Morąg – średniowieczny rodowód, Krzyżacy, pałac, kolorowe kamieniczki, dobre muzeum, jeziora, J.G. Herder, czarownice, czerwonoarmiejcy i zdobyczne armaty. Wymieniać dalej?
Hip, hip, hurra na cześć pomysłów na wycieczki, które znienacka wpadają do głowy i raz-dwa trafiają do realizacji. Tak było tym razem. Nazwa Morąg nie raz obiła mi się o uszy, ale nigdy nie interesowało mnie, co kryję się za nią. Do czasu, gdy Instagram (KLIK jeśli jeszcze mnie nie obserwujecie) podetknął mi pod nos profil Muzeum Morąga z siedzibą w – uwaga! – pałacu i to takim wolno stojącym, jakie zwykle widuje się pośrodku niczego, a nie w centrum miasta.
To co tam zobaczyłam nijak się miało do klasycznego wyposażenia muzeów małych miast, którym przecież jest Morąg (14 tysięcy mieszkańców; od 2020 roku należy do sieci cittaslow). A kilka klików później okazało się, że muzeum to tylko czubek górki atrakcji. No i nie było innej rady jak pojechać do Morąga, co bezzwłocznie uczyniłam (BTW pociągiem).
Podejrzewam, że i Wam nazwa Morąg może niewiele mówić, toteż by odwrócić ten trend przygotowałam ściągę z tego co (moim zdaniem!) w mieście najciekawsze. Bierzcie, zwiedzajcie, a artykuł dalej udostępniajcie!
➙ CZY WIESZ, ŻE MIASTECZKA MAJĄ NA BLOGU WŁASNĄ KATEGORIĘ?
Nie myl go z Mrągowem
Bo to dwie różne bajki. Ta o Morągu rozgrywa się w dawnych Prusach Górnych zwanych Oberlandem. Ta o Mrągowie na Mazurach. Dzieli je ponad sto kilometrów.
W bajce o Morągu główne role grają Krzyżacy, pruscy hrabiowie zu Dohna i oświeceniowy myśliciel nazwiskiem Herder. W tej o Mrągowie występują Festiwale Golonki i Weselnych Przebojów, Piknik Country oraz Mazurska Noc Kabaretowa.
Miasto nad trzęsawiskiem
Brzmi romantycznie. Jak tytuł nienamalowanego obrazu Caspara Davida Friedricha, ale niczego romantycznego tu nie ma. Są za to nieczystości, których do Jeziora Morąskiego spuszczano tyle, że w dziewiętnastym wieku akwen do niczego już się nie nadawał. Co robią pragmatyczni Prusacy? Stawiają na Jeziorze Morąskim krzyżyk. Nie dosłownie, ma się rozumieć. Osuszają je i zmieniają w łąkę.
Ale jezioro nie dało za wygraną i znów napełniło się wodą. Kiedy i dlaczego? – też chciałabym wiedzieć. Tak czy owak, wróciło, ale w skarlałej formie, którą jeziorem już nikt nie nazywa. Na mapach ochrzczono je Rozlewiskiem Morąskim. Trzęsawisko ma status użytku ekologicznego. Kochają je ptaki, gniazduje tu sto pięćdziesiąt gatunków. Można je podglądać z obserwacyjnej wieży.
W granicach Morąga jest jeszcze jezioro Skiertąg, a rzut beretem za rogatki jezioro Narie. To drugie to akwen-konkret: pięćdziesiąt kilometrów linii brzegowej i dziewiętnaście wysp.
Morąg przez 5 minut był stolicą
Jasne, że nie Polski (halo, tu do czterdziestego piątego roku były Prusy!), tylko państwa krzyżackiego. Bo Morąg (niem. Mohrungen) założyli Krzyżacy. Co prawda wcześniej urządziło się tu pogańskie plemię Pogezan, ale przegrało z misją ewangelizacyjną rycerzy teutońskich, którzy w miejsce ich gródka postawili zamek. A wokół zamku wyrósł Morąg, który za kilka lat będzie obchodzić siedemsetną rocznicę nadania praw miejskich.
Oficjalnie stolicą państwa krzyżackiego Morąg nigdy nie był, nieoficjalnie był przez rok, w czasie którego na morąskim zamku rezydował wielki mistrz zakonu krzyżackiego Henryk Reuss von Plauen. A prawo krzyżackie w tej kwestii nie pozostawia wątpliwości: stolica państwa jest tam gdzie wielki mistrz.
Co się stało z zamkiem krzyżackim?
A stoi sobie, w mocno okrojonym kształcie, ale jednak.
