Jeśli w głębi ducha jesteś urodzonym emerytem, a nad wakacje w rytmie umpa umpa przedkładasz ciszę i święty spokój, to Rugia jest miejscem stworzonym dla ciebie.

Rugia marzyła mi się od dawna

Ale trzeba było pandemii by słowo stało się ciałem.

No bo ja nie z tych, co wakacjują się nad Bałtykiem (pierwsze i póki co jedyne wakacje nad polskim morzem zaliczyłam tak dawno temu, że co poniektórych z was Drodzy Czytelnicy mogło wtedy jeszcze nie być na świecie). Ja z tych co Bałtyk wyznają po sezonie. Zresztą plany na letnią kanikułę też były inne. Marzył mi się powrót do Krajów Bałtyckich, ale jak to się mówi: jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o swoich planach. Nim przeszłam do fazy konkretów Kraje Bałtyckie zatrzasnęły mi przed nosem granice

No to nie.

Urlop się zbliżał, a wciąż nie był rozparcelowany. Miało być blisko z Polski, by w razie szaleństw typu „jutro zamykamy kraj!” móc szybko dać nogę, ale też nie w Polsce. Kocham zwiedzać nasz kraik, ale przynajmniej raz w roku muszę odpocząć od widoku rodaków. I jeszcze miało być samochodem, ewentualnie pociągiem, na pewno nie samolotem (dlatego). Myśleliśmy o wykupieniu biletów Interrail Pass, ale miny zrzedły po przejrzeniu cennika.

Tymczasem pomysł na wakacje krył się na dnie biurka w rodzinnym domu. Od matury nie zaglądałam w jego, ekhm, trzewia. A tam proszę ja was, wśród kserówek i repetytoriów leżał równiutko ułożony stos podręczników do języka polskiego. Na wierzchu romantyzm. Na okładce „Skały kredowe na Rugii” Caspara Davida Friedricha. Dla większości pierwszy i jedyny kontakt z Rugią. Nie chciałam dłużej pozostawać w tym gronie, więc na wakacje pojechałam do Niemiec.

Kredowe klify na Rugii. Park Narodowy Jasmund Rugia
Park Narodowy Jasmund

Dwa tygodnie później wylądowałam na Rugii – największej niemieckiej wyspie na Bałtyku. Powierzchni toto ma tyle, co powiat wieluński, ale bez porównania więcej uroku i atrakcji. Mam do czego tęskno wzdychać.

➙ CZYTAJ RÓWNIEŻ: Lubisz wyspy? Ja bardzo!

1. Bo te drogi na Rugii takie piękne

Suchą stopą – tak od przedwojnia podróżuje się na Rugię. Wyspę z resztą Niemiec połączono mostem, a właściwie dwoma. Pierwszą przeprawę – zwodzony Rügendamm – otwarto za Hitlera. Drugą – podwieszany Rügenbrücke – za Angeli Merkel (BTW w Bundestagu reprezentującej m.in. Rugię). Jeden i drugi łączy wyspę ze ślicznym i zabytkowym (choć między nami mówiąc nudnawym) miastem hanzeatyckim Straslund.

most drogowy Rugia Straslund

Jak jeździ się autem po Rugii? Spokojnie, żeby nie napisać kojąco. Bo szosa gładka jak stół, ruch umiarkowany, a towarzystwo z żelazną konsekwencją przestrzega ograniczeń prędkości. No i drogi często są tak urokliwe, że aż szkoda szybko nimi jechać. Część z nich leży na Deutsche Alleenstraße – Niemieckim Szlaku Alei, który zaczyna się na Rugii a kończy na Jeziorze Bodeńskim. To najdłuższa trasa turystyczna w Niemczech. Prawie trzy tysiące kilometrów starymi drogami w cieniu kasztanów, dębów i innych okazałych drzew. Bajka!

