Ten wpis mógłby mieć też tytuł: ziemia lubawska, czyli o tym jak uparłam się, że zostanę Jamesem Cookiem blogosfery.

Butnie? Owszem, ale mam po temu powody. Do Turystycznych Mistrzostw Blogerów zgłosiłam się z misją. Misją opowiedzenia o moich rodzinnych stronach. Nowe Miasto Lubawskie co prawda już zdążyłam na blogu opisać, ale umówmy się: prawdziwe konfitury kryją się w jego okolicach. Okolicach, które zwą różnie, między innymi ziemia lubawska. Ta z kolei to w blogosferze turystycznej terra incognita.

Zresztą nie tylko w blogosferze, bo i oficjalne turystyczne strony województwa warmińsko-mazurskiego nie rozpieszczają nadmiarem informacji. Więc gdy w lipcu zabrałam się za wstępny rekonesans, okazało się, że ja i moje dobre chęci na placu boju jesteśmy sami.

I zaiste minę miałam nietęgą, gdy uświadomiłam sobie, że chcę pisać o ziemi lubawskiej, tylko nie bardzo wiem o czym. Brawo ja! Coś tam w głowie dzwoniło, wiadomo, ale nie miałam pomysłu jak entuzjazm z gatunku ‘jak tu pięknie i zielono’ przekuć w konkrety.

Muzeum Lokalne w Łąkorzu. Ziemia Lubawska

Nie było więc innej rady, jak zasięgnąć języka u znawców okolicy (z tego miejsca kłaniam się nisko Fundacji Wybudowania, zajrzyjcie na ich stronę bo dla ziemi lubawskiej robią wspaniałe rzeczy!), a potem wskoczyć w buty turystki i ostro zabrać się za zwiedzanie powiatu nowomiejskiego. Co z tego wynikło? Dużo dobrego, znacznie więcej niż przypuszczałam. Wystarczyło tylko skręcić w drogę bez nazwy.

Krótko mówiąc: będą Państwo zadowoleni!

ziemia lubawska
Łąkorz. Ziemia Lubawska

Ja mówię ziemia lubawska. Wy na to, że co?

Na co ja, że to południowo-zachodni koniuszek województwa warmińsko-mazurskiego.

Ten wpis teoretycznie więc mogłabym zatytułowany ‘Mazury nieoczywiste’, ‘Mazury nieznane’ albo jeszcze lepiej ‘Mazury o jakich istnieniu nie mieliście pojęcia’. Tylko że ziemia lubawska to nie Mazury!

To niewielka kraina skupiona wokół dwóch miasteczek spod znaku citta slow: Nowego Miasta Lubawskiego i (a jakże!) Lubawy. I że gdybym miała ziemię lubawską opisać w trzech słowach to byłyby to: pagórki, woda i pogranicze.

(oraz gotyckie kościoły z czerwonej cegły, ale to już robi siedem słów)

➙ CZYTAJ RÓWNIEŻ: Glaznoty na Wzgórzach Dylewskich. Dwa kościoły, wiadukt kolejowy, kamienny krąg, Sasinowie, Krzyżacy i co z tym wszystkim wspólnego miał Marek Kotański

Łąkorz. Ziemia Lubawska ziemia lubawska

Pogranicze, bo to ani Pomorze, ani Mazury (ani Warmia tym bardziej). Ani Pojezierze Iławskie ani Pojezierze Brodnickie, choć jedno i drugie jest na wyciągnięciu ręki. Pogranicze też w dosłownym znaczeniu, bo ziemia lubawska przez setki lat leżała na rubieżach Polski. Tu kończyła się I i II Rzeczpospolita, a kawałek dalej zaczynały Prusy, wpierw Książęce, potem Wschodnie.

Górki, dołki i woda to z kolei robota lodowca, który ziemię lubawską literalnie przeorganizował. Pamiątką po lądolodzie są więc morenowe pagórki i ultra malownicza dolina rzeki Drwęcy (która w okolicach Nowego Miasta Lubawskiego szczególnie chętnie meandruje).

