Targowisko próżności Williama Makepeace’a Thackeraya to najlepsza książka 2017 roku.
Jednoosobowe jury doceniło wybitny przekład Tadeusza Jana Dehnela, historię aktualną od grubo ponad stu lat, błyskotliwe obserwacje społeczne, ironiczne poczucie humoru autora oraz trud włożony w lekturę.
Ten był niemały, bo z Targowiskiem próżności spędziłam niemal całe lato, a lekturze towarzyszyły liczne wzloty i upadki. Twardo jednak brnęłam przez kolejne rozdziały i teraz, wiele tygodni po, wiem, że literacko nic lepszego nie trafiło mi się w 2017 roku. Ba, powieść Williama Makepeace’a Thackeraya wyprzedziła pozostałe przeczytane książki o kilka długości.
To ostatni rachunek, który wystawiam 2017 rokowi!
W poprzednich odcinkach rozliczyłam rok podróżowania oraz rok oglądania seriali.
A czytelnicze podsumowanie 2016 do przeczytania tutaj oraz tutaj.
Czytelniczo 2017 okazał się rokiem umiarkowanie udanym. Dominowały, co piszę z żalem, książki przeciętne, pozostawiające niedosyt lub (o zgrozo) wrażenie bycia pisanymi na kolanie. Pisząc wpis naszło mnie też kilka refleksji.
- Po pierwsze – proza zaliczyła u mnie wielki powrót (a Targowisko próżności to tylko początek)
- Po drugie – nie przeczytałam ani jednej bardzo dobrej biografii, a o jedynej dobrej pisałam tutaj.
- Po trzecie – tegoroczną plagą okazały się tworzone taśmowo i naprędce reportaże. Takie co obiecują wiele, a dają mało (przykład pierwszy z brzegu to Człowiek w przystępnej cenie Urszuli Jabłońskiej)
- Po czwarte – wybór najlepszych książek (przeczytanych przeze mnie w) 2017 łatwy nie był, ale wcale nie od nadmiaru dobroci. Wręcz przeciwnie.
Dość marudzenia. Teraz konkrety. Dla porządku odnotowuję, że tylko dwie z opisanych książek miały premierę w 2017 roku. Ale hello, literatura nie ma daty przydatności do czytania!
Nim jednak przejdę do hitów i kitów 2017…
Nikomu do niczego niepotrzebne statystki
Ale może kogoś interesuje, że w 2017 roku przeczytałam 69 i ¾ książki? Te trzy czwarte to Mistrz i Małgorzata w nowej edycji Znaku. Tak, tej z tłumaczeniem na sześć rąk familii Przebindów. Oraz z kilkoma setkami przypisów. Czytam od września. Utknęłam na 320 stronie. Nie mogę ruszyć dalej. Może jednak ten nowy przekład wcale nie taki dobry jak każe wierzyć wydawca.
W 2017 roku czytałam głównie polskich autorów (45 książek) i literaturę faktu (połowa przeczytanych książek). Poza tym w stosunku do lat ubiegłych odnotowałam stuprocentowe wzrosty przeczytanych dramatów (w ilości sztuk jeden) oraz książek poetyckich (sztuk dwie). Nadal króluje papier. Na moim chimerycznym nooku przeczytałam raptem 11 ebooków.
Wreszcie 31 książek to pożyczki (głównie z Biblioteki Kraków), a reszta z własnej półki.
Najlepsza literatura faktu
2016 rok zrobiło mi non-fiction. To, co przeczytałam w 2017 roku wypada jednak dość blado. Wybrałam kilka najciekawszych pozycji, ale kroić bym się za żadną nie dała.
Dwanaście srok za ogon Stanisław Łubieński
Zbiór pięknie napisanych esejów łączących przyrodę z kulturą. Można się delektować. A żeby było jeszcze milej, to na początku lutego brałam udział w spacerze ornitologicznym pod kierunkiem Stanisława Łubieńskiego, co i Państwu polecam (jeśli okazja się nadarzy).
