Po wizycie w Żywym Muzeum Obwarzanka już nigdy nie nazwiesz krakowskiego obwarzanka preclem albo (nie daj bóg) bajglem.
Tymczasem okazuje się, że różnica jest znacząca. Obwarzanki zwą się właśnie tak a nie inaczej, bo chwilę przed wpuszczeniem ich do pieca, zanurza się je w bardzo gorącej wodzie. Czyli po staropolsku warzy. Dzięki temu mają chrupiącą skórkę i mięciutki środek. Precli i bajgli (bułek z dziurką) natomiast nie macza się w ukropie.
Ot i cały sekret.
Ale spoko, jeśli Ty też wciąż odruchowo nazywasz precla obwarzankiem, a obwarzanka preclem, to witaj w klubie.
Żeby nie było, ja taka mądra jestem dopiero od niedawna. Dokładnie od wizyty w Żywym Muzeum Obwarzanka na Starym Kleparzu. To nowa atrakcja w Krakowie.
Rodzinna if you know what I mean.
➙ CZYTAJ RÓWNIEŻ: 11 nieoczywistych atrakcji Krakowa, o których nie mieliście pojęcia
Mam z tym przybytkiem mały problem, bo nazwa żywe muzeum sugeruje autentyczne przestrzeń. Czyli piekarnię. A tu nic z tego. Co prawda od progu uderza w nos wspaniały zapach świeżego pieczywa, ale Żywe Muzeum Obwarzanka okazuje się w rzeczywistości raczej pracownią. To dwa niewielkie pomieszczenia. W jednym jest kawiarnia i sklepik z pamiątkami, a w mniejszym sala warsztatowa. Tak na maksymalnie 25 osób.
Kręć wałki! To znaczy sulki
Pokazy dla indywidualnych uczestników odbywają się od piątku do niedzieli trzy razy dziennie. Miła pani piekarka na dzień dobry obiecuje, że w godzinę każdy uczestnik opanuję sztukę przygotowywania obwarzanków na tyle, aby móc tytułować się czeladnikiem. A w przerwach między zagniataniem, wałkowaniem i zaplatania drożdżowego ciasta poznaje się historię okrągłego wypieku oraz podgląda pracę prawdziwych piekarzy.
I tak okaże się, że obwarzanki konsumowane były na polskim dworze co najmniej od czasów Jagiellonów, a od końca piętnastego wieku ich wypiek to przywilej wyłącznie krakowskich piekarzy. Co zresztą do dziś się nie zmieniło. Obwarzanki są certyfikowanym przez Unię Europejską małopolskim produktem lokalnym (Chronione Oznaczenie Geograficzne ChOG), a prawo do ich wypieku ma tylko dziesięć piekarni z Krakowa i okolicy.
I wyobraźcie sobie, że te dziesięć piekarni co rano wypuszcza 150 tysięcy obwarzanków. A każdy z tych 150 tysięcy obwarzanków jest ręcznie formowany!
Na koniec pokazu każdy dostaje swój własnoręcznie przygotowany obwarzanek. Mój wyszedł trochę krzywy. No ale cóż, nie od razu Wawel zbudowano. Czy jakoś tak.
➙ CZYTAJ RÓWNIEŻ: Pracownia i Muzeum Witrażu w Krakowie – prawdopodobnie najlepsze żywe muzeum w Polsce!
Żywe Muzeum Obwarzanka – moja opinia
Procesu wypiekania obwarzanków skomplikowanym bym nie nazwała. Osoby ciut bardziej biegłe w sztuce piekarniczej, po jednym pokazie w Żywym Muzeum Obwarzanka, spokojnie mogą w domu spróbować zrobić własne. Nie na darmo pani piekarka obiecywała każdemu absolwentowi tytuł czeladnika.
Szkoda tylko, że tytuł nie jest poparty żadnym (choćby symbolicznym) certyfikatem. Dla dzieci (zwłaszcza przyjezdnych) byłaby to fajna pamiątka z Krakowa. Aktualizacja – to już się zmieniło!
Po wizycie w Żywym Muzeum Obwarzanka nie będzie też problemem rozpoznanie autentycznego wypieku od ordynarnej podróbki. Te pierwsze mają na spodzie odbity ślad po ruszcie. Fabrycznie produkowane imitacje – małe kółeczka.
➙ CZYTAJ RÓWNIEŻ: Dni bezpłatnego wstępu do muzeów w Krakowie – pełna lista
Doceniam też fakt, że przygotowując własnego precla. Wróć. Przygotowując własny obwarzanek nie pobrudziłam ani siebie, ani rąk. Ciasto ma konsystencję plasteliny i naprawdę nie wiem co trzeba by z nim robić, aby się nim wymazać. Poza tym każdy uczestnik na dzień dobry zostaje uzbrojony w fartuch, a na miejscu jest też toaleta.
Narracja pokazu dostosowana jest do dzieci (nawet przedszkolaków), ale dorośli nudzić się też nie będą. Ja w każdym razie z Żywego Muzeum Obwarzanka wyszłam, z małymi zastrzeżeniami, ale jednak zadowolona. A i wizytę w nim (z tymi samymi zastrzeżeniami) Szanownym Państwu rekomendują.
Na koniec zaś oświadczam, że od teraz na obwarzanki nie będę już patrzeć z góry, ani traktować ich po macoszemu. Kulinarnemu dziedzictwu należy się przecież odrobina szacunku. Prawda?
Podobało się?
Postaw mi wirtualną kawę lub udostępnij artykuł znajomym. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
No i zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.
DZIĘKUJĘ!
Zdjęcie główne: Wikipedia CC-BY-2.0
Podobne artykuły
Cześć!
Nazywam się Zofia Jurczak, a to moja strona poświęcona podróżom
Jestem kulturoznawczynią (UJ), stypendystką Miasta Krakowa. Moje koniki to Kraków (napisałam o nim dwie książki), muzea, miasteczka, dziedzictwo kulturowe i historyczne. Kocham Japonię, uwielbiam wyspy. W podróży napędza mnie ciekawość. Na stronie piszę o tym, co mnie kręci.
Więcej