Kraina Kanału Elbląskiego – jedyne miejsce na świecie, w którym łodzie „pływają” po lądzie – to nie tylko pochylnie i statki na trawie! Nie uwierzycie ile innych dobrodziejstw kryje się wokoło.
Kraina Kanału Elbląskiego to raj żeglarzy i kajakarzy – wiadomo. Ale pochylnie, śluzy, jeziora i kanały to tylko ułamek przyjemności, które czekają tu na turystów. Dorzucam świetną lokalną kuchnię, setki kilometrów dobrze oznakowanych tras rowerowych, klimatyczne miejsca noclegowe, urocze miasteczka, pałace, parki, czyste powietrze, mało ludzi, dużo lasów oraz… ślimaki!
Wideo skrót dla niezdecydowanych ↓
W Krainie Kanału Elbląskiego spędziłam intensywne dwa dni, a w tym wpisie opowiadam dlaczego i Wy powinniście pójść w me ślady. Będzie to o tyle łatwe i przyjemne, że odległości między opisanymi miejscami to góra kilkanaście kilometrów, a trasę (z południa na północ) ułożyłam tak by obyło się bez kręcenia się w kółko.
Dwie uwagi techniczne:
- Sezon turystyczny w Krainie Kanału Elbląskiego jest krótki, trwa od majówki do końca września. Wybierając się tu w innym terminie musicie wziąć poprawkę, że część atrakcji (z rejsem statkiem po trawie włącznie) nie będzie dostępna.
- Drogi, z którymi w Krainie Kanału Elbląskiego bywa różnie. Są miejsca, do których inaczej niż po kocich łbach, mega dziurawym asfalcie lub szutrze dojechać się nie da.
A teraz zabieram was na wycieczkę po (prawie) wszystkim co najlepsze w Krainie Kanału Elbląskiego. Oto mój przepis na cudowne dwa dni.
SPIS TREŚCI:
- Kraina Kanału Elbląskiego – co to jest i gdzie jej szukać?
- Rezerwat Sosny Taborskiej – tu się wszystko zaczęło
- Miłomłyn i kajakowa pętla ze śluzowaniem w pakiecie
- Zajazd pod Kłobukiem w Małdytach – spróbuj kuchni Warmii i Oberlandu
- Czulpa – port, który przejęła przyroda
- Dworek Sople, Folwark Karczemka i pałac Drulity – tak się kiedyś żyło w Prusach Wschodnich
- Pochylnia Buczyniec – zwiedzanie w wersji płatnej i za free
- Statkiem po trawie – rejs po pochylniach Kanału Elbląskiego
- Bistro Ślimaka – tak będziemy jeść w przyszłości (i tak jadali nasi przodkowie)
- Pasłęk – miasteczko stworzone do relaksu
Ustalmy na początek co to jest Kraina Kanału Elbląskiego i gdzie jej szukać?
Dawno temu ziemie te nazywano Oberland, czyli Prusami Górnymi, potem były częścią Prus Wschodnich. Dziś Kraina Kanału Elbląskiego to zachodnie krańce województwa warmińsko-mazurskiego. Ciągnie się od Elbląga przez Ostródę po Iławę. Wspólny mianownik: Kanał Elbląski wraz z pomniejszymi wodnymi odnogami.
Zobacz sosny wielkie jak wieżowce
Na początku była sosna i my od sosny zacznijmy
Krainę Kanału Elbląskiego stworzyła sosna. Nie pierwsza lepsza sosna, tylko sosna idealna na okrętowe maszty: gruba i strzelista zarazem, z drewnem doskonałej jakości.
Tak się złożyło, że ten święty graal szkutników rósł (SPOILER: nadal rośnie!) akurat w lasach dookoła Taborza. Sosnę taborską pędzono częściowo na tutejszym mikroklimacie, a częściowo włączając do upraw mały element rywalizacji. Pruscy leśnicy sadząc sosny obok buków zmusili zmotywowali je do wyścigu po światło. Sosny wygrały, a najokazalsze egzemplarze dobijały do 40 metrów. Dla porządku przypomnę, że 40 metrów mają jedenastopiętrowe bloki.
Sosna taborska była więc towarem wielce pożądanym. Nie dziwota więc, że jedna warta była tyle co kilogram złota, a mimo to zamówienia spływały z całego świata. Był tylko jeden mały problem. Nazywał się transport.
