Małpy też kochają SPA! W prefekturze Nagano żyjące wolno makaki japońskie zażywają kąpieli w gorących źródłach. To jedyne takie miejsce na świecie!
PRZECZYTAJ POZOSTAŁE WPISY Z Japonią W ROLI GŁÓWNEJ
Moczenie zmarzniętych gnatów w gorących źródłach, to najlepsze co można zrobić zimą (sprawdzone!). Wiedzą to też makaki japońskie, a konkretnie jedno (liczące ok. 160 małp) stado żyjące w Piekielnej Dolinie (Jigokudani) w Alpach Japońskich.
(Śnieżna) małpa w kąpieli
Trudno stwierdzić kiedy makaki odkryły pożytki i przyjemności gorących kąpieli. Natomiast pewne jest, że ich międzynarodowa sława zaczęła się od tej okładki magazynu Life z 1970 roku. Od tamtego czasu legiony turystów walą do Jigokudani, aby sfotografować słodkie, puchate makaki z śnieżną czapeczką na głowie i czerwonym zadkiem zanurzonym w wodzie. Takie widoki od grudnia do lutego, no marca.


Przez resztę roku śniegu niet, ale małpy da.
Co prawda wieść gminna niesie, że jesienią makaki wolą siedzieć w górach i wsuwać kasztany, o czym piszę na wszelkie wypadek, gdyby ktoś z Szanownych wybierał się w tym czasie do Snow Monkey Park.


Ale w kwietniu makaki obecne. Kręcą się po ścieżkach i skałkach.
Też spoko. Rzadko można sobie pozwolić na tak blisko kontakt z dzikimi zwierzakami w ich naturalnym środowisku, bez krat i szybek. I już pal licho, że małpiszony nie moczyły się w gorących źródłach. Niech będzie to pretekst do powrotu.


Zresztą sporo rozrywki dostarcza już samo obserwowanie ich interakcji. Jak się iskają, bawią, przytulają. Metodycznie wydłubują z gleby tylko sobie widoczne robale. Wesoło jest gdy makak przejdzie ci między nogami (jak kot!), ale proszę nie daj się zwieść pozorom.
Śnieżne małpy może i niewiele robią sobie z ludzi, ale oswojone też nie są. Ty nie możesz ich dotykać (choć nie powiem, pokusa jest), nawiązywać kontaktu wzrokowego, ani karmić, za to one mogą ci strzelić z główki (tak, tak) lub ukraść żarcie. Albo narobić pod nogi. Więc watch your step!


Kamera na małpie kąpielisko (przypominam o różnicy czasu). A tutaj strona Snow Monkey Park. Oko w oko z makakami japońskimi można też spotkać się w Kioto!


Jigokudani Snow Monkey Park (Jigokudani Yaenkoen) – jak dojechać z Nagano?
Po pierwsze i najważniejsze trzeba się dostać do Nagano. Najwygodniej shinkansem Hakutaka z Tokio. Podróż trwa około półtorej godziny. Jeżeli masz JR Pass jedziesz bez dodatkowych opłat. Co to jest Japan Rail Pass i jak z niego korzystać przeczytasz tutaj.


Z Nagano do Jigokudani Snow Monkey Park można dojechać autobusem (NagaDen Bus) lub pociągiem i autobusem z przesiadką na stacji Yudanaka. Wybieramy tę drugą opcję.
W związku z powyższym schodzimy na dworzec podmiejski Nagano Dentetsu (w podziemiach głównego dworca; nie honorują JR Pass) i w kasie kolejowej kupujemy Snow Monkey 1- Day Pass. W cenie: dojazd oraz wstęp do małpiego parku. Można też wszystko kupować osobno, ale raz że będzie drożej, a dwa, że zawracanie głowy.
Możesz też wybrać wersję wypas z testowaniem sake i zwiedzaniem Nagano w pakiecie.


No i w drogę. Nam, jak tej ślepej kurze ziarno, trafia się pociąg z gatunku RomanceCar (dlaczego romans? Etymologia nazwy nie jest mi znana). Jeśli masz szczęście (a my mieliśmy, bo koniec kwietnia to raczej martwy sezon w prefekturze Nagano) i upolujesz miejsce na przodzie, to nie dość, że widoki masz pierwsza klasa, to jeszcze możesz się poczuć jak maszynista (minus sterowanie pociągiem). Bo w RomanceCar sam przód oznacza sam przód. Zero ściemy. W tym czasie maszynista siedzi w małej sterówce nad naszymi głowami (a włazi tam po drabinie).


Jazda RomanceCarem to czysta, ba, niemal hipnotyczna przyjemność. Po 40 minutach z żalem wysiadamy w Yudanace. Tam radzę zagrać głupa i po prostu komuś z obsługi dworca pokazać Snow Monkey Pass. Dzięki temu trafiamy do właściwego autobusu, a potem wysiadamy we właściwym miejscu. Co wcale nie jest oczywiste. W zależności od linii, do której wsiądziemy, wysiada się na różnych przystankach. Jazda trwa ok. 10 minut.
Wejście do Snow Monkey Park jest kawałek powyżej przystanków. Przy wejściu do lasu będzie jeszcze mała kawiarnia i toaleta, a od tego miejsca jeszcze 30 minut spaceru ścieżką trawersującą wzgórze. Raczej po płaskim, dopiero na samym końcu trzeba będzie wspiąć się kawałek po schodach. Dróżka w lesie nie jest utwardzona. Przy byle opadach robi się grząsko, a zatem i ślisko.


