Spacer z Pucka do Rzucewa to doskonały pomysł na małą wycieczkę krajoznawczą. W rolach głównych zabytki i sielskie wybrzeże Bałtyku.
Oczywiście komu się nie chce chodzić, może Puck i Rzucewo odwiedzić osobno. Wasza strata.
Jakiś czas temu odwiedziłam Izbę Pamięci Rodu Hallerów w Jurczycach koło Krakowa. Nie brzmi to jak szczyt emocji, ale pani przewodniczka o generale od zaślubin Polski z morzem opowiadała z taką pasją, że Jurczyce opuszczałam z solennym postanowieniem, że teraz to już muszę wybrać się tam, gdzie odbył się rzeczony rzut pierścieniem do Bałtyku.
Czyli do Pucka.
Kaszubskiego miasteczka leżącego blisko Trójmiasta, pół godziny jazdy pociągiem z Gdyni. Sympatycznego i akuratnego. Miło odstającego od estetyki nadmorskich miejscowości w Polsce. Z wielowiekową i ciekawą historię, o której – podobnie jak o kaszubskim dziedzictwie kulturowym – przypominam się tu często. Pustego, ale to pewnie dlatego, że do Pucka i Rzucewa wybrałam się przed sezonem.
Wszystko to sprawia, że odwiedzając Puck ma się poczucie bycie w prawdziwym mieście, a nie w zbitej z paździerza wydmuszce skrojonej z myślą o wydrenowaniu portfeli letników.
Zwiedzanie Pucka zaczęłam od Muzeum Ziemi Puckiej im. Floriana Ceynowy
A dokładnie od oddziału w dawnym szpitaliku przy Wałowej.
Proszę nie dać zwieść się nazwie – to nigdy nie był szpital w dzisiejszym znaczeniu słowa, a rodzaj przytułku dla ubogich (nawiasem mówiąc istniejący w Pucku od XIV w. do połowy wieku XX).
O medycynie w oddziale jednak nie zapomniano. Szczególnie wrażenie robi wyposażenie retro gabinetu stomatologicznego. Wiecie, takiego z nożną wiertarką i tuzinem kleszczy ułożonych pod linijkę. Jeżący włos na głowie epilog tego wątku znajduję w rekonstrukcja kuźni, w której wystawiono detaliczne fotografie usług dentystycznych świadczonych przez kowali. To o czym tylko czytało się w książkach, w Muzeum Ziemi Puckiej niemalże staje się ciałem.
Jeszcze tego nie napisałam, a to sprawa istotna – ekspozycja przy Wałowej poświęcona jest kaszubskiej etnografii. I robi to w więcej niż niezłym stylu. Zabytkowe obiekty, których nie powstydziłby się dobry skansen, pożeniono tu z pigułką wiedzy łatwą do przełknięcia. Mnie szczególnie zainteresowała część poświęcona językowi kaszubskiemu, a na drugą nóżkę, szafa z elementami tradycyjnego stroju oraz zachęcającym podpisem: „przymierz mnie”.
Dwa razy nie trzeba mi było powtarzać.
Trochę rozczarował wątek tabaki. Owszem, w Pucku zobaczycie (fun fact dla poszukiwaczy kuriozów) największą na świecie tabakierę tradycyjną, ale w muzeum nie wyjaśnia się o co z tym zażywaniem tabaki chodzi.
(o tabakowych testach nawet nie wspominając, co zrozumiałe, ale i tak trochę szkoda ;-).
Szkoda też, że tyle dobrego nie mogę napisać o drugiej odnodze Muzeum Ziemi Puckiej.
Oddział w kamienicy mieszczańskiej przy Starym Rynku poświęcono historii miasta
Może z powodu mikrej powierzchni, a może jakiegoś innego, temat jednak potraktowano naskórkowo. Jeśli odwiedzisz kamienicę z wiedzą zerową, to czegoś się dowiesz. W innym razie możesz poczuć zawód zaserwowanymi tu ogólnikami. Ja poczułam.