Mamy pierwszą połowę dziewiętnastego wieku, w okolicach Taborza porządnych dróg brak, a kolei żelaznej ani widu ani słychu. Jedyna droga to spław drewna Drwęcą i Wisłą do Bałtyku. Nie trzeba mieć piątki z geografii by zgadnąć, że z Taborza do morza przez Toruń to trochę naokoło (a poza tym długo i drogo).
I nie, pomysł by siecią kanałów połączyć Pojezierze Iławskie z Bałtykiem był znany od dziesięcioleci, ale dopiero teraz trafił na swój czas, swojego człowieka i szczodrego inwestora w postaci króla Prus Fryderyka Wilhelma.
(Koniec końców Kanał Elbląski transportowi sosny taborskiej niespecjalnie się przysłużył; przegrał z koleją żelazną, którą w międzyczasie tu otwarto)
Sosny taborskie nadal rosną wokół Taborza
Szczęśliwie nie wszystkie sosny taborskie zmieniony w maszty. A najstarsze mają grubo ponad dwieście lat. Jak po sznurku prowadzi do nich ścieżka dydaktyczna w rezerwacie Sosny Taborskie. Auto można zostawić na leśnym parkingu przed wjazdem do Taborza, a dalej ruszyć piechotą lub na rowerze. Cała trasa ma około półtora kilometra.
Przeżyj śluzowanie. Na kajaku!
W tym celu udajemy się na zerowy kilometr Kanału Elbląskiego. Czyli do Miłomłyna. A tu pierwsza niespodzianka.
Miłomłyn to wyspa
Inaczej niż mostem (ewentualnie wpław) do centrum miasteczka się nie dostaniesz. Przypadek? W żadnym razie. To robota Georga Jacoba Steenke. Zapamiętajcie to nazwisko, bo pojawi się tu jeszcze nie raz. Bez Steenke’go nie byłoby Krainy Kanału Elbląskiego.
Kim był Georg Jacob Steenke
Oficjalnie kierownikiem budowy, a potem inspektorem grobli i wałów. Niedoszłym prawnikiem, uzdolnionym kartografem (samoukiem!), hydrografem, człowiekiem ze smykałką do turystycznego marketingu na długo nim w ogóle pojawiło się to pojęcie.
Na pewno natomiast nie był Holendrem, o co swego czasu w Polsce go podejrzewano. Georg Jacob Steenke urodził się w 1801 roku w Królewcu w pruskiej rodzinie od pokoleń związanej z morzem. Niewiele wiadomo o jego prywatnym życiu, prócz tego, że dwukrotnie się żenił i zmarł w Elblągu. Do ubiegłego roku niepewne było nawet jak wyglądał, więc Kraina Kanału Elbląskiego ogłosiła konkurs na portret. Dziś już wiadomo, że Georg Jacob Steenke z rozwichrzoną grzywą bardziej przypominał Arthura Schopenhauera niż tego miłego pana z wąsem.
Kanał Elbląski to opus magnum Steenke’go, a w Miłomłynie wbito pierwszą łopatę pod jego budowę.
Miłomłyn to taki węzeł drogowy, tyle że na wodzie
W miasteczku krzyżują się szlaki wodne łączące Pojezierze Iławskie z Ostródą, Elblągiem i dalej Zalewem Wiślanym, tworząc wokół Miłomłyna coś w rodzaju wodnego ronda. Idealnego na mikrospływ kajakowy ze śluzowaniem w programie. Mikro, bo pętla wokół Miłomłyna ma tylko trochę ponad trzy kilometry, ale wrażeń dostarcza w ilościach hurtowych.
Pętla Miłomłyńska prowadzi Kanałami Elbląskim i Iławskim oraz starorzeczem Liwy (fragment najpiękniejszy). Tyle teorii, w praktyce po drodze czekają mijanki z jachtami, powalone drzewa, przenoska kajaków przy jazie, ptasie rodziny na wyciągnięcie ręki no i oczywiście clue spływu: śluzowanie!
W dodatku to od was zależy, czy podczas śluzowania wody w komorze będzie przybywać czy ubywać. Podpowiem: by woda poszła w górę (i to o ponad trzy metry! Wyżej w Krainie Kanału Elbląskiego nie będzie), płynąć trzeba zgodnie ze wskazówkami zegara.
Gdzie w Miłomłynie wypożyczyć kajaki?
Na przykład z Przystani na Wyspie, która prócz tego że wypożycza kajaki, to w wakacje co środę organizuje grupowe kajakowanie z przewodnikiem po pętli Miłomłyńskiej. I to jest strzał w dziesiątkę dla wszystkich mniej zaawansowanych lub bardziej zestrachanych kajakarzy. Czyli na przykład dla mnie. Nie chwaląc się, ostatni raz wiosło w ręku miałam w ubiegłym wieku (tak wieku, nie roku), a od tego czasu nabrałam respektu do wody. Bałam się, ale widoki i wrażenia były tego stresiku po stokroć warte.
