Pierwszy raz w Japonii to był miesiąc miodowy pełen przygód i zdumień. Drugi raz był jak powrót do siebie. Poznajcie 10 rzeczy, których najbardziej brakuje mi w Polsce po powrocie z Japonii.

Uwaga: wpis ten sponsoruje depresja popowrotowa, która (przynajmniej u mnie!) wpisana jest w program każdego wyjazdu do Japonii. Z poprzedniej wygrzebałam się jakieś półtora miesiąca po powrocie do Polski. Zobaczymy jak pójdzie tym razem!

➙ BTW zajrzyj też do pozostałych wpisów, które poświęciłam Japonii!

I o ile raczej nie mam problemu z tym, że nie muszę już posługiwać się pałeczkami (uff), nosić z sobą gotówki, ani jeść śniadań chyłkiem na jakimś przypadkowym murku (w Japonii ławki występują w przyrodzie równie rzadko jak kosze na śmieci, o czym więcej za moment), o tyle rzeczy, o których za moment autentycznie mi brakuje.

podróż do Japonii. Hotel Asakusa View
Na pierwszą noc w Tokio zafundowaliśmy sobie pokój z widokiem na Tokyo Skytree – drugą najwyższą budowlę na świecie. Pokój z TAKIM widokiem możecie zarezerwować tutaj

1. Japońskie jedzenie

Krótko: kocham i tęsknię bardzo. Tym mocniej, że polskie wydanie kuchni japońskiej generalnie sucks, zwłaszcza jeśli zna się oryginalne smaki i struktury. Sushi powiedzmy, że jest OK, ale reszta w najlepszym razie akceptowalna.

I teraz tylko smutek i żal, że nie wiadomo kiedy znów zjem tempurę (najlepsza z dynią i krewetką), porządny ramen, katsudon, kitsune sobę i udon, onigiri (polskie onigiri to czysta zgroza!), curry (którego niespodziewanie stałam się wielką fanką), japońskie kiszonki (znacznie bardziej urozmaicone niż kapusta i ogórki).

Tęsknię nawet za smakiem japońskiego ryżu, o buszowaniu po działach spożywczych japońskich domów towarowych (czyli depato) nawet nie wspominając.

Kaitenzushi Tokyo. Sushi na jeżdżące na taśmie. Sushi w Tokio
Kaitenzushi, czyli sushi przyjeżdżające do ciebie na taśmie

Żeby nie było, sporo smaków kuchni japońskiej jest kompletnie nie z mojej galaktyki. Nie cierpię sfermentowanej soi natto, słodyczy ze słodkiej fasoli azuki, a moje przygody z takoyakami i okonomiyakami skończyły się na jednym razie.

Przygodę z okonomiyakami zakończyłam na jednym razie

2. Conbini aka convenience stores, czyli mówiąc po ludzku wszędobylskie sklepy spożywcze

Są wszędzie (no prawie), a w większych miastach niemal na każdym rogu.

Powiecie: wielkie mi halo, to w Polsce nie ma spożywczych na każdym rogu? No to proszę czytać dalej, by zrozumieć, że Żabka to ledwie uboga krewna japońskich convenience storów.

Bo conbini zaopatrzone są we wszystko czego trzeba, by przeżyć. Z jedzeniem na czele, w tym masą dań ready-to-eat, które uczynna załoga conbini gratis odgrzeje w sklepowej mikrofali. Jeszcze pałeczki i wilgotną chusteczkę odświeżającą dodadzą.

Uchiko na wyspie Sikoku

Do tego napoje zimne i gorące (dobra świeżo mielona kawa za circa 4 złote!), kosmetyki, domowa chemia, przybory papiernicze, prasa, znaczki pocztowe. W conbini kupicie nawet gacie na zmianę! Do tego zawsze bezpłatne Wifi, a zdarza się, że i WC.

A czy wspominałam, że conbini czynne są świątek-piątek dwadzieścia cztery ha na dobę?

Zapiszcie sobie w kajecikach te nazwy: Seven Eleven, Lawson, Family Mart i Mini Stop.

(PS koniecznie też sięgnijcie po króciutką powieść „Dziewczyna z konbini” Sayaki Muraty, aby dowiedzieć się jak praca w convenience stores wygląda od zaplecza)

Conbini
Conbini sieci Family Mart

3. O dziwo tęsknię też za automatami z napojami (jeszcze bardziej wszędobylskimi niż conbini)

A w nich do wyboru do koloru zimnych napoi: kaw takich i owakich, wód, lemoniad, izotoników (słynny Pocari Sweat – próbowałam!) i zielonych herbat. A zimna zielona herbata w upał działa jak nie przymierzając paliwo rakietowe.

Automatów z napojami (vending machines) nie ma tylko na bezludnych wyspach. Są nawet w pociągach!

Kakigōri. Shaved ice. Golony lód
Jedno z tegorocznych odkryć kulinarnych: kakigōri, czyli shaved ice. Tu o smaku zielonej herbaty. Cudowne orzeźwienie w gorące dni!