Deutsche Alleenstraße Rugia

2. Drogi – drogami, ale na Rugii są połacie gruntu wyłączone z ruchu kołowego

Na Rugii są miejsca, w których nie zobaczycie samochodu. I o ile w Parku Narodowym Jasmund (to tam, gdzie kredowe klify) wydaje się to być naturalną koleją rzeczy, o tyle wsie pozbawione widoku aut, to coś czego w Polsce próżno szukać.

(a szkoda…)

Tak jest w osadzie rybackiej Vitt, której szutrowe uliczki są tak wąskie, że samochody nie miałyby szansy się nawet minąć. Tak jest w Putgarten, po którym autami mogą jeździć tylko mieszkańcy. Nie nadużywają jednak tego przywileju.

Vitt wieś rybacka Rugia
Vitt

Auto zostawia się na parkingu (ma się rozumieć płatnym, bo zjawisko o nazwie „darmowe parkowanie” na Rugii właściwie nie występuje) i dalej wolno już tylko pieszo lub na rowerze. Ewentualnie pojazdem, którego inaczej niż pociążek na oponach nazwać nie mogę. Ta ostatnia opcja jest oczywiście dodatkowo płatna.

Ale Vitt i Putgarten to nic w porównaniu z leżącą po sąsiedzku z Rugią wyspą Hiddensee – całą wyłączoną z ruchu pojazdów silnikowych. Te złomiarskie wózki służą do transportu bagaży letników, którzy po dobiciu na Hiddensee muszą się jakoś doczłapać do swoich kwater.

port w Kloster
Kloster na wyspie Hiddensee

3. Rugia smakuje śledziami i rokitnikiem

Co prawda z rokitnika (po niemiecku Sanddorn) słynie przede wszystkim Hiddensee, ale i Rugię porasta ten kolczasty i średnio urodziwy krzaczek. Z jego pomarańczowych owoców wytwarza się tu wiele smakołyków: od ciastek i cukierków przez konfitury do soków, nalewek, a nawet piwa (które jak piwo ani nie wygląda, ani nie smakuje, co może okazać się świetną nowiną, dla tych, którym zwykłe nie przechodzi przez gardło).

krzak rokitnika pospolitego

Rokitnik smakuje specyficznie, trudno to do czegokolwiek porównać. Jest przyjemnie cierpki, bo zawiera ogromną ilość witaminy C, ale – co zdumiewające u rośliny – także nienasycone kwasy tłuszczowe plus od groma innych dobroci. Samo zdrowie, w dodatku pycha.

piwo z rokitnika i ciasto z rokitnika

Polskie śledzie śledziom z Rugii mogą w najlepszym razie czyścić płetwy. Też nie wiem o co chodzi, bo przecież Bałtyk tu i tu ten sam, a odległość między naszym wybrzeżem a Rugii to raptem sto parę kilometrów. A jednak różnica jest diametralna. No i u nas nikt nie wpadł na genialny w swej prostocie koncept, by śledzia spakować w bułkę i sprzedawać jako fast food.

Heringsfilet konserwa rybna z Sassnitz

Słowo, które koniecznie trzeba opanować przed podróżą na Rugię: Fischbrötchen, czyli po naszemu kanapka z rybą. Chrupiąca bułeczka, liść sałaty, kleks sosu, cebula i płat świeżutkiego śledzia: zwykle matiasa lub bismarcka. Kosztuje toto 2,5-3,5 euro i jest najtańszą przepustką do gastroraju.

Fischbrötchen - bułka ze śledziem fast food na Rugii

4. Bałtyk niby ten sam, ale jakiś inny

Śledzie to jedno, ale zobaczcie jaki kolor mają wody „naszego polskiego morza” tylko trochę bardziej na zachód.

Bałtyk przy wybrzeżu Rugii

I choć kilometrówka może na to nie wskazywać, to wakacje nad tzw. polskim morzem i na Rugii dzielą kulturowe góry i lasy. Gdy kilka lat temu pierwszy raz zobaczyłam zdjęcie plaży na niemieckim wybrzeżu Bałtyku nie mogłam uwierzyć, że zrobiono je w dwudziestym pierwszym wieku.

kosze plażowe na Rugii
plaża w Binz
molo w Sellin na Rugii. Dom na wodzie
molo w Sellin

Germańską odpowiedzią na słowiański chaos grajdołów i parawanów są staroświeckie kosze plażowe, które wynajmuje się zamiast leżaków.