Informacje praktyczne: Grupowe spływy pętlą miłomłyńską odbywają się przez całe wakacje co środę. Start o 12 z Przystani na Wyspie. Przepłynięcie pętli zajmuje ok. półtorej godziny. Wypożyczalnia kajaków działa przez cały tydzień.
Adres: ul. Rynkowa 3a, Miłomłyn
Przespaceruj się też po Miłomłynie
Historia z Miłomłynem lekko się nie obeszła. Po drugiej wojnie światowej miasteczko było tak zniszczone, że w nagrodę odebrano mu prawa miejskie. Miłomłyn odzyskał je dopiero w 1998 roku.
I choć 90% miasta zniknęło z powierzchni ziemi, to na ulicach Rynkowej i Kościelnej wciąż znajdziecie trochę przedwojennej zabudowy. No i kwiaty, wszędzie kwiaty. Latem Miłomłyn kwitnie.
Warto też zajrzeć do neogotyckiego kościoła św. Bartłomieja (piękne witraże i sklepienie kolebkowe!), do którego przyklejony jest kawałek średniowiecznych murów z dzwonnicą. Idąc dalej ulicą Kościelną w kilka minut dojdziecie też do śluzy Miłomłyn.
Skosztuj tego, co jadało się w czasach budowy Kanału Elbląskiego i czym raczyli się warmińscy drwale
Ruszamy do Małdyt!
Do Zajazdu pod Kłobukiem, który wygląda jak kieszonkowy gotycki zameczek, choć był tylko pałacową oficyną w dobrach Augusta II Mocnego. Dla porządku dodam, że po pałacu nie ma już śladu.
W połowie dziewiętnastego wieku w oficynie mieszkał i pracował nasz dobry znajomy Georg Jacob Steenke. Nie był to wybór przypadkowy – stąd blisko miał w każdą stronę budowy Kanału Elbląskiego. Zresztą to jedyne do dziś zachowane miejsce, w którym mieszkał. A w frontowej ścianie nadal znajdziecie pamiątkę po jego urzędach: geodezyjny reper. Mówiąc po ludzku taki punkt odniesienia, służący do pomiarów wysokości n.p.m..
Jednak z całym szacunkiem dla inżyniera, dziś do Małdyt przyjeżdża się nie dla jego repera, a do Zajazdu pod Kłobukiem – restauracji karmiącej genialnie i lokalnie!
Ojcem chrzestnym restauracji był autor Pana Samochodzika
To Zbigniew Nienacki wymyślił, by dobrotliwy warmiński diabełek został patronem przydrożnego zajazdu. Dobrze nakarmiony Kłobuk stoi na straży dostatku i domowego miru. Głodny Kłobuk to zły Kłobuk, a zły Kłobuk sika do mleka i studni. Ale wróćmy na ziemię.
Zajazd pod Kłobukiem niewiele dziś łączy z pegeerowskim zakładem gastronomicznym z czasów Nienackiego
Zajazd pod Kłobukiem to rodzinna restauracja wpisana na listę Dziedzictwa Kulinarnego Warmia-Mazury-Powiśle. Z menu czerpiącym z tradycji kulinarnych Krainy Kanału Elbląskiego i bazującym na lokalnych produktach. Część zresztą pochodzi prosto z grządek na tyłach Kłobuka. Slow food jak się patrzy!
Zjecie tu dania z repertuaru kuchni Warmii i Oberlandu, które trudno będzie skosztować gdziekolwiek indziej. Na przykład takie klopsiki królewieckie.
Nie wiem czy jadał je Georg Jacob Steenke nadzorując kopanie Kanału Elbląskiego, ale o nim w ogóle niewiele wiadomo. Natomiast pewne jest, że Zajazd pod Kłobukiem uratował smak klopsików królewieckich od zapomnienia. Przepis na wołowo-cielęce pulpety wyszperano w pruskim odpowiedniku książek Lucyny Ćwierczakiewiczowej, a w beta testerkę wcieliła się starsza pani, która ich smak pamiętała jeszcze z czasów gdy Kraina Kanału Elbląskiego była Prusami Wschodnimi.