Haller – Hallerem, bo dzięki wizycie w Jurczycach moja ciekawość została zaspokojona z nawiązką (Widzieliście, że Haller z wzajemnością nie znosili się z Piłsudskim? A słynne błękitne mundury, od których nazwę wzięła jego armia, były z francuskiego demobilu? Francuzi pozbywali się ich za grosik, bo przyodziani w nie żołnierze byli zbyt widoczni dla wroga).
Szczególnie rozczarowało mnie jak mało uwagi poświęcono kaprom – piratom do wynajęcia, którzy w Pucku mieli swój port w XVI i XVII w. Kaprów mógł wynająć każdy kogo było na to stać, co w praktyce oznaczało monarchów i zamożnych patrycjuszy. Wspaniały ołtarz „Sąd ostateczny” Memlinga (o którym nieco pisałam tutaj) do Gdańska trafił właśnie dzięki nie do końca uczciwej działalności kaprów.
Trudno, idziemy dalej zwiedzać Puck. Właściwie od kolejnego punktu dzielą nas dosłownie dwa kroki.
Huta Szkła Puck Glas
Zajmuje sąsiednią kamienicę. Nazwa przybytku zdradza tylko część atrakcji, które czekają na miejscu. Prócz manufaktury szkła, która zaprasza na otwarte pokazy (na pewno ciekawe, ale ja udział sobie darowałam, bo uczestniczyłam w podobnych tutaj), na miejscu jest także galeria, kawiarnia i małe bistro.
Puck Glas specjalizuje się w szkle artystycznym inspirowanym wyrobami z minionych epok. Wydmuchuje się tu także obiekty użytkowe, typu kieliszki, klosze czy wazony. Do kupienia w galerii.
Co ciekawe, źródła milczą, by w miasteczku wcześniej istniała huta czy manufaktura szkła, choć bez wątpienia szkło na Pomorzu wytwarzano. Przykład Puck Glas pokazuje, że niekoniecznie trzeba kurczowo trzymać się lokalnego dziedzictwa, by stworzyć ciekawe miejsce czerpiące z historii.
Najprzyjemniejszym punktem wizyty okazała się kawa, którą można uraczyć się siedząc w koszu plażowym z widokiem na pucki rynek. Są też tradycyjne stoliki, przed i wewnątrz lokalu, ale jako fanka koszy nie darowałabym sobie okazji, by wychylić moją filiżankę w innym miejscu.
Kościół, plaża, port w Pucku
W Pucku wszystko jest blisko. Tyły huty szkła wychodzą na gotycki kościół św. Apostołów Piotra i Pawła, z którego w porywach siedem minut schodzi się do portu.
Ku memu zaskoczeniu fara była otwarta, skrzętnie skorzystałam więc z możliwości przyjrzenia się z bliska jej skromnemu w sumie wnętrzu. Zaledwie muśniętego barokizacją. Czymś, co totalnie mnie ujęło, były tabliczki z podstawowymi informacjami przy ołtarzach i innych elementach wyposażenia. Tak powinno być w każdym kościele! Dzięki nim dowiedziałam się, że rozłożysta drewniana wiata, którą wstawiono do jednej z kaplic kryje chrzcielnicę. Jakby chrzest był jakąś wstydliwą czynnością. Hm.
Potem zeszłam do portu, w którym 10 lutego 1920 roku gen. Józef Haller wrzucił platynowy pierścień do Bałtyku. Po drodze na chwilę zatrzymuje się przy pomniku kapra. Okazuje się, że Puck dzięki kaprom w czasie potopu szwedzkiego bronił się równie dzielnie i nie mniej skutecznie, co Częstochowa.
By dojść do plaży i mola w Pucku z portu trzeba skierować się w ul. Żeglarską. Mnie nogi zaprowadziły jeszcze dalej.
Spacer z Pucka do Rzucewa – nadbałtycka sielanka, co się zowie!
