Ta historia będzie o mozaice. Ale nim wyjaśnię czym są smalty i dlaczego mozaiki miewają rozstępy. Nim odwiedzimy pracownię, w której z miriad maleńkich szkiełek i kamyczków powstają mozaiki (nieraz wielkości pokoju).

Wpierw musicie poznać pewnego niezwykłego człowieka, na co dzień zakonnika (zmartwychwstańcy) i doktora teologii, a po godzinach mistrza mozaiki – Lucjana Bartkowiaka.

Lucjan, czekam na ciebie już dwa lata!

Podobno najlepsze rzeczy zdarzają się przez przypadek. Tak też było z mozaiką i o. Lucjanem. Bo choć sztuka była ważna dla niego od zawsze (nawet w dzieciństwie wyprowadził z babcinego portfela parę groszy na pisaki), to zrozumienie, że akurat mozaika jest jego supermocą przyszło dopiero po czterdziestce. A doprowadziło go do tego kilka przełomowych momentów.

Lucjan Bartkowiak w swojej pracowni mozaiki w Krakowie

Przełom pierwszy: zetknięcie z prawosławiem w Bułgarii, gdzie trafił podczas studiów. A chrześcijaństwo orientalne, w odróżnieniu od europejskiego, jest inaczej wrażliwe (bardziej czułe?) na sztukę. Wciąż też kultywuje przyjęty w IX wieku kanon. Dużo w nim złota i koloru, jeszcze więcej ukrytych symboli i przemycanych treści.

Fascynacja ikonami doprowadziła o. Lucjana do spotkania z Marko Rupnikiem – jezuitą i co tu dużo gadać guru sakralnej mozaiki. To był przełom numer dwa. Mistrzowi wystarczyła krótka rozmowa, zresztą wcale nie o mozaice, by zaprosić o. Bartkowiaka do Rzymu na studia pod jego kierunkiem w Centro Aletti.

Lucjan Bartkowiak przy pracy nad mozaiką

To nie była niezobowiązująca propozycja, a de facto nakaz stawienia się w pracowni. Gdy panowie ponownie się spotkali, Rupnik przywitał go okrzykiem: „Lucjan! Czekam na ciebie już dwa lata! Co się z tobą dzieje? Od przyszłego roku jesteś u mnie na studiach”.

Nie było zmiłuj. W 2014 roku o. Lucjan Bartkowiak dołączył do ekipy artystów rzymskiego Centro Aletti. To był trzeci przełomowy moment. Ale nim pozwolono mu tknąć kolorowe kamyczki i szkiełka, wpierw oddelegowano go na roczny kurs teologii wschodniej.

Gdy skończyła się nauka, zaczęła się sztuka.

pracownia mozaiki Aletti.pl w Krakowie

Bizantyjski karp

Choć nie, wpierw było segregowanie i mycie kamieni (w lodowatej wodzie). Jak na czeladnika na najniższym szczeblu drabiny wtajemniczenia przystało.

Potem nastał czas ryby. Wszyscy adepci Centro Aletti, nim czegokolwiek dowiedzą się o sztuce tworzenia mozaiki, na rozgrzewkę dostają zadanie: zrób rybę taką, jak ci w duszy gra. A naszemu bohaterowi w duszy zagrał karp. Bo karp to Boże Narodzenie, pasterka i łamanie się opłatkiem.

Mozaika karp

Rybka (okrzyknięta w pracowni jako bizantyjska) była pierwszą w życiu mozaiką o. Lucjana. Kolejnym etapem też była ryba, ale już taka jak mistrz chce. Potem twarz anioła, Madonny i tak dalej. Szybko okazało się, że wśród czeladników Centro Aletti objawił się prawdziwy talent, a mozaika to właśnie to, czym o. Lucjan powinien się zająć.

Osobiście namaścił go do tego, zwykle niezbyt wylewny w pochwałach, Marko Rupnik mówiąc wprost: „Jesteś artystą, powinieneś mieć własną pracownię”.

Słowa okazały się prorocze, ale wpierw o o. Lucjana upomniała się centrala.

Kiedy oddasz nam ojca Lucjana?

Pod koniec trzeciego roku pracy w Centro Aletti w Rzymie wizytują o. Lucjana przełożeni zakonu zmartwychwstańców. Marko Rupnika zapytają wprost: „kiedy oddasz nam Lucjana?”. To czwarty punkt zwrotny w życiu o. Bartkowiaka. Bo choć przełożeni najchętniej od razu porwaliby go do Polski, to szef Centro Aletti nie daje za wygraną. I negocjuje warunki rozstania.

Odda zmartwychwstańcom swojego utalentowanego ucznia, ale nie teraz a za pół roku. I nie byle gdzie, a w miejsce w którym będzie mógł tworzyć sztukę. A na pożegnanie wyposaży w niezbędne kamienie i utensylia.