Kuchnia warmińska to osobny temat
Ziemniaki ponad wszystko, prosto, tłusto i do syta. Idę o zakład, że żywili się nimi drwale z taborskich lasów i burłacy holujący barki po Kanale Elbląskim. Same tylko farszynki (kotlety ziemniaczane w kurkowym sosie) starczą byś chciał wskoczyć w chomąto i pociągać jakąś barkę.
Pro tip: Spróbujcie też bajecznych pappardelle z borowikami i chilli, carpaccio ze słoniny, a w chłodne dni koniecznie ziemniaczanych skórek!
Informacje praktyczne: Zajazd pod Kłobukiem karmi codziennie przez cały rok, ale w weekendy (a latem również w porze obiadowej w tygodniu) rekomenduję wcześniejszą rezerwację. Bo jest tłoczno. Trzeba też wziąć poprawkę na czas przygotowania potraw.
Ale żeby czekanie się nie dłużyło można też pobuszować w sklepiku z lokalnymi przysmakami oraz własnymi przetworami Kłobuka. Kupicie w nim chleb, dżemy, marynaty oraz od metra serów i wędlin. Osobne miejsce zajmują zaś publikacje poświęcone Krainie Kanału Elbląskiego, w tym reprint mapy Kanału Elbląskiego, którą własnoręcznie wyrysował nasz bohater. Steenke szybko zrozumiał, że Kanał Elbląski nie wygra z koleją żelazną w temacie transportu towarów, więc wpadł na pomysł, by promować go jako atrakcję turystyczną. W tym celu sprokurował poświęcony mu album, którego tłumaczenie również znajdziecie w Zajeździe pod Kłobukiem.
PS farszynki i klopsiki królewieckie są na liście produktów tradycyjnych województwa warmińsko-mazurskiego!
Adres: ul. Zamkowa 11 Małdyty
Zobacz port, którego już nie ma, bo pożarła go natura
Stary port w Czulpie jest rzut beretem z Zajazdu pod Kłobukiem, dojdziecie tam w kwadrans wolnym krokiem i choć miejsce to przede wszystkim raj żeglarzy – Czulpa leży u wylotu Kanału Elbląskiego z wyjątkowo urodziwego jeziora Ruda Woda – to idę o zakład, że i szczury lądowe się nim zachwycą. Moim zdaniem to najbardziej fotolubne miejsce Krainy Kanału Elbląskiego!
Szczury lądowe pewnie też zaraz zakrzykną, że co to za port, w którym nie ma ani grama betonu, w którym pirs to ziemna grobla porośnięta drzewami o parametrach pomników przyrody, a basen portowy okupują kaczki. Więc spieszę donieść, że betonu w porcie w Czulpie nigdy nie było, a o resztę upomniała się przyroda.
Ale nim natura przejęła Czulpę, trochę namieszał tu nasz kolega Georg Jacob Steenke
Powiedzmy sobie wprost: G.J. Steenke zawrócił kijem wody Krainy Kanału Elbląskiego. Innymi słowy tak wyregulował panujące tu stosunki wodne, by to wody z Jezioraka zasilały cały Kanał Elbląski. W praktyce oznaczało to obniżenie lustra wody kilku jezior. Rekordzistami były jeziora Sambród i Piniewo – w dół o pięć i pół metrów. Ruda Woda zjechała mniej, ale wystarczyło, by Czulpa na zawsze pożegnała się z młynarskimi tradycjami.
Stary port w Czulpie to dokładnie to, co Steenke wyrwał spod Rudej Wody. Chyba mu się tu spodobało, bo wkrótce potem w Czulpie się osiedlił i mieszkał aż do emerytury. Po jego willi do dziś nie został ślad. Uchowała się tylko resztka zabudowań folwarcznych – to ta szopka z pruskiego muru.
A czy w Krainie Kanału Elbląskiego są jakieś ładne dworki łamane na pałace czy inne folwarki?
Są! W dwóch z trzech można przenocować i przespacerować się po ponad stuletnich krajobrazowych parkach. W każdym można coś zjeść (gdyby po uczcie w Kłobuku było wam jeszcze mało).
Właśnie: przenocować. Pi razy oko połowa trasy za nami. To dobry moment, by zwiedzanie zamienić w leniuchowanie i to w nie byle jakich okolicznościach przyrody. Kraina Kanału Elbląskiego to kraina klimatycznych miejsc do spania!
Dworek Sople – tu spałam!
Nocleg sprawdzony na własnej skórze. Schowany w starych bukach, dębach i lipach modernistyczny dworek z lat dwudziestych dwudziestego wieku. Ciszę zakłóca tu najwyżej rechot żab, ewentualnie skrzypiąca podłoga.
