Nie planowałam pisać o Cieszynie, ale cóż począć, że powrót po latach uruchomił tyle słodkich wspomnień?
Do Cieszyna wybrałam się pod koniec czerwca na zaproszenie festiwalu Święto Herbaty (opowiadałam na nim o zwiedzaniu Czech poza utartym szlakiem; napisz do mnie, jeśli chcesz bym i u Ciebie wystąpiła z podróżniczą prelekcją). Jadąc tam uświadomiłam sobie, że Cieszyn to dla mnie szczególne miejsce. Moje dwie wielkie podróżnicze miłości mają swój prapoczątek tutaj. I właśnie mija dwadzieścia lat (f*ck!) od tamtego momentu.
W tym miejscu winnam jestem wyrazy wdzięczności Romanowi Gutkowi. Panie Romanie, wiem że Pan tego nie czyta, ale i tak chyle czoło nisko w podzięce. Bo wszystko przez wymyślony przez Pana festiwal Nowe Horyzonty, który w 2003 roku odbywał się jeszcze w Cieszynie. A właściwie w dwóch Cieszynach, bo na filmy chodziło się do kin po obu stronach Olzy.
Drogie dziatki wyobraźcie sobie, że to były takie czasy, że by obejrzeć seans w kinie Central w czeskiej części Cieszyna potrzebny był nie tylko bilet, ale też… paszport. Tamtego lata przekroczyłam granicę na Moście Przyjaźni dziesiątki razy (na szczęście w kolejnych latach już nie trzeba było zabierać paszportu).
Ziarno czecholubstwa zostało zasiane. Od tamtej pory odwiedziłam Czechy lekko licząc ze trzydzieści razy i ciągle mi mało.
Ale Nowym Horyzontom zawdzięczam jeszcze jedną zajawkę – Japonię. Tego samego roku gościem festiwalu był japoński reżyser Shinya Tsukamoto. Gdy jakaś uczynna dusza robiła mi z nim zdjęcie (aparatem na kliszę!) w przedsionku kina Piast, nie sądziłam, że za kilka lat skończy się to poświęconą jego filmom pracą magisterską, piąteczką na dyplomie, wielką fascynacja, a w konsekwencji podróżami do Japonii.
On zresztą też tego nie mógł wiedzieć ;-).
A potem Nowe Horyzonty wyniosły się do Wrocławia, a Cieszyn, choć tak blisko z Krakowa, przestał mi być po drodze. Wpadłam do miasteczka jeszcze kilka razy, ale nigdy na dłużej niż dwie godziny. Nigdy też nie zwiedziłam Cieszyna porządnie. Po łebkach zresztą też nie. Zaproszenie od organizatorów Święta Herbaty spadło mi więc trochę z nieba.
Po prelekcji z rozkoszą odbyłam więc pielgrzymkę po starych kątach. Znalazł się też moment na lepsze poznanie miasta.
Ten artykuł jest o tym, co szczególnie poruszyło moje serce, oczy i kubki smakowe podczas zwiedzania Cieszyna.
W tym artykule NIE znajdziesz kompletnego wykazu atrakcji Cieszyna, ani wyczerpującego przewodnika po tym mieście. Nie będę pisać o browarze, zamku Habsburgów, Muzeum Śląska Cieszyńskiego (godziny wstępu są ustalane dla wygody pracowników, bo na pewno nie turystów), o muralach (są i to całkiem fajne), „małym Wiedniu” (jeżu, litości!!), ani o „cieszyńskiej Wenecji” (jeżu, litości x2, czy każde miejsce, w którym więcej niż jeden dom stoi nad kanałem musimy od razu nazywać Wenecją?!!).
Sprawdź, jak powstają książki w Muzeum Drukarstwa w Cieszynie
Muzeum Drukarstwa to muzeum wspaniałe. Skradło mi serce trzy razy. Za pierwszym razem, gdy okazało się być czynne w poniedziałki. A ja akurat w poniedziałek miałam czas. Potraktowałam to jako znak, że muszę się do niego wybrać.