Mówią: nie oceniaj książki po okładce, a ja mówię nie oceniaj zamku po fasadzie. Bo z zewnątrz zamek krzyżacki w Morągu nie wygląda szczególnie reprezentacyjnie: dach kryty papą i sypiące się tynki. Ale za to wnętrza Drodzy Państwo… Nie no, to trzeba zobaczyć. Ja byłam odurzona urokiem tego miejsca.
Zamek ma zupełnie niekrzyżacki (czytaj: niezgrzebny i niepedantyczny) wystrój z bogatą kolekcją różności korespondujących z estetyką życia arystokratów kilka wieków temu. Zwiedzając czułam się nie jak w muzeum, a w rodowej rezydencji leciutko zubożałego hrabiego. W bonusie ponad sto metrów renesansowych polichromii.
To w ramach zanęty, po więcej zapraszam TUTAJ, bo zamkowi Morąg poświęciłam osobny tekst.
Adres: ul. Zamkowa 11 (zamek otwarty dla zwiedzających jest od wiosny do jesieni)
Że niby teraz się długo buduje? Pomyślcie o kościele w Morągu, który powstawał 200 lat
Jak zaczęto w czternastym wieku tak skończono w szesnastym i od tamtej pory nie majstrowano już przy jego bryle. Jest więc kościół pod wezwaniem świętych Piotra i Pawła jedyną budowlą w Morągu, która od średniowiecza przetrwała w pierwotnym kształcie. I jednym kawałku!
W środku ciekawostki: kryształowe sklepienie w nawach bocznych, czternastowieczny ogromny krucyfiks nad zakrystią, epitafia rodu Dohna i gotyckie polichromie w prezbiterium.
Reszta Morąga miała mniej szczęścia
Miastu dostało się w czterdziestym piątym roku. W kupę gruzu zamieniła się większość czarującego – jeśli wierzyć przedwojennym widokówkom – starego miasta. Dziury po mieszczańskich kamieniczkach wypełniły proste i całkiem zgrabne plomby. Te wokół rynku (nazwanego placem Jana Pawła II) pomalowano w jasne kolory i choć do wielbicieli galopującej pastelozy się nie zaliczam, to do pastelozy morąskiej nic nie mam, ba, ona mi się bardzo podoba!
Natomiast nie podoba mi się, że rynek równa się parking. Stojący pośrodku gotycki ratusz to także dwudziestowieczna kopia. W budynku mieści się informacja turystyczna, a w podziemiach kieszonkowe muzeum – Morąska Izba Pamięci Historycznej. Na jednym z wystawionych zdjęć można zobaczyć stan rynku i ratusza po wyzwoleniu przez Armię Czerwoną. W czasie mej wizyty wystawą czasową była kolekcja wojennych artefaktów, wśród nich na pozór niewinna butelka po piwie Carlsberg, która winna robi się dopiero po oględzinach kapsla.
À propos wojennych trofeów – dwa spiżowe stoją przed ratuszem. Z Liège, w którym armaty odlano, trafiły w 1870 roku na wojnę francusko-pruską i… na niewiele się zdały, bo Francja przegrała. Zdobycznych dział było tyle, że pruska armia część zdemobilizowała i przekazała na pomniki. Morąg dostał dwa, które jakimś niewiarygodnym fartem nadal trwają na warcie przy ratuszu.
Jak wygląda armata wie każdy, więc wrzucam zdjęcie pompy.
Miasto czarownic
Procesy o czary nie były czymś niespotykanym ani w Prusach Górnych, ani Prusach innych, ale Morążanie do polowań na czarownice przykładali się jakby bardziej. Procesy odbywały się tu do końca osiemnastego wieku, a ostatnią publiczną egzekucję wykonano w 1854 roku.
Najbardziej znaną ofiarą procesu o czary była czternastoletnia Barbara Schwann, ale w jej przypadku praktyki magiczne były tylko pretekstem. Dziewczynę zgładzono za dzieciobójstwo, wpierw jednak poddano wielogodzinnym torturom. Po wszystkim kat nadział jej głowę na pikę i wystawił na miejskich murach. Egzekucji przyglądał się pięcioletni Johann Gottfried Herder – przyszły filozof epoki oświecenia, student Immanuela Kanta i przyjaciel J.W. Goethego. Poza tym pastor, pisarz i przywódca duchowy ruchu Sturm und Drang, który otworzył literaturę niemiecką na romantyzm. Herder urodził się w Morągu w 1744 roku.
Morąg Herdera
Nie ma śladu po domku, w którym Johann Gottfried spędził pierwsze osiemnaście lat życia. W jego miejscu stoi współczesna plomba, ale Morąg o swym najwybitniejszym krajanie nie zapomina. Na kamienicy jest pamiątkowa tablica, a po drugiej stronie ulicy (nomen omen Herdera) pomnik filozofa ufundowany przez niemieckie Ministerstwo Kultury. Oryginalny pomnik miał mniej szczęścia niż francuskie armaty, zniknął bez śladu zaraz po wojnie.