Pod koniec 2017 roku Lucjan Bartkowiak trafia do Krakowa.

Pracownia mozaiki w Krakowie - smalty

Historia pracowni mozaiki Aletti.pl w Krakowie zaczyna się teraz

Zmartwychwstańców w Krakowie można spotkać w dwóch miejscach: na Zakrzówku i przy Łobzowskiej. Obie siedziby są arcyciekawe, choć każda z innego powodu. Seminarium i kuria na Zakrzówku mieści się w niezwykłym (nie tylko jak na budynki zakonne) postmodernistycznym kompleksie. To perełka współczesnej architektury w Polsce.

Z kolei przy Łobzowskiej 10 stoi nieduży kościół połączony z klasztorkiem, który przed 1884 rokiem był garbarnią. Ergo kościół Zmartwychwstania Pańskiego jest więc poniekąd zabytkiem techniki.

kościół Zmartwychwstania Pańskiego przy Łobzowskiej w Krakowie - widok z zewnątrz

W przyklejonym do niego mieszkaniu na pięterku przed ponad stu laty bywał Henryk Sienkiewicz, któremu o. Stefan Pawlicki – w owym czasie postać w Krakowie kultowa (zmartwychwstaniec, ale i filozof oraz rektor UJ) udzielał wskazówek przy pisaniu „Quo Vadis” (za co wdzięczny pisarz miał go upamiętnić pod postacią Chilona Chilonidesa).

kościół Zmartwychwstania Pańskiego przy Łobzowskiej w Krakowie - wnętrze

Natomiast czego nie widać od strony Łobzowskiej, to klasztorny ogród i ogromny budynek dawnej bursy. Przyziemie, niegdyś kuchnia, dostał do dyspozycji o. Lucjan. Tu powstają jego mozaiki (obecnie pracuje nad ołtarzem do kaplicy w Szpitalu Uniwersyteckim w Prokocimiu), ale pracownia Aletti.pl otwarta jest też dla osób zainteresowanych tematem.

Otwarta – jak podkreśla jej założyciel – bez uprzedzeń i nie wykluczająca z powodu światopoglądu (mimo tego, że jest to atelier sztuki sakralnej działającej przy klasztorze).

Bywa więc w niej gwarnie.

Pracownia mozaiki Aletti.pl Lucjana Bartkowiaka w Krakowie

Smalty i rozstępy, czyli jak powstają mozaiki

Mozaiki od tysięcy lat powstają de facto tak samo. Z kamieni, barwionych tafli specjalnego szkła zwanych smaltami (mozaikista tnie je na mniejsze kawałeczki) oraz złota zatopionego w szkle. Najlepsze smalty wciąż wytwarzane są w weneckich manufakturach na wyspie Murano. Innym wyśmienitym ośrodkiem są Saloniki w Grecji.

smalty

To w mozaice klasycznej, ale niezgorszym tworzywem okazuje się też ceramika, łazienkowe kafle, czy potłuczone talerze, a nawet kawałki drewna. Natomiast zupełnym odlotem jest opracowana przez Helenę i Romana Husarskich technika piropiktury – malowania ogniem (i płynnym szkliwem). Więcej o niej pisałam tutaj.

Nie ma też mozaiki bez rysunku. O. Lucjan rysuje węglem, bo można go łatwo korygować, zmieniać kreski, poprawiać linie.

szkice do mozaiki do szpitala uniwersyteckiego w Prokocimiu Kraków

Kolejny etap to transferowanie projektu na płaty folii. W kilku kopiach. Na mniejsze folie osobno trafiają detale – dłonie, twarze i inne elementy kompozycji wymagające dokładnego opracowania.

Potem na blat w pracowni wjeżdża siatka budowlana (przed nastaniem plastiku używano końskiego włosia), która zatopiona w zaprawie (dwuskładnikowym kleju mozaikarskim, gdyby ktoś był ciekaw; „na kropelkę” mozaiki stworzyć się nie da) posłuży za rusztowanie kompozycji.

Współczesna zaprawa ma tę przewagę nad dawną, że minimalizuje rozstępy

O co chodzi? A o to, że ściany z natury są krzywe. Nawet jeśli wydają się proste, to tylko pozory. Szydło wychodzi z worka przy próbie transferu gotowej mozaiki na ścianę. Wystarczy kilka milimetrów odchyłu w jednym narożniku, by w przeciwległym dziura miała kilka centymetrów. I już wzór się nie schodzi, po oczach bije biała dziura.

Co wtedy?

W wersji optymistycznej wystarczy popracować gumowym młoteczkiem. W pesymistycznej – szyć na poczekaniu, uzupełniając rozstępy kamyczkami klejonymi „na żywca” do ściany.

wnętrze pracowni mozaiki

Ale wyrwałam do przodu. Wpierw musi powstać mozaika.

o. Lucjan Bartkowiak zaczyna od oczu

Potem twarz, dłonie, inne detale. Na koniec zostają szaty. To dla niego najgorszy moment pracy. Bo nudny, ale też trudny. „Łatwo zamulić obraz dużymi plamami jednego koloru” – jak zgrabnie to ujął, dodając, że większości mozaikistów z kolei najwięcej kłopotu przysparzają twarze.

