Sto procent literatury faktu. Lista krótka, ale za to treściwa. Uzbrojeni w polecane przeze mnie książki o Hiszpanii możecie śmiało ruszyć na podbój Półwyspu Iberyjskiego.
Generalnie z książkami o Hiszpanii w Polsce jest trochę kłopot. Podróżować do Hiszpanii to chętnie i na potęgę. Wydawać książki o Hiszpanii już niekoniecznie. I nie, nie mam na myśli hiszpańskiej literatury pięknej, bo tej w Polsce akurat ukazuje się sporo. Ku uciesze miłośników, do których siebie akurat nie zaliczam, dlatego w tym wpisie nie znajdziecie ani słowa o Mendozie, Cabré, Zafónie, Pérez-Reverte i innych.
Tylko non fiction o Hiszpanii. A tego, jak się rzekło, za dużo po polsku nie ma. Więc jeśli Mili Państwo znają inne warte uwagi książki o Hiszpanii, to proszę śmiało podzielić się tytułami.
Książki o Hiszpanii – bohaterki wpisu to:
✓ Hiszpania. Fiesta dobra na wszystko Maciej Bernatowicz, Wydawnictwo Muza, Warszawa 2017.
✓ Ludzie z Placu Słońca Aleksandra Lipczak, Dowody na Istnienie, Warszawa 2017.
✓ Głosy starego morza. W poszukiwaniu utraconej Hiszpanii Norman Lewis, tł. Janusz Ruszkowski, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015.
Książki o Hiszpanii: Hiszpania. Fiesta dobra na wszystko Maciej Bernatowicz
Książka o Hiszpanii Macieja Bernatowicza jest akuratna i solidna. Więc jeśli trzy lektury to dla Ciebie o dwie za dużo, wybierz właśnie tę książkę o Hiszpanii.
Hiszpania. Fiesta dobra na wszystko traktuje o wszystkim po trochu: historii, polityce, obyczajach, języku, kuchni, gospodarce. A wszystko to okraszone solidną dawką fun facts.
Moja ulubiona rewelacja, to ta, że w Hiszpanii jeden bar przypada na 129 mieszkańców. Pośród krajów UE więcej gastronomii na łeb ma tylko Cypr.
Paradoksalnie tytułowych fiest u Bernatowicza nie ma zbyt wiele. Jeszcze mniej uwagi poświęca kulturze i sztuce. Ot, pojedyncze wzmianki, tyle co kot napłakał. Za to piłka nożna dochrapała się osobnego rozdziału. Czego wybaczyć Szanownemu Autorowi niepodobna!
Dobra wiadomość jest taka, że solidna treść (obiecuję, że ostatni raz powtarzam to słowo) u Bernatowicza idzie ręka w rękę z całkiem lekką formą. Hiszpania. Fiesta dobra na wszystko czyta się niemal sama (no dobrze, zdarza się i od czasu do czasu przynudzać). To o tyle zaskakujące, że książka miejscami przypomina hybrydę podręcznika do historii z rocznikiem statystycznym.
Nie ulega też kwestii, że Maciej Bernatowicz odwalił kawał dobrej (żeby nie napisać solidnej) roboty. Jego książka to Hiszpania w pigułce i owoce wielkiej fascynacji krajem zarazem. Fascynacji, co trzeba dodać, popartej blisko dziewięcioletnim pobytem na Półwyspie Iberyjskim. Głównie w Madrycie, co dla książki jest nie bez znaczenia.
Bo, pomijając Madrytocentryzm, autorowi ością stoją w gardle katalońskie ciągoty separatystyczne. A Barcelona, jeśli w ogóle, w Hiszpania. Fiesta dobra na wszystko występuje w roli schwarzcharakteru – wrażego miasta, które śmie snuć wizje odłączenia się od reszty Iberii, w dodatku zarządzanego przez (cytuję) ‘lewacką aktywistkę (bez nazwisk, szkoda papieru)’.
I mogę się zżymać nad olaniem w Hiszpania. Fiesta dobra na wszystko kultury i nadmiarem futbolu – to moje odczucie, ale pisanie w tak nietaktownych słowach o burmistrz Adzie Colau jest po prostu słabe.
Książki o Hiszpanii: Ludzie z Placu Słońca Aleksandra Lipczak
A gdyby ktoś pytał, którą z listy książek o Hiszpanii wybrałabym ja, bez wahania odpowiem, że Ludzi z Placu Słońca Aleksandry Lipczak – rasową książkę reporterską, którą warto przeczytać nawet jeśli podróż do Hiszpanii Miłym Państwu nie w głowie.
