Artyści, Długa noc, Młody papież, Rozwód, Wielkie Kłamstewka i Zaginiony, to najlepsze seriale obejrzane przeze mnie w 2017 roku.
Ale trafiło się też kilka niezapomnianych średniaków oraz seriale – buble absolutne.
Rok 2017 okazał się zupełnie niczego sobie. Przynajmniej w kategorii „seriale”. Tych co najmniej dobrych obejrzałam zdecydowanie więcej niż miernych i takich sobie. A lepszej okazji, aby się z tego wyspowiadać już nie będzie. Zatem dziś tylko o serialach. Hurtowo.
Ale spokojna głowa, nie będę zdawać relacji z każdego obejrzanego w 2017 roku odcinka. O niektórych serialach nie ma sensu wspominać (Gra o tron), o innych (np. Fresh Meat albo Odcinki) więcej napiszę przy innej okazji.
Serialowa ekstraklasa (w kolejności alfabetycznej)
Artyści Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego
Najlepszy serial telewizji publicznej od czasów Alternatywy 4.
Niewiele brakowało, aby Artyści stali się ofiarą dobrej zmiany. Serial wyprodukowany za czasów poprzedniej władzy, bardzo był w niesmak prezesowi Kurskiemu. Dostał więc w pakiecie najgorszy możliwy czas antenowy oraz zero promocji. Ale dobre rzeczy bronią się same, swoje zrobiła też poczta pantoflowa, a ostatnio nawet gruchnęła nowina, że prawa do adaptacji serialu Strzępki i Demirskiego kupiono na rynek amerykański.
Przypomnijcie mi proszę ile dotychczas polskich seriali sprzedano do USA?
O Artystach pisałam na blogu tak:
Historia fikcyjnego Teatru Popularnego jest na tyle uniwersalna, że odnajdzie się w niej nawet ten, kto ostatni raz w teatrze był w podstawówce i zupełnie nie łapie środowiskowych smaczków (typu Jan Klata w roli ciecia). Fabuła toczy się wartko, a perypetie świeżo upieczonego dyrektora wciągają od pierwszych chwil. Artyści są ironiczni i zabawni, ale w żadnym razie nie jest to serial komediowy. Ba, ma w sobie coś, co nazwałbym tchnieniem grozy. W teatrze pracuje sprzątaczka-medium, po korytarzach przechadzają się duchy dawnych dyrektorów, a wizyty obecnego dyrektora w urzędzie to czysty Kafka.
Więcej do przeczytania tutaj, a serial do obejrzenia (za darmo) na VOD TVP. Więc jeśli jeszcze Szanowni Państwo nie widzieli, to nie wiem na co czekają.
Długa noc (The Night of)
Ten serial to klasyka z gatunku „niemożliwe, aby się przytrafiło”. A jednak, o ironio, zdarza się! Do tego może przydarzyć się i mnie i każdemu z Szanownych Państwa.
Mamy bohatera – Nasira. Sympatyczny przeciętniak. Żaden z niego król życia, raczej trzymająca się z boku pierdoła. Zaproszenie na imprezę to dla niego szansa, aby zaistnieć towarzysko. Nie rezygnuje więc nawet gdy kumpel wystawia go do wiatru. Pożycza taksówkę ojca i rusza w stronę Manhattanu. Ale po drodze gubi się, a do auta wsiada piękna nieznajoma. Jej podwózki odmówić nie może. Rezygnuje więc z imprezy i niechcący daje się wciągnąć w kabałę, która zaważy na reszcie życia i jego, i rodziny.
Gwarantuję, że oglądając Długą noc włos Szanownemu Państwu nie raz zjeży się na głowie, ale będą też momenty zabawne. To drugie za sprawą Johna Turturro w roli adwokata nieudacznika z egzemą.
Więcej o serialu pisałam tutaj.
Młody papież (The Young Pope)
Jeżeli z tych wszystkich seriali, o których piszę miałabym wskazać ten jeden, który koniecznie trzeba obejrzeć, to byłby to właśnie Młody papież.
Mam przypuszczenie graniczące z pewnością, że to jeden z najlepszych seriali jakie widziałam kiedykolwiek.
O fabule pisać się nie odważę. Wymienię za to, co w Młodym papieżu szczególnie mnie ujęło. Wystudiowana gra Jude’a Law w roli Piusa XIII – pierwszego w historii Kościoła papieża Amerykanina. Młodego, przystojnego i kontrowersyjnego. Paolo Sorrentino za kamerą. Wspaniały Silvio Orlando w roli kardynała Voiello. Muzyka. Cyzelowane kadry – obrazy. Watykan od podszewki (niech pierwszy rzuci kamień ten, kto nigdy ciekaw nie był, co dzieje się za jego murami). Mogłabym tak długo.
Młody papież to absolutna serialowa ekstraklasa, a pisałam o nim też tutaj.
Rozwód (Divorce)
Carrie Bradshow rozwodzi się!
