
- Zamek Przezmark zwiedza się z przewodnikiem, czyli panem Ryszardem, wstęp od wtorku do niedzieli. Nie ma biletów, ale mile widziane jest zasilenie skarbonki renowacyjnej.
- Zamek w Morągu można zwiedzać codziennie od godziny 11 do zmierzchu. Wstęp kosztuje 10 złotych.
Tyle teorii, w praktyce sugeruję przed wizytą dopytać w obiektach, czy coś się nie zmieniło w zasadach zwiedzania. Oba zamki znajdziecie na Facebooku.
LEKTURA NA DROGĘ:
Zamki Państwa Krzyżackiego w Polce Janusza Bieszaka – wszystkie zamki (nie tylko z woj. warmińsko-mazurskiego) w jednej książce. Idealny pomocnik przy planowaniu zwiedzania. |
Warto zobaczyć w okolicy zamków Morąg i Przezmark
Bliżej
- Morąg, bo skoro jesteśmy na zamku, to grzechem byłoby nie zwiedzić reszty
- Śliczny Pasłęk, pochylnie i inne atrakcje Krainy Kanału Elbląskiego
- Pojezierze Iławskie dla szczurów lądowych: zamki, pałace, natura i Zbigniew Nienacki
- Tajemnicze Pojezierze Iławskie: opuszczony dwór, zapomniane cmentarze i inne sekrety znad Jezioraka
- Kwidzyn: tam gdzie największy wychodek (i parę innych fajnych miejsc)
- Dziwne przypadki Elbląga. Co robić w mieście, które zmiotła druga wojna światowa?
Trochę dalej
- Skręć w drogę bez nazwy: odkrywamy ziemię lubawską!
- Nowe Miasto Lubawskie – średniowieczne miasteczko w duchu slow
- Glaznoty na Wzgórzach Dylewskich – czarująca wieś z przeszłością
- Co zostało z zamku krzyżackiego w Brodnicy?
- Golub-Dobrzyń i kolejny krzyżacki zamek. Sprawdziłam czy warto zwiedzać go w środku
Wszystkie artykuły na blogu, w których piszę o zamkach (nie tylko krzyżackich i nie tylko w Polsce) TUTAJ.
Spodobał Ci się tekst? Postaw mi wirtualną kawę lub udostępnij artykuł znajomym. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
No i zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.
Podobne artykuły
Cześć!
Nazywam się Zofia Jurczak, a to moja strona poświęcona podróżom
Jestem kulturoznawczynią (UJ), stypendystką Miasta Krakowa. Moje koniki to Kraków (napisałam o nim dwie książki), muzea, miasteczka, dziedzictwo kulturowe i historyczne. Kocham Japonię, uwielbiam wyspy. W podróży napędza mnie ciekawość. Na stronie piszę o tym, co mnie kręci.
Więcej