Za drugim razem, gdy okazało się, że w cenie biletu jest zwiedzanie z przewodnikiem. Drodzy państwo, tak powinno się zwiedzać tego typu przybytki! Bo maszyny drukarskie zdarzyło mi się w mojej karierze zwiedzaczki muzealnej oglądać, ale bez opowieści przewodnika to były po prostu wielkie kawały żelastwa. Teraz wiem, jak działanie tych ustrojstw przekładało się na zadrukowane kartki.
W Muzeum Drukarstwa proces powstawania książki poznaje się krok po kroku, od zecera (zajmował się układaniem czcionek w strony – cóż to była za upierdliwa robota!) zaczynając na introligatorze kończąc.
Jako miłośniczka książek (oraz, ekhm, autorka) czuję się w pełni ukontentowana tą wizytą (i tak Muzeum Drukarstwa skradło mi serce po raz trzeci).
ul. Głęboka 50
Zaszyj się z książką u Kornela i Przyjaciół
A skoro jesteśmy przy książkach, to grzechem byłoby podczas zwiedzania Cieszyna nie zahaczyć o cudowną kawiarnio-księgarnię Kornel i Przyjaciele (nazwaną tak na cześć, a jakże!, Kornela Filipowicza).
Kameralny lokal z wyselekcjonowaną ofertą książek i przytulnymi kątkami, które wysyłają bardzo jednoznaczne sygnały: jestem taki wygodny, przysiądź na chwilę, sprawdź jak przyjemnie będzie zatopić się na chwilę w lekturze z czymś dobrym w filiżance na podorędziu.
(aczkolwiek kawa w Kornelu nie bardzo podeszła mym kubkom smakowym, na szczęście w menu jest od groma innych propozycji).
ul. Sejmowa 1
Lubisz kameralne księgarnie? Kliknij tutaj, by poczytać o innych, które odwiedziłam. |
Spróbuj cieszyńskich kanapek (na jednej się nie skończy)
Moje tegoroczne odkrycie, choć Cieszyn kanapeczkami zajada się od jakiś osiemdziesięciu lat. Czy w związku z tym można je nazwać klasykiem garmażu? Jeszcze jak!
W cieszyńskich kanapkach nie ma nic wydumanego. I bardzo dobrze, bo ich siła tkwi w prostocie.
Ot, niewielka kromka miękkiego pieczywa obłożona rybą, wędliną, sałatką jarzynową (tak, tak) albo pastą jajeczną. Najpopularniejsze są te ze śledziem (rzekomo islandzkim, ale to akurat wsadziłabym między bajki). Do tego kleks majonezu, cebula i ewentualnie jakiś plasterek rzodkiewki jako dekoracja.
Wygląda to tak sobie, ale cieszyńskie kanapki nadrabiają smakiem
Próbowałam wersji ze śledziem, makrelą oraz pastą jajeczną i drodzy państwo każda to był kawałek nieba.
No i ta cena, za którą reszta Polski w najlepszym razie może kupić sobie jakąś przechodzoną bułę w Żabie.
Gdzie zatem dorwać w Cieszynie te kanapkowe delicje? Wyobraźcie sobie, że w sklepach sieci Społem, których w mieście jest sporo. Na przykład przy Rynek 17, albo Limanowskiego 2.
W ogóle „SPOŁEM” Powszechna Spółdzielnia Spożywców „Konsum Robotniczy” w Cieszynie (nie odmówię sobie frajdy przytoczenia pełnej nazwy) przeszła udaną rewitalizację, która pożeniła nowoczesność z dziedzictwem PRL-u. Ich lokale mają fajny retro wystrój, a ceny wprawiają w osłupienie. Pozytywne, rzecz jasna.
Uwierzycie, że za ten zestaw (kawa z ekspresu i jeszcze ciepły rogalik) w społemowskiej cukierni Wuzetka zapłaciłam niecałe 8 złotych? W czerwcu 2023 roku, nie w 2003.
A poszukiwaczy oryginalnych lodów (palone masło? serniczek z czarnym bzem) wysyłam do cukierni Bajka przy Limanowskiego 9/3.