Życie na miarę. Odzieżowe niewolnictwo Marek Rabij
Marek Rabij pisze o kulisach globalnego przemysłu odzieżowego. Jedzie do Bangladeszu chwilę po katastrofie w Rana Plaza (tej w której zginie ponad tysiąc pracowników szwalni), krok po kroku opisuje cykl tworzenia szmat, które tak kochamy kupować na przecenach w sieciówkach. I kto tak naprawdę na tym zarabia. Bo na pewno nie Banglijczycy. Życie na miarę czyta się jak ponury żart. Sęk w tym, że żartem nie jest.
Dzieci Norwegii. O państwie (nad)opiekuńczym Maciej Czarnecki
Rzecz o Barnevernet – norweskiej instytucji siejącej postrach wśród emigrantów z Europy Wschodniej. Bo pod byle pretekstem zabierają dzieci. Ale, co znakomicie udowadnia Czarnecki, sprawa nie jest tak oczywista jak zdawać by się mogło. W końcu reportaż, który wyczerpał temat i pokazał go z każdej możliwej perspektywy plus ciekawa lekcja wychowania dzieci po norwesku.
Ganbare! Warsztaty umierania Katarzyna Boni
Japonia po Fukushimie. Opowieść na wiele głosów oraz kilka duchów. Tak najkrócej można by opisać Ganbare! Katarzyny Boni. To najlepsza książka reporterska przeczytana przeze mnie w 2017 roku.
Polak sprzeda zmysły Konrad Oprzędek
Porter pokolenia 30+ z ogłoszeń drobnych skompletowany. Okazuje się, że Polak skłonny sprzedać nie tylko zmysły. Więcej o książce tutaj.
Życie seksualne kanibali J. Maarten Troost
Wreszcie coś co ukazało się w 2017 roku. Gdybym zrobiła zestawienie „najgłupszy tytuł” oraz „najgorsza okładka” książka Troosta byłaby na podium. Szczęśliwie szkaradna szata kryje zacne wnętrze. To zapiski z dwóch lat życia na atolu Tarawa leżącym w państwie Kiribati gdzieś pośrodku Oceanu Spokojnego. Kanibali w książce niet, a życie seksualne pojawia się tylko w tytule, będzie za to o rozmaitych kuriozach życia na końcu świata. Tropikalny raj? Chyba tylko na zdjęciu. Dowcipna książka, ale spragnieni antropologicznych analiz niech omijają szerokim łukiem.
Proza top of the tops 2017
Wymazane Michał Witkowski
Jest dokładnie tak jak Michaśka opowiadał na spotkaniu w czasie Festiwalu Conrada. Wymazane to powieść eksperyment, praktyki z gatunków literackich, ćwiczenia z formy i wyobraźni. Takich rzeczy u niego jeszcze nie czytałam! I po nieco rozczarowującym początku dałam się porwać opowieści o Damianie Pięknym nie tylko z nazwiska i Alexis lokalnej królowej biznesu (a także pieczarek, śmieci i podsuwalskiej Tijuany). Na pewno nie najlepsza powieść Witkowskiego, ale i tak jest znakomita, a tak w ogóle, to kocham pana, panie Michaśka!
Małż Marta Dzido
W przyszłym, tfu, w tym (2018) roku ma ukazać się nowa powieść Marty Dzido, a tymczasem ja w ubiegłym rozprawiłam się z jej (debiutanckim?) Małżem w wersji z pesymistycznym zakończeniem (wersja optymistyczna ma różową okładkę). Niejaki Kuba Wojtaszczyk jedzie na opinii tego, który odkrył dla literatury pokolenie prekariatu, ale to wszystko nieprawda, bo ponad dekadę temu zrobiła to Marta Dzido właśnie w Małżu, książce literacko kilka klas wyżej od dokonań Pana Wojtaszczyka.