Jeśli macie ochotę ziemię lubawską zwiedzać na dwóch kółkach (co jest świetną opcją!), to lojalnie ostrzegam, że łydki nie raz zapłoną ogniem. Płaskiego tu tyle co kot napłakał (z jednym wyjątkiem, o którym więcej za moment). A jeśli macie ochotę spłynąć Drwęcą, to kajaki w okolicy Nowego Miasta Lubawskiego można wypożyczyć tutaj oraz tutaj.


Łąkorz. architektura okolic Nowego Miasta Lubawskiego

And now ladies and gentlemen: Przed wami 11 najciekawszych miejsc ziemi lubawskiej. Wybór mój

Czy gburowie byli gburami? Muzeum Lokalne w Łąkorzu

Niedziela w samo południe. Żar leje się z nieba, ale wewnątrz Muzeum Lokalnego w Łąkorzu panuje przyjemny chłodek. Ta drewniana chata z początku dziewiętnastego wieku to ostatnie czworaki w Łąkorzu. Przez dwieście lat mieszkali w nich robotnicy leśni. Ostatnia lokatorka wyprowadziła się przed trzema laty, ale muzeum kawałek po kawałku przejmowało chatę od 1995 roku.

Muzeum Lokalne w Łąkorzu ma niepodrabialny – cudownie staroświecki – klimat. Z trzeszczącą podłogą i zakurzonymi sprzętami sięgającymi po powałę (niech ręka boska broni kogokolwiek ścierać te kurze!). I teraz najlepsze – po muzeum oprowadza jego spiritus movens pan Jan Ostrowski, więc w cenie biletu są też opowieści o ziemi lubawskiej, jej gwarze i obyczajach.

Muzeum Lokalne w Łąkorzu. Ziemia LubawskaMuzeum Lokalne w Łąkorzu. Ziemia Lubawska

Na początek szybka lekcja czym są czworaki. To proste: domem dla czterech rodzin. W Łąkorzu po jednej izbie (wcale dużej) na rodzinę plus wspólna kuchnia. Łazienka? Jaka łazienka! Za to zdarzało się, że na poddaszu dokwaterowywano kolejnych lokatorów. Dziś na poddaszu odtworzona jest sala lekcyjna z wiejskiej szkoły z poprzedniego wieku, a w pozostałych pomieszczeniach zobaczycie wystawy stałe i czasowe.

Jedna z nich pokazuje jak sto lat temu żyło się w okolicach Nowego Miasta Lubawskiego. W roli głównej zestaw wypoczynkowy z salonu gburów. Tak paradny, że na szczególne okazje wypożyczano go do kościoła. Gwoli jasności gburami nazywano tutejszych majętnych gospodarzy z dziada pradziada. Czy byli gburowaci? Nie wiem.

Tuż obok czworaków stara kuźnia z czerwonej cegły. Bardzo bogato wyposażona w eksponaty.

Muzeum Lokalne w Łąkorzu. Ziemia Lubawska Muzeum Lokalne w Łąkorzu. Ziemia Lubawska

O, holender! Wiatrak w Łąkorzu

Prawdziwy dziewiętnastowieczny wiatrak typu holenderskiego stoi sobie jak gdyby nigdy nic w Łąkorzu, na czubku pagórka zwanego Łysocha.

Mało tego, że wiatrak stoi, to jeszcze można go zwiedzać (znów w towarzystwie Pana Jana Ostrowskiego). A w środku kolejna gratka: małe muzeum młynarskiej techniki. Szczęście w nieszczęściu – zabytkowa maszyneria (ma ponad 150 lat!) przetrwała dziesięciolecia bezkrólewia, gdy nikomu niepotrzebny wiatrak pozostawiony był na pastwę losu. W połowie lat siedemdziesiątych skończyła się jego kariera jako młyna, a skrzydeł pozbawiono go dwie dekady wcześniej.

wiatrak w Łąkorzu. Atrakcje okolic Nowego Miasta Lubawskiego

Dla nieprzekonanych jeszcze dodam, że wiatrak to też świetny punkt widokowy na okolicę – czternaście metrów ponad Łysochę!

Informacje praktyczne: Muzeum Lokalne w Łąkorzu, kuźnia oraz holenderski wiatrak otwierane są po uprzednim umówieniu się z kustoszem Panem Janem Ostrowskim: 509 980 320 lub muzeumlokalne @op.pl. Łączony bilet wstępu do wszystkich atrakcji kosztuje 12 złotych (w cenie oprowadzanie) lub 4 złote do jednego obiektu.