W ogóle na Rugii można poczuć klimat letniska sprzed lat. Z wielkim szacunkiem traktuje się tu bowiem przedwojenną architekturę kurortową. Odnowiona starannie i ze smakiem, konsekwentnie biała (rzadziej kremowa, a prawie nigdy w innych kolorach) drewniana zabudowa to wizytówka Binz i Sellin – dwóch najpiękniejszych letnisk na Rugii. Są jak Sopot, ale bez krzykliwych szyldów, banerów, budek z mydłem i powidłem oraz innych estetycznych okropieństw na widok, których mam ochotę natychmiast wydłubać sobie oczy.

architektura kurortowa Rugia
willa w Binz na Rugii

5. Hotel, w którym nocowaliśmy na Rugii

Jak dobrze poszukać, to na wyspie można spać i w osiemnastowiecznym domku krytym strzechą, ale co to za wakacje bez śniadaniowego bufetu? Toteż słodka chatka przegrała z hotelem Kurhotel w Sassnitz. Marudny Mąż długo mi wypominał jego cenę. Uwaga dla niezarabiających w euro: Rugia w temacie nocowanie daje tak niewiele za tak wiele (i oczekując przyzwoitego standardu trzeba się z góry nastawiać na koszty). Niczego jednak nie żałuję, bo w Kurhotelu wysypiałam się na piąteczkę z plusem, a i śniadania nie rozczarowały.

A poza tym móc co rano poczuć się jak Krystle Carrington w „Dynastii” to jakby bezcenne. O co chodzi? O te schody. Inaczej niż majestatycznie i w zwolnionym tempie kroczyć się po nich nie dało.

Kurhotel Sassnitz Rugia

Kurhotel to też miejsce z przeszłością, czyli takie jakie lubię najbardziej. To enerdowski dom marynarza z lat 50., który po zjednoczeniu Niemiec przeszedł gruntowną renowację. Jako osoba łasa na sztukę nie mogłam przejść obojętnie obok gablot z modelami łodzi i rugijskich pejzaży, które w hotelu wiszą właściwie wszędzie. Najlepszym obrazem było jednak ogromne okno w sali śniadaniowej. Poranną kawę piło się więc z widokiem na Bałtyk.

Kurhotel Sassnitz

Spanie w Kurhotel Sassnitz możecie zarezerwować tutaj.

6. A poza tym Rugia jest jak z obrazka!

Jak ożywiona ilustracja z idyllicznej książki dla dzieci. Słodkie domki, małe sady i ukwiecone ogródki. Pruski mur i dachy kryte strzechą nie należą do rzadkości.

dom w Göhren Rugia
Göhren

Oczy odpoczywają od krzykliwych fasad, bo na Rugii na serio dba się o spójność krajobrazu kulturowego i o to, by to, co nowe pasowało do tego, co stare. Wyspa nie została oszpecona zunifikowaną zabudową pod masowego turystę. Jedynym niechlubnym wyjątkiem jest Prora (zwane przeze mnie potworą) – ponad czterokilometrowa pamiątka po Hitlerze, ale o niej innym razem.

dom w Putgarten na Rugii
Putgarten

No dobra, jest jeszcze kilka niezbyt urodziwych pamiątek po NRD, które na Rugię zaprosiło przemysł. Jest też dramatycznie brzydki, betonowy hotel Rugia, który widać z niemal każdego miejsca w Sassnitz. W ogóle określenie „jak z obrazka” średnio pasuje do Sassnitz, ale nawet w tym przeciętnym portowym mieście część letniskowa jest wielkiej urody. Już nie wspominając, że kredowe klify zaczynają się zaraz za miastem.