No dobra, nie Carrie Bradshow a Frances Dufresne. I nie z Mr. Bigiem a z drwalopodobnym (w tym złym znaczeniu tego słowa) Robertem. Ale Sex and the City przywołuje nie bez powodu, bo i tu i tu główną rolę gra (zresztą na tę samą modłę) Sarah Jessica Parker. Mało tego Frances to taka Carrie, ale piętnaście lat później. Ustatkowana, z dwójką dzieci, wąsatym mężem, kochankiem i domem na przedmieściach w pakiecie.
Rozstania to nie bułka z masłem, wiadomo. Ale świetne dialogi i stadko nietuzinkowych drugoplanowych postaci postara się, aby było też zabawnie.
Plus subtelny jak pień Thomas Haden Church w roli Roberta. Co ciekawe, pasuje do swej serialowej żony jak pięść do nosa i oglądając ich wspólne sceny aż dziw bierze, że nie rozwiedli się już dawno temu. Razem są najnudniejszą parą świata, ale solowe popisy Thomasa to już inna para kaloszy.
A na styczeń 2018 HBO zapowiedziało 2. sezon!
Wielkie kłamstewka (Big Little Lies)
Z mojego małego rankingu jasno wynika, że HBO umie najlepiej w seriale. Wielkie kłamstewka nie są wyjątkiem. To kolejny znakomity serial. Tym razem dramat pełną gębą z pierwszorzędnymi popisami aktorskimi. A także wspaniałymi zdjęciami i muzyką na dokładkę.
Zaczyna się od trzęsienia ziemi, a potem jest jeszcze lepiej. W idyllicznym (z pozoru, wiadomo) Monterey ktoś właśnie zginął. Kto jest sprawcą a kto ofiarą dowiemy się dopiero w finale, ale biorąc pod uwagę temperaturę damsko-damskich rozgrywek, to może być każda z bohaterek koncertowo granych przez Nicole Kidman, Laurę Dern, Zoe Kravitz, Reese Witherspoon i Shailene Woodley.
A że Wielkie kłamstewka to w żadnym razie serial kryminalny, po drodze dostaniemy też rasową historię obyczajową o sielankowym (tylko na pierwszy rzut oka) życiu pięknych i bogatych mamusiek z Kalifornii.
Scenariusz oparto na powieści Liane Moriarty, a HBO już zapowiedziało 2. sezon. O czym myślę z pewną obawą, bo Wielkie kłamstewka to pięknie domknięta sześcioodcinkowa całość. I niech tak zostanie.
Zaginiony sezon 2 (The Missing)
Lista moich najlepszych seriali 2017 nie byłaby pełna bez drugiego sezonu serialu Zaginiony.
To w ogóle jest serial – ewenement, bo nie przypominam sobie ani jednego takiego przypadku, aby kontynuacja czegokolwiek była tak samo dobra, a może nawet lepsza od pierwszego sezonu. A tak właśnie rzecz się ma z Zaginionym.
Oba sezony łączą znikające dzieci oraz postać bezkompromisowego detektywa-filozofa Juliena Baptiste’a (świetny Tchéky Karyo). Poza tym to zupełnie niepowiązane z sobą historie (alleluja!). I o ile motywem przewodnim pierwszego sezonu była niemożność pogodzenia się ze stratą, o tyle w drugim mamy „życie po”. Co dzieje się w rodzinie i z rodziną, do której po latach wraca porwane dziecko? Ale powrót do domu to dopiero początek tej dramatycznej historii.
Drugi sezon Zaginionego trzyma za gardło od pierwszego do ostatniego odcinka. To przejmujące studium rozpaczy i rozpadu rodziny oraz trzymający w napięciu serial kryminalny. W jednym. Majstersztyk moim skromnym zdaniem.
Druga liga
A w tej części wspomnę o tym, że trzeci sezon Fargo był co prawda lepszy niż poprzedni, ale nie tak dobry jak pierwszy (wiadomka). W Fargo show robi, rzecz jasna, Ewan McGregor w podwójnej roli (wspaniały), ale David Thewlis jako szwarccharakter z wyjątkowo odrażającym uzębieniem też daje radę.
I napiszę też o tym, że dałam namówić się na obejrzenie (na razie pierwszego) sezonu Stranger Things. Nie żałuję. Gdzieś wyczytałam, że ten serial to tak jakby Stevenowie Spielberg i King spotkali się w połowie drogi. Coś w tym jest. Dekoracje, muzyka, to klasa sama w sobie. Dzieciaki w rolach głównych też są bardzo przekonujące. Ale, żeby nie było tak słodko, to psychologia postaci jest na poziomie nauczania początkowego. A prócz Nastki, cała reszta jest nijaka. Trudno powiedzieć coś więcej o nich i ich motywacjach. Chwilami serial zmieniał się w chaotyczną bieganinę w tę i na zad.
Ambiwalentne odczucia wzbudziło też we mnie Trzynaście powodów (13 Reasons Why). Serial na pewno ważny, ale nadal waham się czy to zdrowo tak afirmować samobójstwo jako formę odegrania się na otoczeniu?