Adres Muzeum Lokalnego: Łąkorz 120. Wiatrak znajdziecie na wzgórzu na tyłach posesji Łąkorz 76.

wiatrak w Łąkorzu. Atrakcje okolic Nowego Miasta Lubawskiego wiatrak w Łąkorzu. Atrakcje okolic Nowego Miasta Lubawskiego

Wrze jak w ulu. Pasieka Jabłońskich (nadal Łąkorz)

Zostajemy jeszcze na chwilę w Łąkorzu. Przed Wami miejsce, w którym fraza ‘huczy jak w ulu’ stała się ciałem. O co chodzi? A o domek do apiterapii, który na pierwszy rzut oka niewiele różni od zwykłej ogrodowej wiaty, w rzeczywistości jest czymś między ulem a inhalatorium. Mieszka i pracuje w nim dziesięć pszczelich rodzin. Co ważne, od wnętrza domku do apiterapii oddziela je siatka.

I podczas gdy pszczółki uwijają się jak w ukropie, delikwent poddający się apiterapii siedzi sobie jak basza wewnątrz domku i wdycha opary – efekt uboczny procesu przerobu nektaru w miód. A wszystko to dla zdrowotności (głównie górnych dróg oddechowych, ale nie tylko), ma się rozumieć. Oraz spokoju ducha, bo w ulu nie huczy, tylko kojąco szumi.

Niestety, gdy na początku sierpnia zwiedzałam pasiekę państwa Jabłońskich było już po ptakach. Sezon na apiterapię jest krótki, trwa z grubsza tyle ile pszczele prace przy zapylaniu, a pierwsza połowa lipca to ostatni dzwonek.

Pasieka Jabłońskich Łąkorz. Atrakcje okolic Nowego Miasta Lubawskiego Pasieka Jabłońskich Łąkorz. Atrakcje okolic Nowego Miasta Lubawskiego

A jeśli pasieka, to muszą też być miody. U państwa Jabłońskich znajdziecie zarówno miodowe evergreeny (miód rzepakowy, gryczany czy akacjowy) jak i miody – rarytasy: ogórecznikowy, leśny i z facelii. Dodać jeszcze muszę, że pasiekę w Łąkorzu prowadzi już trzecie pokolenie rodziny Jabłońskich (a czwarte powoli się przysposabia) i że wszystko zaczęło się w 1937 roku od dziadka Józefa i jego uli własnego pomysłu. Pasika dziś liczy kilkadziesiąt uli, z czego część to pasieki wędrowne.

Informacje praktyczne: Pasiekę państwa Jabłońskich można zwiedzać po uprzednim kontakcie telefonicznym: 603 891 518. Na miejscu działa sklepik z miodami. Z apiterapii można korzystać od maja do czerwca, ale na opowieści o pszczołach i pszczelarstwie można liczyć przez okrągły rok. Gospodarstwo Pasieczne Jabłońscy należy do sieci dziedzictwa kulinarnego Wami, Mazur i Powiśla.

Adres: Łąkorz 96

Pasieka Jabłońskich Łąkorz. Atrakcje okolic Nowego Miasta Lubawskiego

Herbarium w Lipinkach – natura ponad wszystko!

Skojarzenie z hortus conclusus, czyli średniowiecznymi zamkniętymi ogrodami, okazuje się nie być aż takie od czapy. Co prawda herbarium w Lipinkach nie ukrywa się za klasztornym, ani żadnym innym murem, ale i bez tego wcale nie łatwo je znaleźć. Na moje pytania gdzie to? mieszkańcy Lipinek tylko bezradnie rozkładali ręce, a mi nie pozostało nic innego jak odwołać się do najwyższej instancji. Czyli zapytać w sklepie. – To chyba gdzieś na tyłach plebanii. No i bingo!

Herbarium w Lipinkach to spółdzielnia socjalna, która w zielarstwo wciągnęła osoby zagrożone wykluczeniem społecznym. I faktycznie za plebanią (nawiasem mówiąc piękny, zabytkowy kompleks z czerwonej cegły) ukrywa się kwitnący zagon: łąka ziół i leczniczych kwiatów. W Herbarium naturze się nie przeszkadza, najwyżej ciut pomaga, wysiewając to co dziko tu nie rośnie.

