Założę się o piątaka, że dla większości z Was Gdynia to najmniej ciekawe (i w domyśle najbrzydsze) miasto w Trójmieście. Błąd. Dlaczego? Przeczytajcie spowiedź największej zamiejscowej wielbicielki Gdyni.
Żeby nie było: też kiedyś tak myślałam. Kiedyś, czyli dekadę temu, gdy bywałam na Openerze. Gdynia a.d. 2006 była zapuszczona, szara, obmierzła. Pamiętam, że fontanna na Skwerze Kościuszki była pomalowana na okropny turkusowy kolor (dlaczego?), a lepki od brudu dworzec Gdynia Główna (wtedy jeszcze Osobowa) cuchnął starym kurzem i przypalonymi zapiekankami. I te budynki. Same zapyziałe klocki bez charakteru (czytaj: ozdobników, wodotrysków i architektonicznych fajerwerków) – myślała Zofia a.d. 2006 i czym prędzej wskakiwałam do kolejki w kierunku Gdańska, czyli miasta po bożemu: ze starówką i zabytkami. Do czasu…
Kilka lat później jestem na Literackim Sopocie i któregoś popołudnia po prostu ruszam plażą w stronę Gdyni. Bez celu i powodu. Na miejscu przecieram oczy ze zdumienia. Bo obmierzła Gdynia z moich wspomnień nijak miała się do tego odświeżonego, wypięknionego i szykownego miasta, które ujrzałam.
No i wpadłam jak śliwka w kompot. Po prostu muszę, bo się uduszę co najmniej raz w roku na kilka dni wpaść do Gdyni. Ostatnio byłam w listopadzie. Obeszłam ulubione kąty plus odkryłam kilka fajnych miejsc. O tym jednak będzie inny razem, dziś mój pean na cześć Gdyni, czyli 6 powodów, dla których uwielbiam to miasto.
Po pierwsze: Budynki jak statki prujące fale
Gdynia modernizmem stoi.
Dla wielu modernizm jest stylem niegodnym uwagi (sama do niedawna należałam do tej frakcji), ale nawet ci obojętni na uroki architektury muszą przyznać, że gdyńska moderna jest spektakularna i jedyna w swoim rodzaju. To unikat na skalę światową.
Nie na darmo zwany jest modernizmem okrętowym. W domyśle budynki miały przypominać statki prujące fale Bałtyku i Drodzy Państwo faktycznie coś w tym jest. Szalenie podobają mi się tak typowe dla Gdyni obłe fasady i pozaokrąglane kanty. Co ciekawe – motyw wykorzystywany jest również we współczesnym budownictwie.
Cudnych płynących budynków w Gdyni jest wiele, nie tylko w śródmieściu. A spacer (spacery) śladem modernizmu to super sposób na poznanie miasta. Polecam też stronę Modernizm Gdyni – kopalnia wiedzy i pomysłów na zwiedzanie! Do tego w (widocznej na zdjęciu) miejskiej informacji turystycznej (ul. 10 Lutego 24) można poczęstować się darmową mapką z trasami zwiedzania (pytać o Gdynia inspiruje modernizmem).
Po drugie: dworzec Gdynia Główna
Mam słabość do dworców kolejowych (i pociągów też), a Gdynia Główna to mój absolutny faworyt w tej kategorii. Nie od zawsze, rzecz jasna.
Dawniej nie było to miejsce wzbudzające szczególny entuzjazm. Było okropnie, brudno i śmierdząco. Nic tylko uciekać z wrzaskiem (i zatkanym nosem). Jednak po remoncie, oczyszczeniu z 1001 przybudówek oraz pieczołowitym odnowieniu okazało się, że dworzec Gdynia Główna jest wyjątkowej urody.
Lubię zajrzeć do niego ot tak, bez powodu i pokontemplować (tak!) kilka ulubionych detali. Majestatyczne drzwi wejściowe (zdaje się, że oszklone kryształem, z niesamowitymi uchwytami). Lampy w stylu art deco. Mozaiki w holu głównym oraz oszałamiające malowidła na ścianach i suficie… McDonalda!
Gwiazdy, planety i znaki zodiaku na suficie maka są dziełem Juliusza Studnickiego. Żeby było zabawniej, kolejarze „odkryli” to cudo w czasie remontu dworca w 2011 roku. Zaiste, Dworzec Gdynia Główna przed modernizacją to była stajnia Augiasza. Teraz to prawdopodobnie najbardziej szykowny dworzec w Polsce. Więc proponuję kupić kawę w maku, usiąść sobie w jakimś kącie i po prostu pogapić się w niebo, tfu, sufit.
Po trzecie: las, las, wszędzie las
Jeśli ktoś (tak jak niżej podpisana) nad miejskie rozrywki i (tfu) atrakcje turystyczne przedkłada bliskość przyrody, w Gdyni będzie wniebowzięty. Bo ta w Trójmieście występuje w ilościach hurtowych. Wylewa się niemal z każdego kąta, czego lokalsom szczerze i z całego serduszka zazdroszczę.
Że morze jest na wyciągnięcie ręki to sprawa oczywista, ale nie mniej nęcąca jest bliskość lasów, których w Gdyni są nieprzebrane ilości. Otaczający lwią część miasta Trójmiejski Park Krajobrazowy jest rzut beretem od śródmieścia. A w nim ścieżki spacerowe i rowerowe ciągnące się kilometrami.