Zresztą lista zarzutów jest znacznie dłuższa. Serial sztucznie napompowany do trzynastu odcinków, przez co w gorszych momentach ciągnie się niemiłosiernie. Aktorstwo na poziomie filmów z Hallmarku (uderzyło tym bardziej, że Trzynaście powodów oglądałam zaraz po Big Little Lies). Postacie rodziców toporkiem ciosane i odklejone od rzeczywistości. Ale historia zemsty zza grobu Hannah jednak cholernie wciąga.
Szósta liga okręgówki, czyli najgorsze seriale 2017
Belfer sezon 1
A miało być tak pięknie.
Thriller w realiach polskiej prowincji – rzekłabym: wreszcie! Oryginalny scenariusz – w to mi graj. Do tego ciesząca oko obsada. I jeszcze machlojki, tajemnice zamiatane pod dywan, ładne plenery i – wreszcie – producent, który niejako jest gwarantem najwyższej jakości. A jednak nie zażarło. Jest letnio.
Oglądając kolejne odcinki Belfra raz za raz zadawałam sobie pytanie skąd ta mizeria i dziury w scenariuszu? Dlaczego to, co dzieje się na ekranie obchodzi mnie tyle co zeszłoroczny śnieg. I czemu ci wszyscy bohaterowie są tak koncertowo nijacy. Pozbawieni charakterów, przeszłości, motywacji. Weźmy tytułowego belfra granego przez Macieja Stuhra. Sami posłuchajcie jak to niedorzecznie brzmi.
[UWAGA! SPOILERY] Paweł Zawadzki znikąd pojawia się w Dobrowicach i prosto z przystanku PKS angażuje w śledztwo w sprawie śmierci swojej niedoszłej uczennicy, która mogłaby być (ale nie jest!) jego córką. W związku z tym Zawadzki, z uporem godnym lepszej sprawy, gania po lesie o różnych porach dnia i nocy, przywali w mordę komu trzeba, mąci szyki policji oraz lokalnym rekinom biznesu. W przerwach od czasu do czasu poprowadzi jakąś lekcję. W liceum, w którym uczy łącznie z nim 6 nauczycieli, z czego jednego w trzecim odcinku aresztują. [KONIEC SPOILERÓW]
Zawadzki nie jest jakimś (niedorobionym?) wyjątkiem. Reszta bohaterów Belfra to podobni ludzie bez właściwości. To nie są postaci, które ciekawią, bawią lub irytują. To są jednowymiarowe twory z zredukowaną do minimum osobowością, stworzone li tylko by popychać akcję w przód.
Belfer na wyrost okrzyknięto najlepszym polskim serialem, a autorzy scenariusza są noszeni na rękach. Ja tam bym ich raczej wywiozła na taczce, bo pierwszy sezon Belfra to rzecz przeciętna i niechlujnie zrealizowana.
Domek z kart sezon 5 (House of cards)
Średnio udał się też tegoroczny sezon House of cards. Historia politycznej kariery Franka i Clair Underwoodów już w trzecim sezonie była niebezpiecznie blisko granicy eksploatacji. W kolejnym (ubiegłorocznym) sezonie scenarzystom udało się co prawda tchnąć w nią coś świeżego. Ale w tym roku serial zeżarł własny ogon. Piąty sezon okazał się przekombinowany i naprawdę nie sposób było nadążyć za kolejnymi machlojkami państwa Underwoodów. Jedno wielkie WTF.
Upadek sezon 3 (The Fall)
To zaiste był upadek. Z hukiem i z wysoka.
Z The Fall było tak tak: pierwszy sezon bardzo dobry, drugi – już tylko średni (z przechyłem w stronę kiepskiego), a trzeci to już upadek w rzeczy samej. A do tego gadające głowy, drewniane aktorstwo, wydumana historia i kumulacja absurdów w finale. Plus dojmujące poczucie kompletnej straty czasu.
O ile przyjemniej mogłam zmitrężyć te 6, zmarnowanych na oglądanie Upadku, godzin.
Seriale 2018 – na co czekam?
Albo też co czeka jeszcze na obejrzenie. Czeka m.in. nowe Twin Peaks, drugi sezon Stranger Things oraz Mindhunter. Uprzejmie proszę Szanownych Państwa o nie spojlowanie na ich temat. Niecierpliwie wyglądam też premiery czwartego sezonu Mostu nad Sundem oraz kontynuacji Rozwodu. A to już w styczniu!
Znacie? Lubicie? Zgadzacie się z moimi typami? A jakie są Wasze typy na najlepsze seriale? Piszcie w komentarzach!
A w kolejnym odcinku podsumuję rok w podróżach. Stay tuned!
Podobało się?
Postaw mi wirtualną kawę lub udostępnij artykuł znajomym. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
No i zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.
DZIĘKUJĘ!
zdjęcia w nagłówku: Pexels
Podobne artykuły
Cześć!
Nazywam się Zofia Jurczak, a to moja strona poświęcona podróżom
Jestem kulturoznawczynią (UJ), stypendystką Miasta Krakowa. Moje koniki to Kraków (napisałam o nim dwie książki), muzea, miasteczka, dziedzictwo kulturowe i historyczne. Kocham Japonię, uwielbiam wyspy. W podróży napędza mnie ciekawość. Na stronie piszę o tym, co mnie kręci.
Więcej