Sassnitz na Rugii
Sassnitz

Z kolei takie Schaprode to czysta idylla, a wcale tak być nie musiało. To portowa wioska, z której wypływają statki na wyspę Hiddensee – tę na którą auta wstępu nie mają. Zostawia się je więc w Schaprode, którego gros powierzchni zajmują parkingi. Przed oczyma duszy mojej widzę jak wyglądałoby to w Polsce. Widzę budy z suwenirami, widzę staczy-naganiaczy, auta zaparkowane gdzie bądź, płachty reklamowe wielkości małych gospodarstw.

dom w Schaprode Rugia
Schaprode Rugia

Tymczasem Schaprode jest ujmujące i sielskie. Z zadbanymi ogródkami, niedużymi domami i trzynastowiecznym kościołem leżącym na Europejskim Szlaku Gotyku Ceglanego. Ma arcyciekawe wnętrze. Barokową ambonę trzyma na głowie św. Piotr (biedaczek), a północną część prezbiterium zajmuje intrygująca zamknięta loża.

Rugia kościół św. Jana Schaprode. Europejski Szlak Gotyku Ceglanego

Z kolei kościół w Kloster na Hiddensee (siedemnasty wiek) ma ambonę wkomponowaną w ołtarz, sklepienie pomalowane w kwiatowy rzucik (jak w pokoiku sentymentalnej panienki!) i anioła wielkości dorosłego mężczyzny dyndającego pod sufitem.

kościół w Kloster

7. Marian, tu jest jakby romantycznie

Zaczęłam od Caspara Davida Friedricha, więc Casparem Davidem Friedrichem skończę. Ten najsłynniejszy niemiecki malarz epoki romantyzmu na Rugię wracał kilkukrotnie. Dramatyczny i tajemniczy krajobraz wyspy mocno go inspirował. Godzinami krążył po klifach i bukowych lasach szkicując.

Jednak dla historii sztuki najważniejsze okazało się lato spędzone na Rugii w 1818 roku. Friedrich przyjechał tu jako świeżo upieczony małżonek młodszej o dziewiętnaście lat Christiany Bommer. Malarz podobno był mrukiem i samotnikiem (żadne zaskoczenie jeśli zna się jego obrazy), Christiana – odwrotnie – radosna i pełna życia. I choć nie ma na to żadnych dowodów, to prawdopodobnie ona w czerwonej sukni i włosach zebranych w kok na „Skałach kredowych na Rugii” ratuje się przed upadkiem z klifu. W tym czasie jej poślubiony w kapeluszu na głowie, jak gdyby nigdy nic, gapi się kontempluje błękit Bałtyku. Ale czy to na pewno Friedrich? bo i jego autoportret jest tylko teorią historyków sztuki.

Skały kredowe na Rugii
„Skały kredowe na Rugii” (Muzeum Sztuki Winterthur)

Jedyne rozczarowanie z Rugią polega na tym, że widoku z obrazu Caspara Davida Friedricha nie ma. Być może nigdy go nie było, a malarz połączył kilka szkiców, które znosił ze swoich wielogodzinnych wędrówek. A jeśli był, to erozja i wody Bałtyku zrobiły swoje. Przez dwieście lat spłaszczyły ostre granie, wylizały dramatyczne uskoki.

Park Narodowy Jasmund Rugia

Co natomiast na pewno od czasów Caspara Davida Friedricha na Rugii się nie zmieniło, to pradawne bukowe lasy porastające grzbiet klifów. Poskręcane konary i omszałe głazy – totalnie jak z romantycznego pejzażu – do zobaczenia w Parku Narodowym Jasmund (BTW wpisany jest na listę UNESCO).

Park Narodowy Jasmund Rugia

Wszystkie artykuły z podróży po Niemczech znajdziecie TUTAJ.


Podobało się?

Postaw mi wirtualną kawę lub udostępnij artykuł znajomym. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
No i zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.


Loading
Sprawdź skrzynkę i kliknij w potwierdzający link.

DZIĘKUJĘ!