Ziemia Lubawska. Herbarium Lipinki Ziemia Lubawska. Herbarium Lipinki

Co dzieje się dalej? Zioła są zbierane, suszone i tradycyjnymi sposobami zmieniane w kosmetyki, przetwory i zdrowotne specyfiki. W czasie mej wizyty w Herbarium na tapecie akurat były róże. Płatki już pachniały w suszarni, wkrótce powstaną z nich supernawilżające naturalne kremy. Z owoców – klasycznie – pyszka dżemy (sprawdzone!).

Inne hity Herbarium w Lipinkach to krem z mniszka (czytaj: naturalny retinol), maść z żywokostu na obolałe gnaty i naturalny syrop przeciwkaszlowy ze ślazu, czyli malwy. Uwaga: można płacić kartą! Wkrótce będzie można przyjechać do Herbarium i zrobić sobie taki krem czy inne mazidło własnoręcznie, na warsztatach.

Informacje praktyczne: Herbarium w Lipinkach można zwiedzać od kwietnia do października, po wcześniejszym umówieniu się: 697 080 469.

Adres: oficjalnie Lipinki 13, ale ziołowego ogrodu i naturalnego sklepiku szukajcie w sąsiedztwie plebanii i cmentarza. A takie piękne kwiaty i sadzonki kupicie w centrum ogrodniczym Agroogród.

Ziemia Lubawska. Herbarium Lipinki Ziemia Lubawska. Herbarium Lipinki

Gdzie Wel nie płynie z wolna: rezerwat Piekiełko

Nie płynie z wolna, bo między miejscowościami Chełsty i Trzcin, Wel – ta umiarkowanie wartka nizinna rzeka – zmienia się rwący górski potok!

Strome zbocza, przełomy, progi wodne, powalone drzewa w liczbie mnogiej, kamieniste dno, kipiel i generalnie gwałtowny spadek. I tak przez blisko dwa kilometry. Więc jeśli komuś marzy się posmakować kajakarstwa górskiego lub po prostu brakuje mu w życiu emocji to welcome to hell! Witajcie w rezerwacie Piekiełko w Welskim Parku Krajobrazowym – przyrodniczej osobliwości okolic Nowego Miasta Lubawskiego!

Zresztą, proszę sprawdźcie sami na YouTube co w rezerwacie Piekiełko się odjaniepawla z kajakami.

Ziemia Lubawska. Rezerwat Piekiełko. Wel. Welski Park Krajobrazowy. atrakcje okolic Nowego Miasta Lubawskiego

Bogaty w florę i faunę Welski Park Krajobrazowy szczególnie ukochali sobie kajakarze. Wbrew temu co pisałam wyżej, Wel uchodzi za rzekę stworzoną do rodzinnych spływów. Bo raczej płytka i ze spokojnym nurtem, płynąca przez tereny puste, dzikie i ciche. Ktoś rzekłby nawet – nudne. Gwiazdka nie dotyczy Piekiełka.

Rezerwat Piekiełko można też zobaczyć od strony lądu. Ba, to cudowne miejsce do spacerów. Ścieżka prowadzi raz dnem doliny, raz zboczem. Z jednej strony przełomy Welu, a z drugiej naturalna leśna roślinność. A jeśli w oko wpadnie ci niewielki krągły ptaszek z białą piersią, to gratulacje właśnie widzisz pluszcza – gatunek, który dał się oszukać wartkiemu nurtowi przełomów Welu. Bo pluszcze na terenach nizinnych nie gniazdują.

Ostrzegam! Piekiełko diablo wciąga!

Ziemia Lubawska. Rezerwat Piekiełko. Wel. Welski Park Krajobrazowy. atrakcje okolic Nowego Miasta Lubawskiego

Jak dojechać do rezerwatu Piekiełko w Welskim Parku Krajobrazowym?

Najpierw trzeba dojechać do wsi Trzcin (nie inaczej niż drogą bez nazwy). Z Nowego Miasta Lubawskiego będzie to ok. 15 kilometrów. W Trzcinie wyglądaj sklepu spożywczego, tuż za nim jest szutrowa droga, która prowadzi prosto do Piekiełka, pi razy oko 2 i pół kilometra dalej (jest tabliczka kierunkowa).