I jeszcze można pożenić las z morzem, a spacer po klifie dostać w bonusie. Wystarczy przejść się plażą ze Skweru Kościuszki do Orłowa, a wrócić górą, czyli po klifie redłowskim. Zabawne, bo gdy przedostatnio byłam w Gdyni trochę wiało (trochę to eufemizm, rzecz jasna) i Bałtyk pożarł kawał plaży. Byliśmy skazani na łażenie po klifie, a i tak koniec końców fala zalała mi buty.
Trasa z śródmieścia do Orłowa to superfajny spacer, urozmaicony (w sensie, że nie łazi się tylko po piachu, co na dłuższą metę jest i żmudne i nudne), długi w sam raz. Są widoki, jest morze. A po drodze jest Orłowo.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Polska na weekend. Pomysły na krótkie wypady
Po czwarte: Gdynia Orłowo piękna jak z pocztówki
Wiele podróżowałem po świecie, ale tak pięknego zakątka, takiego połączenia morza, lasów i wzgórz, nie widziałem nigdzie. Tu czuję się spokojny i szczęśliwy – napisał Stefan Żeromski, kiedy po raz pierwszy zobaczył Orłowo. Ja mu się wcale nie dziwię!
Orłowo to miss Gdyni. Dzielnica śliczna jak z obrazka. Z przedwojennym sznytem i urokiem osady rybackiej (którą przed stu laty Gdynia była). Jest molo, są kutry rybackie, plaża, promenada i kawiarenka w Domku Żeromskiego. A powyżej promenady jest karczma rybacka. Niezbyt urodziwa, ale za to dobrze karmiąca. Dorsz, którego tam serwują jeszcze nigdy mnie nie zawiódł.
Po piąte: Teatr Muzyczny Gdynia
Mój ulubiony i chyba najlepszy w Polsce. To tu nastąpiła erupcja mojej miłości do musicali. Do tej pory pamiętam emocje, które towarzyszyły oglądaniu Scrooga, Evity czy Hair (w reżyserii Wojciecha Kościelniaka). Na ten ostatni musieliśmy w liceum czekać aż do osiemnastki, bo taki był nieobyczajny, ha!
Od tego czasu gdyński Teatr Muzyczny został rozbudowany i pięknie odnowiony. Ma naprawdę dużą scenę (z bajerami, z których robi się tu użytek), świetną orkiestrę i takiż zespół aktorski i baletowy. No i przedstawienia, którym nie można odmówić ani rozmachu, ani dopracowania w każdym najmniejszym detalu. Ostatnio Teatr Muzyczny wysłał mnie prosto do musicalowego nieba za sprawą Notre-Dame de Paris, a Zły na podstawie Leopolda Tyrmanda (ponownie w reż. Wojciecha Kościelniaka) wbił w fotel.
Powiadam wam, że na musicale Wojciecha Kościelniaka można iść w ciemno, a Notre-Dame de Paris jest warte każdej złotówki wydanej na bilet.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Gdynia też ma swoje murale! Po gdyńskim śródmieściu szlakiem street artu
Gdynia palce lizać, czyli jedzenie, a dokładnie śniadania!
Tylko w Gdyni nie upieram się przy hotelowych śniadankach (do których nawiasem mówiąc mam wielką słabość). W tym mieście nie da się umrzeć z głodu, a lista ulubionych miejsc z pysznym jedzonkiem jest tak długa, że zwykle nie starczy czasu, aby wszystkie zaliczyć w czasie jednego (zbyt krótkiego!) pobytu.
W temacie szybkich śniadań moim faworytem jest Loveat. Ktoś zna? To sieć niewielkich barów-kawiarenek z przekąskami na wynos i jednym-dwoma stolikami na miejscu. W Gdyni są bodaj trzy Loveaty (na Świętojańskiej, na 10 Lutego i w budynku dworca SKM – widoczne na zdjęciu). Są też w m.in. we Wrzeszczu i koło stacji SKM Gdańsk Przymorze i pewnie w kilku innych miejscach.
Za co kocham Loveat? Za wspaniałe koktajle owocowe, które występują w wielu smakach (mój faworyt to szpinak kokos), wersjach wegańskich i trzech rozmiarach.
Do tego ciabatty (na miejscu podgrzeją), wybór gotowych kanapek (choć jadałam lepsze), tarty, sałatki, zupy, zestawy lunchowe. Wszystko wygodnie opakowane, świeże, zdrowe i niedrogie.
I znikające w ekspresowym tempie – trzeba dodać. Teoretycznie Loveat otwarte jest do 17:00, ale w praktyce rzadko zostaje cokolwiek do jedzenie o tej porze (o ile nie pocałuje się klamki). No i niestety w Loveat zjemy tylko w tygodniu. Smuteczek.
A Szanowni Państwo co najbardziej lubią w Gdyni? A czego nie? Bo ja psich kup, do których sprzątania lokalsi niespecjalnie się kwapią.
Podobało się?
Postaw mi wirtualną kawę lub udostępnij artykuł znajomym. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
No i zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.
Podobne artykuły
Cześć!
Nazywam się Zofia Jurczak, a to moja strona poświęcona podróżom
Jestem kulturoznawczynią (UJ), stypendystką Miasta Krakowa. Moje koniki to Kraków (napisałam o nim dwie książki), muzea, miasteczka, dziedzictwo kulturowe i historyczne. Kocham Japonię, uwielbiam wyspy. W podróży napędza mnie ciekawość. Na stronie piszę o tym, co mnie kręci.
Więcej