Najwięcej Herdera jest w Muzeum Morąga (również jego imienia). Wystawa cieszy oko, są mebelki z epoki (np. zaaranżowany gabinet z czasów, gdy uczony mieszkał w Weimarze), drobne pamiątki, a na ścianach tapety z faksymile rękopisów. Ślicznie jest i nowocześnie, aczkolwiek nie wiedząc wiele o Herderze zwiedzając czułam się jak dziecko we mgle.
Nie mogłam na przykład skumać czemu służyć mają drobiazgi rodem z mazurskiej chaty skoro Johann Gottfried pochodził z mieszczańskiej rodziny? Dopiero w domu doczytałam na stronie Muzeum w Morągu, że deska-świnka (chciałabym) i gliniane dwojaki ilustrują jedne z ważniejszych dokonań Herdera: przekłady i wydania pieśni ludowych różnych ludów Europy i świata mające kapitalny wpływ na literaturę romantyczną w Niemczech i Europie. Wpadlibyście na to?
Ale zdaję sobie sprawę, że hasło ‘wystawa poświęcona niemieckiemu filozofowi’ nie zapowiada wielkich emocji, więc na zachętę do odwiedzin w Muzeum Morąga podrzucam clickbaitową kiełbasę:
Golizna!
Jadę po bandzie, ale tylko trochę. Na najwyższym piętrze pałacu zu Dohnów zobaczycie skromną wystawę obrazów z kręgu szkoły wileńskiej XIX/XX skupionej wokół Ludomira Ślendzińskiego.
Artyści tworzyli w duchu neoklasycyzmu, Śledziński wzorował się na malarstwie włoskiego renesansu. Wiecie co to znaczy? Że nie ma abstrakcji, są za to wysmukłe postacie, realistyczne detale i sporo aktów. Szalenie podobało mi się, że i w małym mieście można zobaczyć sztukę wysokiej próby (a nie, że tylko potłuczone skorupy i wypchane zwierzęta), na co nie bez wpływu jest fakt, że muzeum jest oddziałem Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie.
Pałac Dohnów – diabeł tkwi w szczegółach
Wciąż jesteśmy w Muzeum Morąga, nie opuszczamy pałacu Dohnów. Szczerze? Mam z nim problem. Pałac w teorii jest barokowy, w praktyce dwudziestowieczny. Z zewnątrz jest bez zarzutu, a nawet intrygująco. W środku trochę zgrzyta.
Tutaj proszę zrobić KLIK, by zobaczyć jak założenie wyglądało pod koniec lat siedemdziesiątych, gdy ruszyła odbudowa. Powiedzieć gołe mury, to jakby nic nie powiedzieć. Pałac w Morągu trzeba było de facto wybudować od zera. Zadania nie ułatwiał brak ikonograficznych źródeł. Nic nie wiadomo o tym jak przed czterdziestym piątym pałac wyglądał w środku.
Odbudowa zaczęła się za gierkowskiej prosperity, a skończyła w czasach niedoborów i to widać, niestety. Ba myślę sobie, że dziś żaden konserwator nie przełknąłby w barokowym pałacu klatki schodowej jak w bloku z wielkiej płyty i rzędów drzwi z dykty. Z drugiej strony współczesne państwo nie byłoby skore do ładowania kasy w odbudowę jakiegoś pruskiego zabytku. Więc może jednak lepsze lastryko i aluminiowe klamki niż nic? Jak myślicie?
Wracamy do zwiedzania
Zostały jeszcze dwie wystawy. Pierwsza to siedemnastowieczne portrety mistrzów niderlandzkich. Ich obecność ma o tyle sens, że rodzina Dohnów faktycznie związana była z Niderlandami, można sobie zresztą pooglądać ich podobizny.
Jest też sporo antycznych mebelków, a najwięcej skrzyń posagowych i fantazyjnie intarsjowanych szaf. W muzeum zaaranżowano też stylowe saloniki: barokowy, empire, biedermeier oraz secesyjny, w którym za dywan robi, o zgrozo, skóra rysia. Ryś tygrysem Europy Środkowej.
No ale podsumowując: wizytę w Muzeum Morąg polecam bez wahania!
Koło pałacu rozciąga się całkiem przyjemna pozostałość parku. Są ławki w cieniu starych drzew oraz liczne ślady konsumpcji alko pod gołym niebem. Nie żebym miała coś przeciwko, ale odnotowuję, że konsumenci tychże mają brzydki zwyczaj pozbywania się butelek rzucając nimi o trotuar. Park przy pałacu to nie jedyna miejscówka w Morągu, w której chodziłam po dywanie z tłuczki szklanej.