Auto (lub rower) zostaw na mikroskopijnym parkingu przy tablicach informacyjnych Welskiego Parku Krajobrazowego. Road to hell to niepozorna piaskowa ścieżka w dół. Szlak po Piekiełku nie jest oznakowany, ale opis pętli spacerowej znajdziecie tutaj.

Ziemia Lubawska. Rezerwat Piekiełko. Wel. Welski Park Krajobrazowy. atrakcje okolic Nowego Miasta Lubawskiego

Domy Konesera w Trzcinie – tu chcę uciekać z miasta!

O miejscach takich jak Domy Konesera mówi się siedlisko. Albo z angielska in the middle of nowhere. Bo niby Trzcin jest stąd rzut beretem (albo jedno strome podejście pod górę), to gdzie okiem sięgnąć ani żywego ducha. Jakiś kryty eternitem dach majaczy na horyzoncie i to by było na tyle w temacie sąsiadów.

Czyste powietrze aż uderza tu do głowy. No i cisza. Cisza taka, że od razu na myśl przyszedł mi kawałek „Buszu po polsku” Ryszarda Kapuścińskiego:

– Dzwoni? – pyta jeden. Nasłuchują. – Dzwoni! – szepcze drugi. – Co dzwoni? – pytam. (Widzę, że się wygłupiłem). Są oburzeni: – Cisza, człowieku, cisza dzwoni!

Domy Konesera Trzcin. Okolice Nowego Miasta Lubawskiego. Agroturystyka trzcin. Ziemia Lubawska
Domy Konesera Trzcin. Okolice Nowego Miasta Lubawskiego. Agroturystyka trzcin. Ziemia Lubawska
Domy Konesera Trzcin. Okolice Nowego Miasta Lubawskiego. Agroturystyka trzcin. Ziemia Lubawska

Domy Konesera w Trzcinie z braku lepszego słowa nazwę agroturystyką, choć w kategorii styl i dbałość o szczegóły w cuglach wygrałyby z niejednym butikowym hotelem. Zrujnowane gospodarstwo w otulinie Welskiego Parku Krajobrazowego odbudowano bowiem rustykalnie, ale z wielkim smakiem i troską o historyczne szczegóły.

Z zewnątrz jest pięknie i zielono. W środku przytulnie i nowocześnie, ale tylko tam gdzie trzeba, bo gros wyposażenia ma ponad sto lat. W pokojach nie ma telewizorów, są za to książki, bardzo dużo książek. A przed domem hamaki, ławki i plac zabaw dla najmłodszych.

Jedzenie – przygotowywane z lokalnych składników i domowe (zresztą nawet piwo jest domowej roboty). Takie które babcia od serca ugotowałaby ulubionemu wnuczkowi, który przyjechał do niej na wakacje. Slow food jak się patrzy!

Domy Konesera Trzcin. Okolice Nowego Miasta Lubawskiego. Agroturystyka trzcin. Ziemia Lubawska Domy Konesera trzcin

A na dokładkę ultrasłodkie włochate szkockie krowy, których jedyną powinnością jest się paść, biegać po łące i być szczęśliwymi krowami.

Nocleg w Domach Konesera w Trzcinie możecie zarezerwować tutaj. Dobra rada: jeśli wahacie się między pokojem tańszym a droższym, weźcie droższy.
Adres: Trzcin 81

Domy Konesera Trzcin. Okolice Nowego Miasta Lubawskiego. Agroturystyka trzcin. Ziemia Lubawska
ziemia lubawska

Kurzętnik, który ominęła historia przez duże H

Jedna z największych bitew średniowiecznej Europy NIE rozegrała się w Kurzętniku.

A mogła! W każdym razie optował za tym wielki mistrz zakonu krzyżackiego Ulrich von Jungingen, który na początku lipca 1410 roku na zamku w Kurzętniku obmyślał pułapkę na zmierzające na Malbork polsko-litewskie wojska. Nie ze mną te numery, Ulrich! – powiedział mu na to Władysław Jagiełło i nie przeprawił się przez bród na Drwęcy w okolicy Kurzętnika jak pierwotnie planował. Dalsze poszukiwania zawiodły go pod Grunwald. A resztę znacie.