W drodze powrotnej powtarzamy operację. Sprawę ułatwia, że na Snow Monkey Pass wypisany jest rozkład wszystkich pociągów i autobusów. A poza tym w bonusie, można wysiąść po drodze na dowolnej stacji i potem kontynuować podróż w ramach passa. Oczywiście skorzystaliśmy z tej opcji, ale niech Szanownych Państwa ręka boska broni od wysiadania w Suzace.
Małe zakłady tkaczy i in. rzemieślników z ery Meiji okazały się obietnicą bez pokrycia, a Suzaka to największe (bo jedyne) rozczarowanie pobytu w Japonii. W miasteczku nie ma niczego na czym warto by zawiesić oko, a jeśli jest, to trzymają to w ukryciu przed gajdzinami. I pomyśleć, że mogliśmy wybrać Obuse i muzeum Hokusai.
A skoro już jesteśmy w Nagano – co zwiedzać?
Nagano w porównaniu z Tokio to prowincjonalna dziura. Podobno mieszka tu ponad 300 tysięcy osób, ale wygląda na to, że się dobrze pochowali. Jest cicho, pusto i spokojnie. Czyli dokładnie na odwrót niż w pulsującym Tokio. To miła odmiana. Na chwilę.


Nagano, prócz śnieżnych małp, słynie też z dwóch, no trzech rzeczy. Po pierwsze – Olimpiada w 1998 roku. Po drugie – prefektura jest drugim krajowym producentem jabłek. Z turystycznego punktu widzenia jednak niewiele z tego wynika. A największą atrakcją miasta jest buddyjska świątynia Zenkō-ji. I to jest trzy. A tę, skoro już jesteście w okolicy, trzeba zobaczyć. Nie tylko dlatego, że uchodzi za jedną z najważniejszych w Japonii.
Zenko-ji to olbrzymi kompleks drewnianych świątyń z grubo ponad tysiącletnią historią. Otoczony jest piękny ogrodem, a okolice świątyni to osobne małe miasteczko z kolejnymi świątyniami, sklepikami z lokalnymi produktami, restauracjami oraz „domami pielgrzyma” (shukubo).
Fun facts 1: w świątyni Zenko-ji przechowywany jest posąg Buddy, tak ważny, że nikomu niewolno go oglądać, ba, nawet jego replikę wystawia się na widok publiczny tylko raz na sześć lat (najbliższa okazja w 2021).
Fun facts 2: Według legendy pod głównym pawilonem Zenkoji ukryty jest „klucz do raju”, który każdy chętny (za drobną opłatą) może próbować wymacać. Dla utrudnienia – w kompletnej ciemności. Ale pod koniec kwietnia w Zenkoji nie ma żywego ducha, nie ma też komu uiścić tej drobnej opłaty. Dlatego my na zbawienie będziemy musieli inaczej sobie zapracować. Ale może Szanownym Państwu się uda?
Do świątyni Zenko-ji najłatwiej dostać się piechotą. Z dworca kolejowego w Nagano to 30 minut wolnym krokiem (ulicą Chuo Dori). Po drodze, trzymając się lewej strony, same atrakcje. Kolejno będzie to wielki sklep „wszystko po 100 jenów” sieci Daiso, herbaciarnia ze specjałami z matchy (próbowaliśmy sernik oraz lody z nadzieniem z fasoli azuki – były pyszne) oraz sklepik samymi z kocimi gadżetami (a nazywa się Wachifield i ma zezowatego kota w logo).


Post Scriptum
Z pewną dozą samozaparcia wycieczkę do Snow Monkey Park można zrobić z jeden dzień i wieczorem wrócić do Tokio (albo do Nagoi, stamtąd też są wygodne połączenia kolejowe). My w Nagano zatrzymaliśmy się na dłużej, a nocowaliśmy w hotelu zbudowanym na okoliczność olimpiady, w dodatku w pokoju w stylu japońskim.
Czytaj również inne posty z podróży do Japonii:
➔ Co trzeba zobaczyć w Tokio część 1 | część 2
➔ Kioto w pigułce dla zabieganych
➔ 8 trików jak tanio zorganizować wyjazd do Japonii
➔ Jak zorganizować wyjazd do Japonii | Transport w Tokio i Japan Rail Pass
➔ Jak zorganizować wyjazd do Japonii | pieniądze, internet, przydasie
➔ Noclegi w Japonii: jak szukać by na spanie nie wydać fortuny (+ sprawdzone hotele!)
➔ Shimobe Onsen, czyli dzień z życia onseniusza
Podobało się?
Postaw mi wirtualną kawę lub udostępnij artykuł znajomym. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
No i zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.
DZIĘKUJĘ!
Zdjęcie główne wpisu oraz pozostałe z makakami zimą pochodzą z serwisu Pixabay
Podobne artykuły
Cześć!


Nazywam się Zofia Jurczak, a ten blog jest dla ciekawych świata!
Jestem kulturoznawczynią - filmoznawczynią (UJ), stypendystką Miasta Krakowa. Moje koniki to Kraków, muzea, miasteczka, dziedzictwo kulturowe i historyczne. Kocham Japonię, uwielbiam wyspy. W podróży napędza mnie ciekawość. Na blogu piszę o tym, co mnie kręci.
Więcej