Szlak wpierw prowadzi chodnikiem w cieniu starych lip. Później trzeba ominąć osiedle deweloperskie, ale to już ostatnia przykrość w czasie tego siedmiokilometrowego spaceru wzdłuż plaży. Niekoniecznie plażą, choć jakby się kto uparł, to proszę bardzo. Paseczek piachu na tym odcinku jest wąziutki, trzeba się nastawić na brodzenie w Bałtyku. Jeśli macie ochotę, to śmiało. Ja wybrałam jednak wariant suchą stopą ścieżką wyniesioną nieco ponad poziom plaży.
Nie darowałam sobie jednak zejścia na dziką plażę Rozgard, która okazała się pierwszym z długiej serii zachwycików czekających mnie w drodze do Rzucewa. Nie podejrzewałam, że polskie wybrzeże Bałtyku skrywa takie urokliwe kątki, a jednak.
Dalej ścieżka prowadziła skrajem łąki, która zmieniła się w pole schodzące pod sam Bałtyk. Łany zboża od morza dzielił tylko skrawek ziemi niczyjej. Ostatni odcinek prowadzi przez piękny, spokojny las. Spomiędzy drzew wesoło migały wody Zatoki Puckiej.
Wreszcie ścieżka wyprowadza z lasu na zarośnięty niską roślinnością cypel. Jesteśmy w Rzucewie. Choć ja byłabym w stanie przysiąść, że to jednak Rugia.
Rzucewo – od łowców fok do pałac rodziny von Below
Foki stanowiły główne pożywienie mieszkańców południowego wybrzeża Bałtyku. Wiem, jak to zabrzmi, ale rzecz działa się cztery tysiące lat temu (czytaj: w neolicie). W Rzucewie łowcy stworzyli osadę, którą częściowo zrekonstruowano.
Co ciekawe, w Parku Kulturowym „Osada Łowców Fok” znajdziemy zarówno elementy nawiązujące do dziedzictwa neolitycznego, jak i późniejszego. Te drugie zgromadzono w szachulcowej kaszubskiej chacie i tylko do niej wstęp wymaga wykupienia biletu. Luźno rozrzucone w sąsiedztwie chata szamana, półziemianka, piec garncarski czy chata palowa są w wolnym dostępie.
(A jeżeli interesują was autentyczne zabytki z czasu neolitu, to warto wybrać się do kopalni krzemienia pasiastego koło Ostrowca Świętokrzyskiego)
Rzucewo należało do Jana III Sobieskiego i jego spadkobierców. Podobno król własnoręcznie sadził aleję lipową prowadzącą do pałacu. Ja na takie rewelacje radzę jednak patrzeć przez palce. Gdyby zsumować wszystkie miejsca, w których rosną lipy Jana i Marii Kazimiery, to mogłoby się okazać, że Sobiescy nie zajmowali się niczym innym tylko sadzeniem drzew w różnych częściach Polski.
Na początku XIX wieku majątek trafił w ręce rodziny von Below, która zleciła budowę neogotyckiego pałacyku stylizowanego na zamek. Obecnie odrestaurowanego z dbałością o szczegóły. Plan zakładał, że w tym cacuszku zatrzymam się na obiad (w pałacu można także nocować), a resztę popołudnia spędzę w parku z książką, ale szyki popsuła mi pogoda.
Zdecydowałam się wracać do Gdyni wcześniejszym autobusem (linia 667 dowozi do rogatek miasta) z solennym postanowieniem, że do Rzucewa wrócę. Bo czuję niedosyt.
* Niektóre linki zamieszczone w tekście są afiliacyjne. Ale nie polecam tutaj niczego, co mi się nie podoba!
Przydało się? Udostępnij znajomym!
Postaw mi wirtualną kawę. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
Zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.
DZIĘKUJĘ!
Puck i Rzucewo – idylla nad (polskim) Bałtykiem
Podobne artykuły
Cześć!
Nazywam się Zofia Jurczak, a to moja strona poświęcona podróżom
Jestem kulturoznawczynią (UJ), stypendystką Miasta Krakowa. Moje koniki to Kraków (napisałam o nim dwie książki), muzea, miasteczka, dziedzictwo kulturowe i historyczne. Kocham Japonię, uwielbiam wyspy. W podróży napędza mnie ciekawość. Na stronie piszę o tym, co mnie kręci.
Więcej