Dworek Sople wygrywa w cenę. Za mniej niż dwie stówy dostajesz dwuosobowy pokój z dobrym śniadaniem i parkingiem w cenie. Pokoje w Soplach nie opływają w luksusy i metry kwadratowe, ale jest w nich wszystko czego potrzeba, włącznie z siatkami w oknach.
Jednak całą robotę w Soplach robi kameralna atmosfera, klimatyczna część ogólnodostępna (jadalnia połączona z salonikiem kominkowym i dużą werandą) oraz park krajobrazowy, właściwie niezmieniony od czasu założenia przez Johanna Larrasa w połowie dziewiętnastego wieku. Plus restauracja specjalizująca się w pierogach.
[AKTUALIZACJA] Dworek Sople nie przyjmuje już gości.
Folwark Karczemka – prawdziwy cukiereczek!
Paradoksalnie łatwiej tu trafić od strony wody niż lądu. Folwark Karczemka leży bowiem na dwudziestym dziewiątym kilometrze Kanału Elbląskiego i na ślepym końcu wybitej kocimi łbami drogi.
Kanałowi Elbląskiemu zawdzięcza zresztą swój rozkwit w dziewiętnastym wieku i drugą młodość. Tak się bowiem złożyło, że aktualni właściciele wypatrzyli rozpadający się młyn podczas rejsu po kanale. Kupili niemal bez zastanowienia i nie oglądając się na koszty podnieśli z ruiny w duchu dziewiętnastego wieku. Bardzo tu stylowo i tak sielsko, że bardziej się nie da.
Nocleg w Folwarku Karczemka można zarezerwować tutaj. Na miejscu jest restauracja.
adres: Karczemka 7
Pałac Drulity
Dla odmiany odnalezienie Pałacu w Drulitach nie przysporzy żadnych trudności. Zespół pałacowo-parkowy mija się w drodze do pochylni Buczyniec, ku której i my zmierzamy, ale to za moment. Na razie wjeżdżamy do wsi Drulity i idę o zakład, że pierwsze co pomyślicie to: rezydencja Carringtonów w środku pegeeru.
Co nie będzie wcale dalekie od prawdy. Tutejsi Carringtonowie nazywali się Krahmer, a ich neoklasycystyczna siedziba okazała się odporna na wszystkie zawirowania dwudziestego wieku. Pałacowi w Drulitach nie zaszkodzili ani sowieci w czterdziestym piątym, ani powojenna nacjonalizacja, ani lata transformacji. Dziś działa w nim sezonowa restauracja (od majówki do połowy września), a pałacowe wnętrza można zwiedzać.
adres: Drulity 1
Więcej pałaców i dworów w Krainie Kanału Elbląskiego
Jeżeli mało Wam dworków i pałaców, to podrzucam jeszcze kilka miejsc spoza naszej trasy:
- Kraplewo – pałacyk (gmina Ostróda)
- Karnity – zameczek (gmina Miłomłyn; pisałam o nim przy okazji roadtripa po Pojezierzu Iławskim)
- Dobrocin – niezagospodarowany pałac, w którym dawniej znajdowała się szkoła rolnicza (gmina Małdyty)
- Pozorty – dwór (gmina Zalewo)
- Dawidy – dwór (gmina Pasłęk)
- Powodowo – pałacyk, prywatna posiadłość (gmina Rychliki)
- Janów (Pomorski) – pałacyk (gmina Elbląg)
Zwiedź pochylnie Buczyniec, by zrozumieć fenomen Kanału Elbląskiego
Tak tu sobie zwiedzamy radośnie Krainę Kanału Elbląskiego, a wciąż się nie wyjaśniło czym ten cały Kanał Elbląski miałby różnić się od każdego innego kanału? Skąd trawa w miejsce wody i dlaczego statki na tory a nie w śluzy? Dłużej nie mam zamiaru trzymać was w niepewności.
Poznajcie genialny w swej prostocie koncept Georga Jacoba Steenke
Minuta dla geografii: wszystko przez różnicę poziomów między Buczyńcem a jeziorem Drużno. Dziewięćdziesiąt dziewięć i pół metra to pi razy oko trzydzieści pięter.
To przez nią sosnę taborską spławiano naokoło, a budowę Kanału Elbląskiego odkładano na wieczne nigdy. Skądinąd słusznie zakładano, że… dwadzieścia osiem śluz na odcinku dziewięciu kilometrów nie będzie najszczęśliwszym rozwiązaniem. Pokonanie ich trwałoby wieki, a śluzowanie pożerałoby nieskończone ilości wody. Bez sensu.