Hiszpania w Ludziach z Placu Słońca, to ani kraj fiesty i sjesty, ani turystyczny raj, ani w ogóle żaden. Prędzej kraj, który próbuje się podnieść z kolan. Kraj ludzi bezrobotnych i bezdomnych, ale wcale nie bezbronnych (także dzięki ‘lewackim aktywistom’ pokroju Ady Colau). Z wieloma wciąż niezagojonymi ranami po dyktaturze generała Franco. I z zamorskimi koloniami, pardon, enklawami w Maroku, w których niechciani przybysze zwisają z ostrego jak brzytwa płotu.
W książce pojawia się nawet Pedro Almodóvar, którego jednemu z wczesnych filmów Pepi, Luci, Bom i inne dziewczyny z dzielnicy Lipczak poświęca jeden z reportaży. Czyli wreszcie mamy kulturę!
No i – last but not least – literacko książka Lipczak jest bardzo, bardzo dobra. Co zresztą nie powinno jakoś szczególnie dziwić. Ludzi z Placu Słońca wydały Dowody na Istnienie, które za punkt honoru stawiają literackie dopracowanie każdej pozycji.
Książki o Hiszpanii: Głosy starego morza. W poszukiwaniu utraconej Hiszpanii Norman Lewis
Wreszcie książka o Hiszpanii, której już nie ma.
Do niedawna, pierwszą rzeczą, która przychodziła mi na myśl na hasło ‘Costa Brava’, czy szerzej ‘wakacje w Hiszpanii’ były polsatowskie „Pamiętniki z wakacji” ze szczególnym uwzględnieniem odcinka z panem Lucjanem, który pomylił bidet z muszą klozetową.
Teraz hasło „pamiętniki z wakacji” przywodzi mi na myśl coś zgoła innego – elegijny reportaż Głosy starego morza. W poszukiwaniu utraconej Hiszpanii Normana Lewisa. Książka ta to liryczny (podkreślam: liryczny!) zapis metamorfozy rybackiej wioski na Costa Brava w turystyczny kurort.
Bo Costa Brava turystycznym piekiełkiem jest od stosunkowo niedawna. Boom na turystykę zaczął się tu mniej więcej w połowie dwudziestego wieku. Wcześniej wybrzeże Katalonii było po prostu skalistym skrawkiem ziemi, skolonizowanym przez staroświecką z ducha społeczność rybaków i drobnych rolników. Zapomnianym zaś przez Boga i resztę Hiszpanii. Do czasu.
W Głosach starego morza godzina zmiany wybija, gdy o plażę upomina się lokalny bonza. Kompletnie pozbawiony dobrego smaku, za to ze smykałką do pomnażania pieniędzy. Tradycyjny, niemal średniowieczny porządek Farol zostaje zaorany w mniej niż trzy lata. W tym czasie rybacy przestają łowić, plażę przejmują turyści, a na wybrzeżu, jak te grzyby po deszczu, wyrastają atrakcje i hotele.
Podejrzewam, że już w trakcie lektury, Mili Państwo będą chcieli sprawdzić gdzie to Farol leży i – kto wie – czy nie odwiedzić go w poszukiwaniu Głosów starego morza. Próżny trud.
Nie ma takiego miasta Farol. Co nie znaczy, że Farol nie istnieje.
Sprawa nie jest aż tak beznadziejna, jak mogłoby się zdawać. Lewis zostawił kilka wskazówek. Ze sporą dozą prawdopodobieństwa oraz małą pomocą mapy, zgaduję, że Farol to miasteczko Roses. Lub Empuriabrava. Koniec końców nie ma to jednak wielkiego znaczenia, bo Farol jest figurą świata, którego nieodwracalnie i na Amen już nie ma.
Książek nigdy dość, dlatego zobacz również inne listy lektur:
➔ Japonia: lista lektur | Co przeczytać przed podróżą do Japonii?
➔ Berlin: lista lektur | Najlepsze książki o Berlinie (no prawie same najlepsze…)
➔ Najlepsze książki (przeczytane przeze mnie) w 2017 roku [DUŻO TYTUŁÓW]
➔ Spooky & creepy | 3 mroczne książki do czytania w jesienne wieczory
➔ Zemsta jest kobietą, czyli trzy razy domestic noir
Podobało się?
Postaw mi wirtualną kawę lub udostępnij artykuł znajomym. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
No i zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.
DZIĘKUJĘ!
Podobne artykuły
Cześć!
Nazywam się Zofia Jurczak, a to moja strona poświęcona podróżom
Jestem kulturoznawczynią (UJ), stypendystką Miasta Krakowa. Moje koniki to Kraków (napisałam o nim dwie książki), muzea, miasteczka, dziedzictwo kulturowe i historyczne. Kocham Japonię, uwielbiam wyspy. W podróży napędza mnie ciekawość. Na stronie piszę o tym, co mnie kręci.
Więcej