I tym oto sposobem wielka historia ominęła Kurzętnik. Niestety równie zgrabnie nie udało mu się wymiksować ze szwedzkiego potopu, w efekcie którego Kurzętnik na kilka lat stał się miastem – widmem. Przypominają o tym ruiny ruin zamku z końca XIII wieku pierwotnie należącej do biskupów chełmińskich. Jeszcze wcześniej zaś w Kurzętniku urzędowało pruskie plemię Sasinów, a gdzieś nieopodal dzisiejszych ruin znajdował się ich święty gaj – miejsce, w którym czcili bożka Kurcho.

ruiny zamku w Kurzętnikuruiny zamku w Kurzętniku. Kurzętnik. Kurza Góra

Warto wspiąć się na wzgórze zamkowe (polecam podejście schodami na tyłach gotyckiego kościoła św. Marii Magdaleny). Roztaczający się z ruin widok na dolinę Drwęcy i okolice Nowego Miasta Lubawskiego rekompensuję ewentualną zadyszkę.

Kurzętnik stracił prawa miejskie ponad sto lat temu, ale wciąż unosi się tu duch kameralnego średniowiecznego miasteczka. Cudowne są też dzikie błonia nad Drwęcą. Warto wytężyć wzrok, bo działają tu bobry!

Natomiast zimą Kurzętnik zmienia się w gród narciarzy. Wyobraźcie sobie, że ziemia lubawska ma w repertuarze atrakcji najdłuższą narciarską trasą zjazdową w północnej Polsce! Ośrodek narciarski Kurza Góra zrobił użytek z pagórkowatego pejzażu okolic Nowego Miasta Lubawskiego. Tu się szusuje po zboczach doliny Drwęcy.

Ale Kurzętnik (a wraz z nim reszta okolic Nowego Miasta Lubawskiego) ma jeszcze jedną fajnostkę.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Dookoła Kurzętnika na rowerze – wycieczka krajoznawcza

Kurzętnik ziemia lubawska Kurzętnik

O tym jak stara linia kolejowa zmieniła się w nową ścieżkę rowerową

To nie jest idealna droga rowerowa! Mogłaby na przykład się znienacka nie urywać i to na obu końcach (ale to akurat może się jeszcze zmienić, bo work in progress). Mogłaby też nie przecinać się z ruchliwymi szosami (na to akurat rady nie ma; koniecznie więc trzeba parę razy zsiąść z dwóch kółek). To są jednak drobne niedogodności, które nie są w stanie przyćmić faktu, że pięknie się pedałuje po takiej trasie!

(nie wspominając już o tym, że to jedyna droga rowerowa w okolicach Nowego Miasta Lubawskiego!)

ziemia lubawska
ziemia lubawska. Radomno

Ścieżka rowerowa prowadzi śladem dawnej linii kolejowej nr 251 z Iławy Głównej do Tamy Brodzkiej, głównie dnem doliny Drwęcy (jest więc stosunkowo płasko). Smaczku trasie dodają mijane po drodze resztki kolejowej infrastruktury na czele z charakterystycznymi dworcami z czerwonej cegły. Dodatkowo w Bratianie plenerowa siłownia, a pod Radomnem wiata piknikowa.

Radomno Bagno Szaleniec

Radomno, czyli pogranicze

W chwili gdy piszę te słowa trasa rowerowa urywa się w miejscu o wdzięcznej nazwie Bagno-Szaleniec. Stamtąd można dalej pojechać w lewo – w stronę Gryźlin lub w prawo, do Radomna i dalej przez las do Iławy.

Zatrzymajmy się na chwilę w Radomnie. Pamiętacie jak wspominałam, że ziemia lubawska to było pogranicze? No i proszę, jesteśmy na polskiej wschodniej granicy do 1 września 1939 roku. W okolicach Radomna zostało po niej kilka śladów. Pierwszym i bodaj najciekawszym jest drewniany most na jeziorze Radomno. 150 metrowa kładka pieszo-rowerowa łączy brzegi wsi z półwyspem Nowy Ostrów. Radomno do wybuchu II wojny światowej było w Polsce, Nowy Ostrów to były Prusy.