Życzę mu więc, by dorobił się sztabu czeladników, którzy będą za niego wykańczać monotonne połacie (trochę na wzór fabryczki obrazów Wojciecha, a potem Jerzego Kossaków, którzy taśmowo malowanym przez uczniów obrazom nadawali tylko ostateczny kossakowski sznyt).

pracownia mozaiki Aletti.pl w Krakowie

A co jeśli coś nie wyjdzie? Bo i tak się zdarza.

Wówczas w ruch idzie cieniutkie dłuto i młoteczek, i zaczyna się precyzyjna operacja na mozaice. Trzeba tak kuć i dłubać, by usunąć tylko fragment wymagający korekty (a nie wszystko dookoła). Przypomina to nieco leczenie kanałowe (kto zaznał tej „przyjemności” u dentysty będzie wiedział, co mam na myśli).

Duże kompozycje (jak ta do kaplicy w Szpitalu Uniwersyteckim) nie powstają w całości. Dzieli się je na kawałki, nie za duże, nie za ciężkie. Metr kwadratowy, piętnaście kilogramów max. Umożliwiające w miarę swobodną obsługę komuś kto nie trenuje do zawodów siłaczy.

Ale, tak czy siak, w czasie montażu ręce będą omdlewać ze zmęczenia.

Gdzie znaleźć mozaiki w Krakowie?

Na przykład w Sanktuarium św. Jana Pawła II w Łagiewnikach – jeżeli chcecie zobaczyć pracę o. Lucjana Bartkowiaka, to jest najlepszy adres. Mozaika w kościele powstała jeszcze w czasach, gdy pracował pod kierunkiem Marko Rupnika w Centro Aletti.

Z kolei jeśli interesują was świeckie mozaiki w Krakowie, to prawdziwą biblią w temacie jest książka Bożeny Kostuch „Kolor i blask”.

Podrzucam kilka adresów:

Tyły kina Centrum Kijów przy al. Zygmunta Krasińskiego 34 – mozaika Witolda Cęckiewicza (z tłuczonych talerzy), a wewnątrz cudna dekoracja ceramiczna Krystyny Zgud-Strachockiej.

Mozaika na tyle kina Kijów w Krakowie Dekoracja we wnętrzu kina kijów w Krakowie

A może piropiktura Husarskich? Proszę bardzo! Wpierw proponuję przyjrzeć się fasadzie Korony przy Kalwaryjskiej 9. A potem zajrzeć przez okno do dawnego hotelu Cracovia, gdzie czeka fenomenalny fryz mozaikowo-piropikturowy „Miasta”, który Husarscy zaprojektowali dla biura podróży.

Piropiktura Husarskich na klubie Korona w Krakowie
Relief miasta Husarskich w dawnym hotelu Cracovia w Krakowie

Prawdopodobnie najgłośniejsza krakowska mozaika zdobi ścianę szczytową biurowca Biprostal (ul. Królewska 55). Najgłośniejsza, bo dzięki medialnemu szumowi udało się ją uratować przed termomodernizacją.

Mozaika na Biprostalu w Krakowie

Moja ulubiona mozaika w Krakowie to „Helenka z wazonem” Stanisława Wyspiańskiego w interpretacji Ewy Żygulskiej na przedszkolu przy ul. Kopernika 16.

Helenka z wazonem - mozaika Ewy Żygulskiej w Krakowie

Wreszcie coś o co mozaikiści mogliby się sprzeczać, że to nie jest klasyczna mozaika. Ale ja i tak ją pokażę. To przedwojenna reklama Wedla zaklęta na wieki w podłodze przy Rynku Głównym 41.

podłoga z przedwojenną reklamą Wedla w Krakowie

Zwiedzanie pracowni mozaiki Aletti.pl w Krakowie

Powiem tak: to nie jest niemożliwe! Termin zwiedzania należy uzgodnić mailowo z o. Lucjanem Bartkowiakiem pisząc na adres lu74@onet.eu.

Czytaj również:


Artykuł powstał dzięki Stypendium Twórczemu Miasta Krakowa 2022 i jest częścią projektu „Od podszewki”, w którym przybliżam pracę krakowskich instytucji kultury z perspektywy niedostępnej dla osób z zewnątrz. Wszystkie artykuły z cyklu „Od podszewki” znajdziesz tutaj.


Podobało się?

Postaw mi wirtualną kawę lub udostępnij artykuł znajomym. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
No i zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.


Loading
Sprawdź skrzynkę i kliknij w potwierdzający link.

DZIĘKUJĘ!