Pani na domkach Joanna Pawluśkiewicz
Kolejny staroć (rok wydania 2006) z serii prozatorskiej Korporacji ha!art. Książka zapomniana i niedoceniona, zupełnie niesłusznie. To częściowo autobiograficzna opowieść o USA a’la work and travel. Książka ma mylny opis na okładce, bo ci „dobrowolni polscy niewolnicy” w Pani na domkach występują szczątkowych ilościach, a Panią na domkach czyta się dla barwnych opisów podróży przez Stany, co czyni z książki (poniekąd) literaturę podróżniczą. A poza tym Joanna Pawluśkiewicz jest bardzo dowcipna. Polecam też Telenowelę jej autorstwa.
Zniknąć Petra Soukupova
Jedyną zaletą nowel jest ich długość. Tak sądziłam do czasu przeczytania Zniknąć Petry Soukupovej – specjalistki od grzebania w rodzinnych trzewiach. Książka zrobiła mi wakacje. Była też bohaterką pisanego na gorąco wpisu, więc po więcej zachwytów i zachęt odsyłam właśnie tam.
Cykl z komisarzem Mortką Wojciecha Chmielarza
I wtedy gdy myślałam, że kryminał już nie dla mnie, że niczego dobrego (zwłaszcza literacko) po gatunku spodziewać się nie mogę, z nieba spadł mi Wojciech Chmielarz.
No dobrze, nie z nieba, tylko z półki. Ale poza tym wszystko się zgadza. Na Instagramie już zwierzałam się jak to jednym ciurkiem łyknęłam trzy pierwsze części, jak to ani przez chwilę nie miałam poczucia przesytu i ani razu nie zgadłam whodunit. Oraz, że Wojciech Chmielarz to najlepsze, co trafiło mi się w kryminale od lat. Czytajcie Chmielarza! A w styczniu kolejna część.
Książki najgorsze
Też takie były. Niestety.
Po pierwsze Smutek cinkciarza Sylwii Chutnik. Bardzo lubię serię na F/Aktach, ale tym razem wynudziłam się jak mops. Obiektywnie to nie jest zła książka, ale zupełnie czego innego oczekuje po true crime i serii o kulisach głośnych zbrodni. U Chutnik i jednego i drugiego jest tego tyle co kot napłakał.
Tu byłem. Tony Halik Mirosława Wlekłego doczekało się na blogu osobnego wpisu i z perspektywy czasu nadal uważam, że ta biografia to zmarnowany potencjał i czysty koniunkturalizm.
Wreszcie Gastrobanda Jakuba Milszewskiego i Kamila Sadkowskiego. Książka najgorsza. Już za sam język autorzy powinni smażyć się w piekle.
2018 plany czytelnicze: co będę, a czego na pewno czytać nie będę
Na pewno nie będę czytać o tym jak trampki weszły na salony, o dziejach męskiego zarostu, ani o sekretnym życiu krów.
Będę natomiast intensywnie zgłębiać własny księgozbiór. W związku z tym już od połowy listopada moja noga nie stanęła w żadnej z krakowskich bibliotek (smuteczek), a na półkach nie zmaterializowała się żadna nowa książka (w tym samym czasie schowek w ulubionej księgarni internetowej trochę spuchł, ale o tym cii).
Poza tym rok 2018 ogłaszam rokiem czytania półkowników* oraz powtórki z klasyki. Mam ochotę raz jeszcze przeczytać całe Muminki. Kto mi zabroni? Za to można się dołączać. Przecież Muminków nigdy za wiele! A dzięki Targowisku próżności odkryłam, że prawdziwe miody, to jednak klasyka literatury pięknej.
* książek zalegających na półkach
Podobało się?
Postaw mi wirtualną kawę lub udostępnij artykuł znajomym. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
No i zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.
DZIĘKUJĘ!
Podobne artykuły
Cześć!
Nazywam się Zofia Jurczak, a to moja strona poświęcona podróżom
Jestem kulturoznawczynią (UJ), stypendystką Miasta Krakowa. Moje koniki to Kraków (napisałam o nim dwie książki), muzea, miasteczka, dziedzictwo kulturowe i historyczne. Kocham Japonię, uwielbiam wyspy. W podróży napędza mnie ciekawość. Na stronie piszę o tym, co mnie kręci.
Więcej