Dzięki pomysłowości Steenkego w Krainie Kanału Elbląskiego robotę planowanych trzydziestu dwóch śluz (sic!) załatwia pięć pochylni – porośniętych trawą suchych pagórków, które statki pokonują na szynach i cztery śluzy (wszystkie między Miłomłynem a Ostródą).
I teraz najlepsze: od czasów G.J. Steenkego pochylnie działają tak samo!
No dobrze, wymieniono jakieś zużyte drobiazgi. Ale mechanizm pochylni Kanału Elbląskiego od ponad 150 lat nie zmienił się ani o jotę. Nadal łódki ładuje się na wózki, które kursują wahadłowo po torach, poruszane energią wody spadającej na koło (podsiębierne zasięrzutne, gdyby ktoś pytał). Bez grama prądu i silnika diesla. Czysta fizyka, sto procent natury.
Kraina Kanału Elbląskiego to jedyne miejsce na świecie, w którym statki pływają (?) po trawie. Nie pierwsze na świecie – wcześniej podobny mechanizm zastosowano w USA na kanale Morrisa – ale jedyne, w którym suche pochylnie wciąż działają. To cud techniki i cud historii. To drugie, bo pochylnie przetrwały bez szwanku i wojny i sowieckich szabrowników.
Zwiedzanie pochylni Buczyniec
Zwiedzanie pochylni Buczyniec można podzielić na część płatną i nie. W wariancie „za free” możecie przespacerować się dookoła i zobaczyć hydrotechniczną maszynerię w akcji. Oraz odszukać przedwojenny obelisk ku czci inżyniera Steenke, który w czasach Polski Ludowej przyozdobiono tablicą po niderlandzku. A jeśli macie szczęście, to może nawet uda się zerknąć do wnętrza maszynowni.
W wersji płatnej – Izba Historii Kanału Elbląskiego. Po zwiedzaniu zasady działania pochylni nie będą mieć przed wami żadnych tajemnic. Dziatwa z kolei na pewno doceni makietę systemu pochylni.
Informacje praktyczne: Izba Historii Kanału Elbląskiego czynna jest codziennie od 1 maja do końca września. W Buczyńcu można skorzystać z bezpłatnego parkingu (bardzo mały). WC płatne (na cenę – 3 złote – spuśćmy zasłonę milczenia). Pochylnia Buczyniec to też jedyne miejsce wśród opisanych w Krainie Kanału Elbląskiego, w którym możecie spodziewać się tłoku.
Statkiem po trawie, czyli pochylnie Kanału Elbląskiego w praktyce
Być w Krainie Kanału Elbląskiego i nie popłynąć statkiem po trawie, to jak być w Rzymie i nie zobaczyć Koloseum, albo wyjechać z Berlina bez dotknięcia wiadomego muru. No trzeba, choćby raz w życiu.
Rejsy po pochylniach Kanału Elbląskiego mają dwa warianty:
- Dłuższy, czyli rejs z Elbląga do Buczyńca (lub odwrotnie). Trwa około 5 godzin, a trasę obsługuje Żegluga Ostródzko-Elbląska
- Krótszy po dwóch pochylniach: Buczyniec – Kąty – Kąty – Buczyniec. Trwa około 2 godzin. Rejsy obsługuje żegluga Statkiem po trawie
- Po pochylniach pływają jeszcze Statki Ostróda, ale na stronie nie dzielą się żadnymi szczegółami rejsów
Wszyscy jedziemy na jednym wózku, to znaczy statku
Wybrałam wersję skróconą, nie tyle że krótsza (no dobrze, czas gonił), ale przede wszystkim dlatego, że taki rejs w tą i na zad pozwala doświadczyć pochylni w każdą stroną, a wbrew pozorom wrażenia wcale nie są takie same. Gdyby ktoś był ciekaw, mi bardziej podobała się jazda pod górkę.
Ale! Na razie niczego nieświadoma zaokrętowałam się na stateczek spacerowy Bursztyn.
Bursztyn z zewnątrz: dziadek (do 2011 jako Karolinka pływał po Katowicach i Chorzowie; teraz żałuję że nie zapytałam kapitana jak Karolinka trafiła do Krainy Kanału Elbląskiego: wodą czy lądem).
Bursztyn w środku: mucha nie siada. Poszukiwaczom wygód polecam zainteresować się dolnym pokładem z miękkimi sofami i podglądem na żywo z kamery na dziobie. Złaknionym wrażeń i widoków – dwa miejsca VIP na samym dziobie.