Adres: ul. Dąbrowskiego 54
Na kawę do wieży ciśnień
Bistro nazywa się Wieża ze smakiem i mieści w najładniejszej z trzech wież ciśnień w Morągu. Wybudowano ją w 1906 roku jako część miejskiego systemu wodociągów, w którym dzielnie służyła kolejne pięćdziesiąt lat. Dobra kawa, ceny niewygórowane i regały uginające się od książek (także regionalnych!). Tylko widoków na Morąg i rozlewisko brak, bo kawiarnia zajmuje najniższe poziomy wieży.
Adres: ul. Dąbrowskiego 11
Morąg ma miejski szlak turystyczny
O którego większości punktów przed chwilą przeczytałaś lub przeczytałeś. W informacji turystycznej można pobrać mapkę Morąga z zaznaczonymi punktami, a przy poszczególnych atrakcjach stoją tabliczki z opisami. Nie ma (lub nie zauważyłam) szlakowskazów, więc nawigowanie między atrakcjami trzeba ogarnąć we własnym zakresie. Morąg to jednak niewielkie miasto, więc ryzyko zgubienia się jest żadne, a i odległości są nieduże. No może poza ostatnim punktem, na miejskim szlaku turystycznym oznaczonym numerem 13.
A jest to cmentarz żołnierzy radzieckich z II wojny światowej. Pochowano tu ponad dziewięciuset czerwonoarmistów, nie wszyscy jednak zginęli „wyzwalając” Morąg, część ekshumowano z okolic Iławy. Nie mam bladego pojęcia dlaczego pomnik poległych żołnierzy Armii Radzieckiej wylądował na szlaku atrakcji turystycznych. Czy warto go zobaczyć? Odpowiem filozoficznie: to zależy, co komu leży. Ja poszłam jeszcze kawałek dalej i w zaroślach znalazłam coś bardziej z mojej bajki – opuszczony cmentarz ewangelicki. Dawna kaplica cmentarna służy wyznawcom prawosławia – mieści się w niej cerkiew św. Włodzimierza (i to ponoć od lat 60.!).
Adres: Oba cmentarze są na ulicy Dąbrowskiego w kierunku Małdyt
Do Morąga można dojechać pociągiem
Co w województwie warmińsko-mazurskim jest raczej wyjątkiem niż regułą. Najbliższe duże miasta to Elbląg i Olsztyn, z obu dojazd pociągiem zajmuje niecałą godzinę. Z dworca kolejowego (utrzymanego w granicach przyzwoitości, aczkolwiek oferowane udogodnienia kończą się na dachu nad głową i twardej ławce) do centrum Morąga idzie się kwadrans.
W okolicy
Teraz będzie o tym, że w okolicach Morąga warto zatrzymać się na dłużej. Najpierw proszę sobie jednak obstalować nocleg – sporo ciekawych opcji tutaj, a potem zwiedzanie. Podróże po kulturze polecają:
Bliżej
- Śliczny Pasłęk, pochylnie i inne atrakcje Krainy Kanału Elbląskiego
- Pojezierze Iławskie dla szczurów lądowych: zamki, pałace, natura i Zbigniew Nienacki
- Tajemnicze Pojezierze Iławskie: zapomniane wsie, opuszczone cmentarze oraz znaleziony w lesie skarb
- Dziwne przypadki Elbląga. Co robić w mieście, które zmiotła druga wojna światowa?
- Przezmark i nieznany zamek krzyżacki
Trochę dalej
- Skręć w drogę bez nazwy: odkrywamy ziemię lubawską!
- Nowe Miasto Lubawskie – średniowieczne miasteczko w duchu slow
- Glaznoty na Wzgórzach Dylewskich – czarująca wieś z przeszłością
- Co zostało z zamku krzyżackiego w Brodnicy?
- Kwidzyn: tam gdzie największy wychodek (i parę innych fajnych miejsc)
Pisząc tekst korzystałam z książki „Prusy Górne Szlak Wodny. Ilustrowany przewodnik po dawnym Oberlandzie” Wojciecha Kujawskiego (Olsztyn 2016).
Spodobał Ci się tekst? Postaw mi wirtualną kawę lub udostępnij artykuł znajomym. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
No i zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.
DZIĘKUJĘ!
Podobne artykuły
Cześć!
Nazywam się Zofia Jurczak, a to moja strona poświęcona podróżom
Jestem kulturoznawczynią (UJ), stypendystką Miasta Krakowa. Moje koniki to Kraków (napisałam o nim dwie książki), muzea, miasteczka, dziedzictwo kulturowe i historyczne. Kocham Japonię, uwielbiam wyspy. W podróży napędza mnie ciekawość. Na stronie piszę o tym, co mnie kręci.
Więcej