Planujesz w Cieszynie zatrzymać się na noc? |
Zajrzyj do rotundy sprzed tysiąca lat
Obiecywałam sobie, że nie będę jak te lemingi z instagrama i NIE zrobię zdjęcia cieszyńskiej rotundzie i dwudziestozłotówce.
I co? I oczywiście, że nie wytrzymałam. Guess what, miałam akurat ten i tylko ten banknot w portfelu – jeśli to nie był znak, żeby TO zrobić, to już nie wiem, co by nim było.
Ale żarty w bok, bo patrzymy na jedną z najstarszych świątyń chrześcijańskich w Polsce, którą w dodatku od czasu budowy (jakiś tysiąc lat temu!) duch modernizacji omijał szerokim łukiem.
Ergo patrzymy na podręcznikowy przykład romańskiej rotundy. Bez późniejszych naleciałości, dobudówek, poprawek, czy (o zgrozo!) zbarokizowanego wnętrza. Stoi sobie w parku na Górze Zamkowej, jak wrzutka ze średniowiecza w dwudziesty pierwszy wiek.
A propos wnętrza – do rotundy św. Mikołaja można zajrzeć. Zwiedzanie (słowo trochę na wyrost, ale niech będzie) połączone jest w biletowy pakiet z sąsiednią wieżą Piastowską, z której roztacza się wspaniały widok na dolinę Olzy i okolicę. Wspinaczka na wieżę nie jest długa, tylko schody są bardzo strome, miejscami niepokojąco przypominające drabinę.
ul. Zamkowa 3B
Przejdź Mostem Przyjaźni na czeską stronę
Być w Cieszynie i nie przejść do Czeskiego Cieszyna? To nemůže být!
Trzy kroki i jesteśmy w innym kraju, z innym językiem, obyczajami i walutą. Takie przekraczanie granic to ja szanuję, czczę i wyznaję! A ostatnio nawet praktykowałam zwiedzając niemieckie Goerlitz i polski Zgorzelec.
Aczkolwiek umówmy się: Czeski Cieszyn to akurat Czechom się średnio udał.
Gdy w 1920 roku dzielono Śląsk Cieszyński, to nam przypadła ta ładniejsza część miasta z zamkiem i mieszczańską zabudową na wschodnim brzegu Olzy. Czesi dostali tę uprzemysłowioną, która ani urodą ani klimatem nie grzeszy.
Ale, ale, niech to was jednak nie zniechęca do odbycia rundki po Czeskim Cieszynie. Przespacerujcie się po bulwarach nad Olzą, zahaczcie o plac Armii Czechosłowackiej (Náměstí ČSA) z pompatycznym i przeskalowanym ratuszem z dwudziestolecia międzywojennego, a na kawę zajrzyjcie do Czytelni i Kawiarni Avion (Čítárna a kavárna Avion) przy Moście Przyjaźni.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
- Żywiec – jeśli nie góry to, co? Dużo zwiedzania! Zamek, muzea i inne atrakcje
- Dokąd na weekend z Krakowa – 13 propozycji wypadów raczej dalej niż bliżej
- Racibórz: mumia, techniki dentystyczne, zamek Piastów i pałace w okolicy
- A co powiecie na to, że Oświęcim to miasto muzeów (i trochę też murali)?
- Ustroń i dzielnica uzdrowiskowa Zawodzie: piramidy, modernizm i willa Gierka
- Rzeszów na weekend – co tu robić? Atrakcje, zabytki i ciekawe miejsca
* Niektóre linki zamieszczone w tekście są afiliacyjne. Nie martw się, nie polecam tutaj niczego, co mi się nie podoba!
Przydało się? Udostępnij znajomym!
Postaw mi wirtualną kawę. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
Zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.
DZIĘKUJĘ!
Podobne artykuły
Cześć!
Nazywam się Zofia Jurczak, a to moja strona poświęcona podróżom
Jestem kulturoznawczynią (UJ), stypendystką Miasta Krakowa. Moje koniki to Kraków (napisałam o nim dwie książki), muzea, miasteczka, dziedzictwo kulturowe i historyczne. Kocham Japonię, uwielbiam wyspy. W podróży napędza mnie ciekawość. Na stronie piszę o tym, co mnie kręci.
Więcej