Bursztynem dowodzi kapitan Bartek, który gdyby nie był kapitanem spokojnie mógłby zostać wodzirejem. Tak nas podczas rejsu zabawiał! Nie szczędząc historii i anegdot z Kanałem Elbląskim w roli głównej. A fotki w czapce kapitańskiej i za sterem w dłoni są w pakiecie!
Jakieś dwa kwadranse za Buczyńcem dobiliśmy do kolejnej pochylni, w Kątach i to jest proszę Państwa pochylnia, o którą walczyliśmy. Statek na trawie? Phi! Co powiecie na statek w koronach drzew? Z jabłkami prawie że na wyciągnięcie ręki i pysznymi widokami.
[ZAMKNIĘTE NA STAŁE] Głodni? Skosztujcie jedzenia przyszłości (którym zajadali się nasi przodkowie)
A są nim…. Ślimaki! Zdziwieni? Przygotujcie się na więcej zaskoczeń!
Zaskoczenie numer 1: Francuzi wcale nie są aż takimi wielbicielami ślimaków jak niesie fama
Jak przekonują Mariola i Grzegorz Skalmowscy, ślimaki większą kulinarną estymą cieszą się np. w Hiszpanii (ślimaki po katalońsku, mniam, mniam, mniam). We Francji jadają je głównie turyści. Komu jak komu, ale Skalmowskim wierzyć można. Pan Grzegorz do niedawna eksportował na zachód dziesiątki ton ślimaków własnego chowu.
Ale już tego nie robi, choć nadal je w Krainie Kanału Elbląskiego hoduje: pasione na mniszku lekarskim ekologiczne ślimaki z wolnego wybiegu. Ważne! Wcale nie poczciwe winniczki (są włókniste, gumowate, a obróbka termiczna pochłania godziny) tylko mniejsze ślimaki śródziemnomorskie.
Zaskoczenie numer 2: Trzysta lat temu w Polsce ślimaki jadało się nagminnie i namiętnie
Choć ‘namiętność’ może nie być najszczęśliwszym określeniem, bo ślimaki w siedemnastowiecznej Polsce były popularnym daniem postnym (a w surowych czasach kontrreformacji znacznie częściej pościło się niż teraz). Tak popularnym, że w pierwszej polskiej książce kucharskiej z 1682 roku więcej jest przepisów na dania ze ślimaków niż z wieprzowiny.
Jak smakuje ślimak z Krainy Kanału Elbląskiego?
Nie, ślimaki na pewno nie smakują jak kurczak, są za to zaskakująco dobre. W Bistro Ślimaka podaje się je na kilka sposobów: w czekoladzie jako praliny, z odrobiną czosnku i masełka zapiekane po burgundzku, zawijane w boczek lub po prostu w formie porządnych burgerów.
Te ostatnie polecam na przełamanie lodów tym, którzy chcieliby zjeść ślimaka, ale się boją. Słowo harcerza, że po pierwszym gryzie straszki i wątpliwości opadną bezpowrotnie. To będzie zaskoczenie numer 3, że miks 80% ślimaków i 20% wołowiny może smakować tak dobrze. Więc jeśli jedzenie (wcale nie takiej dalekiej) przyszłości to białko z robaków i pokarm w tabletkach, to ja wybieram ślimaki.
A że w Bistro Ślimaka spieszyć się nie należy, to czekanie na jedzenie umila spacer po farmie. Prócz ślimaków w Snails Garden mieszkają też miniaturowe kózki i owce (w tym Basia – przesłodziak wykarmiony butelką, z zachowania bardziej pies niż owca), szczęśliwe kuce szetlandzkie z odzysku, przepiórki, króliki, gęsi.
[AKTUALIZACJA] Bistro Ślimaka nie działa już w tej lokalizacji. Ślimaków można obecnie skosztować w bistro Hoteliku 51 w Pasłęku.
Zrelaksuj się w Pasłęku
Pasłęk – miasteczko tak słodkie, że łyżkami można je jeść
Pasłęk kupił mnie od pierwszego wejrzenia, czy może raczej pierwszego wjazdu. Wjedźcie ulicą Zamkową by zrozumieć, co mam na myśli.
Dalej było jeszcze lepiej. Najpierw Pasłęk nakarmił mnie rozpustnymi lodami firmowymi z oldskulowej Kawiarni Jankowscy (ul. Chrobrego 22; kawiarnia czynna jest od marca do listopada!). Państwo Jankowscy dogadzają Pasłęczanom od 36 lat. Potem jeszcze poprawił lemoniadą arbuzową za całego piątaka (tak 5 złotych, nie 15) w MIR Cafe (Kopernika 2; miejsce z gatunku very Instagrammable).