Radomno. Kładka na jeziorze Radomno. Szlak św. Jakuba. ziemia lubawska Radomno. Kładka na jeziorze Radomno. Szlak św. Jakuba. ziemia lubawska

Dziś przez półwysep, kładkę, Radomno i dalej w stronę Nowego Miasta Lubawskiego prowadzi warmińsko-mazurski odcinek Camino de Santiago, czyli szlaku św. Jakuba.

Kolejny ślad dawnej granicy polsko-pruskiej jest kawałek dalej w stronę Iławy, w osadzie Katarzynki. Teraz rządzi tu służba leśna, przed wojną też rządziła służba, tylko że graniczna. A tuż przed Iławą w lesie znajdziecie poniemieckie bunkry.

Będąc w Radomnie trudno też przeoczyć tutejszy neogotycki kościół – jego czterdziestopięciometrową wieżę widać z daleka.

Radomno koło Nowego Miasta Lubawskiego Radomno ziemia Lubawska

Podziękujcie bobrom! Uroczysko Mścin

Natura zawsze upomni się o swoje. W uroczysku Mścin zajęło jej to jakieś 150 lat, a detonatorem okazały się bobry.

Bobry, których w okolicach Nowego Miasta Lubawskiego jest wcale mało. To one kilka lat temu zaczęły podtapiać nieużytki rolne między Tomaszewem a leśnictwem Ostrówki. Jeszcze w połowie dziewiętnastego wieku było w tym miejscu regularne jezioro. Co prawda płytkie i zarastające, ale jednak jezioro. Z naturą wygrał jednak pruski pragmatyzm, który jezioro Mścin osuszył. Na powstałych w ten sposób żyznych łąkach przez dziesięciolecia pasły się krowy i owce. Ale w którymś momencie tego zaniechano. Pozostawione same sobie łąki zaczęły dziczeć i wtedy do roboty zabrały się bobry. Później trochę pomogło im Nadleśnictwo Brodnica, tworząc tu coś co fachowo nazywa się obszar małej retencji.

uroczysko Mścin. Ostoja ptaków koło Nowego Miasta Lubawskiego. Obszar małej retencji
uroczysko Mścin. Ostoja ptaków koło Nowego Miasta Lubawskiego. Obszar małej retencji

Dzięki temu zarastająca łąka w kilka miesięcy zmieniła się w ostoję ptactwa, nie tylko wodnego. Wyglądajcie między innymi aż jedenastu gatunków kaczek, czapli siwej i białej, derkaczy, żurawi, czajek i batalionów, a nawet bielików i kani. Ptaki można obserwować na przykład z wieży widokowej. Nie zapomnijcie lornetki!

Informacje praktyczne: uroczyska Mścin próżno szukać na mapach googla. Najbliższy punkt orientacyjny to leśnictwo Ostrówki przy drodze z Tereszewa do Cichego. Uroczysko jest jakieś dwieście metrów za leśniczówką, którą zresztą nie sposób przeoczyć – to przepiękny ponad stuletni budynek z czerwonej cegły. Auto trzeba zostawić przy leśniczówce (nie ma oficjalnego parkingu dla turystów) i dalej ruszyć piechotą. Polecam też spacer gruntową drogą w stronę Tomaszewa. Natomiast nie polecam zapuszczać się na nią autem, bo grozi zaryciem w piachu.

Uroczysko Mścin leży w granicach Brodnickiego Parku Krajobrazowego – warto zainteresować się jego jeziorami i lasami. A jeśli komuś zamarzy się kąpiel, to rzut beretem z leśnictwa Ostrówki jest jezioro Wielkie Partęczyny z pełną wodną infrastrukturą.

uroczysko Mścin. Ostoja ptaków koło Nowego Miasta Lubawskiego. Obszar małej retencji
leścnictwo Ostrówki. Uroczysko mścin.

Dalsza lektura:

Teraz WY! Znacie inne ciekawe miejsca w okolicach Nowego Miasta? Kto ma ochotę odkryć ziemię lubawską?

Ten tekst bierze udział w organizowanych przez Polską Organizację Turystyczną #mistrzostwablogerow i powstał pod patronatem Warmińsko-Mazurskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej.


Spodobał Ci się tekst? Postaw mi wirtualną kawę lub udostępnij artykuł znajomym. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
No i zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.


Loading
Sprawdź skrzynkę i kliknij w potwierdzający link.

DZIĘKUJĘ!