Pasłęk to też zabytki i historia sięgająca trzynastego wieku
Miasteczko stworzyli holenderscy osadnicy sprowadzeni tu do osuszania okolicznych bagien. Więc przez setki lat Pasłęk na mapach figurowało jako Preußisch Holland, czyli Pruska Holandia. O tamtych czasach przypomina oryginalny układ urbanistyczny Pasłęka, który w odróżnieniu od miast lokowanych na prawie magdeburskim, nie ma rynku ani szachownicy ulic.
Ma za to solidny kawał średniowiecznych miejskich murów z dwiema bramami, zamek krzyżacki (odbudowany po wojnie), kolorowe kamieniczki na Dąbrowskiego, gotycki kościół św. Bartłomieja, a w nim barokowe organy Hildebrandta – wizyta w Pasłęku nie liczy się bez wysłuchania ich w akcji. Z kolei kościół św. Jerzego w duchu ekumenizmu dzielą społeczności ewangelicka i prawosławna.
Wreszcie rewelacyjny Park Ekologiczny na ul. Partyzantów, a w nim kwartał lasu, jezioro, plaża, ławeczki oraz kieszonkowa tężnia solankowa. Na nicnierobieniu można spokojnie spędzić tu pół dnia. Dla dzieciatych – ogromny i nowoczesny plac zabaw na Jagiełły.
Czy można chcieć czegoś więcej?
Tak, zostać w Pasłęku na dłużej. Jeśli chcielibyście przenocować, to polecam spanie w słodkiej kamieniczce w samym centrum Pasłęka, a na obiad siup do baru rybnego Smażalnia Okoń w Zielonym Grądzie. Na temat okoni się nie wypowiem, ale zupę rybną i sandacze mają pierwsza klasa.
Dopłynęliśmy do brzegu, to znaczy końca Krainy Kanału Elbląskiego
Jeśli starczy sił i czasu, zajrzyj jeszcze do Elbląga – miasta, które:
- Ma wspaniałe Muzeum Historyczno-Archeologiczne
- Galerię sztuki w byłym gotyckim kościele
- Oraz mnóstwo sztuki nowoczesnej na ulicach
- A poza tym Elbląg w czterdziestym piątym roku Armia Czerwona właściwie zmiotła z powierzchni ziemi i do dziś najstarsza część miasta tak do końca nie podniosła się z ruin (ergo w Elblągu wciąż są wojenne gruzy! A część kamienic odbudowano metodą retrowersji, czyli współczesną architekturą, która kształtem i formą nawiązuje do przeszłości).
Więcej o Elblągu pisałam tutaj.
Dalsza lektura i pomoce naukowe:
- oficjalna strona Krainy Kanału Elbląskiego
- lista miejsc, organizacji i gospodarzy zrzeszonych w sieci Ekomuzeum Krainy Kanału Elbląskiego
- mapa szlaków rowerowych Krainy Kanału Elbląskiego
- mój przewodnik dla szczurów lądowych po Pojezierzu Iławskim, które również jest częścią Krainy Kanału Elbląskiego
- a spragnionym górek i (prawie) morza polecam Wysoczyznę Elbląską rzut beret od Krainy Kanału Elbląskiego.
- w okolicy warto też zahaczyć o kilka tajemniczych miejsc nad Jeziorakiem, dwa mało znane zamki krzyżackie, a z Małdyt jest już tylko rzut beretem do sympatycznego Morąga.
Tekst powstał w ramach 2. Turystycznych Mistrzostw Blogerów organizowanych przez Polską Organizację Turystyczną we współpracy z Warmińsko-Mazurską Regionalną Organizacją Turystyczną. Ogromne podziękowania należą się dobremu duchowi tej wyprawy – Pani Stanisławie Pańczuk. Pani Stasiu, jest Pani prawdziwym skarbem Krainy Kanału Elbląskiego!
Spodobał Ci się tekst? Postaw mi wirtualną kawę lub udostępnij artykuł znajomym. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
No i zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.
Podobne artykuły
Cześć!
Nazywam się Zofia Jurczak, a to moja strona poświęcona podróżom
Jestem kulturoznawczynią (UJ), stypendystką Miasta Krakowa. Moje koniki to Kraków (napisałam o nim dwie książki), muzea, miasteczka, dziedzictwo kulturowe i historyczne. Kocham Japonię, uwielbiam wyspy. W podróży napędza mnie ciekawość. Na stronie piszę o tym, co mnie kręci.
Więcej