4. Japońskie pociągi – pokażcie mi kogoś kto ich nie uwielbia!

Kto raz korzystał z usług japońskich kolei państwowych (czyli Japan Rail), ten do końca życia będzie to wspominał z łezką w oku.

Bo pociągi – wcale nie najnowsze – czyściutkie są i pachnące. Bo w shinkansenach i ekspresach tyle miejsca, że można by tańczyć kankany. A siedzenia rozkładają się niemal do pozycji leżącej. Bo cisza. Jeśli rozmowy, to stłumionym głosem. Nikt nie napiernicza w komórkę. Nie ogląda ani nie gra bez słuchawek.

Japan Rail. Pociągi w Japonii
Na palcach mogę policzyć przypadki, gdy na peronie ktoś nie fotografował pociągów. I nie mam na myśli wyłącznie siebie ^^

Bo jak podane jest, że pociąg odjeżdża z peronu 5, to możesz być pewnym, że dziś wyjątkowo nie odjedzie z peronu 3 (serdecznie pozdrawiam dworzec kolejowy Kraków Główny!). A mając 8 (słownie: osiem) minut na przesiadkę zdążysz nie tylko zmienić peron, ale jeszcze kupić kawę i kanapkę. A to wszystko bez zadyszki. Sprawdziłam!

No i legendarna punktualność. W czasie dwutygodniowego kolejowego road tripu po wyspach Honsiu i Sikoku (będzie osobny tekst!) mieliśmy dwa opóźnienia. Kolejno: minutę i prawie dwie godziny. To drugie to czyste zdarzenie losowe, na które nawet najlepszy serwis Japan Rail nic nie pomoże. Na tory spadła lawina kamieni. Po prostu.

Pociągi w Japonii. Anpanman train
Pociąg cały wymalowany bohaterami anime Anpanman. Jeśli wierzyć wikipedii, to Anpanman jest trzecim najdłużej emitowanym serialem animowanym w Japonii, przez który dotychczas przewinęło się 1768 postaci. Jest więc czym pokrywać pociągi ^^

5. Cisza

Cisza w zapchanym metrze, cisza na dworcach i ulicach (większość japońskich aut to bezszelestne hybrydy), cisza w hotelach. Nawet pociągi suną po torach tak cicho, jakby od tego miało zależeć ich istnienie.

Higashishinbashi Tokyo
Znajdź pociąg

Nadal jest dla mnie nie do wiary, że tokijskie metropolis, które (według różnych źródeł) zamieszkuje trzydzieści pięć lub trzydzieści siedem milionów ludzi (!!!) jest tak ciche.

Czy to znaczy, że Japończycy z chwilą przyjścia na świat składają śluby milczenia? No raczej, że nie! Też potrafią dać w palnik, gdy tylko nadarzy się po temu okazja (na przykład wieczorek z kolegami z pracy, klub karaoke, albo weekendowy wypad). Ale to wyjątki od reguły.

(wszystko co napisałam powyżej naturalnie nie dotyczy dzielnic rozrywki, ale nawet na takiej Akihabarze, Shinjuku czy Harajuku hałas nie rozrywa bębenków. Za to niechybnie rozerwie wizyta w salonie pachinko).

Asakusa Tokyo. Senso-ji
Świątynia Senso-ji w Asakusie. Oczywiście Tokio. Dzieciaki na zdjęciu właśnie losują wróżbę. Kosztuje to całe 100 jenów (trzy złote z hakiem). Jeśli wróżba okaże się niepomyślna można ją zostawić w świątyni i zapomnieć o sprawie. Więcej o Senso-ji pisałam tutaj

6. Toalety

Japonia rozpieszcza dostępnością toalet, tak samo jak Japan Rail rozbestwia jakością usług.

Toaletowe lekcje od Japonii powinna wziąć i Polska i reszta świata (a już zwłaszcza Europa Zachodnia; halo czy słyszy mnie Wenecja?). I już pal licho te legendarne washlety co cztery litery tam gdzie trzeba podmyją, podgrzeją, a zdarza się że i wysuszą.

Mam na myśli dostępność publicznych (zawsze darmowych!) toalet w Japonii. Występują w niezliczonych ilościach. I człowiek wchodzi doń bez lęku o to, co czeka za progiem.

(Nie wiem jak Wy, ale moje najbardziej traumatyczne przejścia z toaletami zawsze mają miejsce we Włoszech. Takiego syfu jak we włoskich kiblach – bez znaczenia czy płatnych czy nie – nie widziałam nigdzie indziej na świecie).

Smacznego!

7. Kolejki

Autorka bloga NIE upadła na głowę, że tęskni za japońskimi kolejkami. Zresztą nawet nie o sam fakt stania w ogonku chodzi. Najlepiej by te w ogóle nie istniały – wiadomo – ale w wielu mocno popularnych i tłocznych miejscach (pamiętacie ile ludzi mieszka w tokijskim metropolis?) kolejki są nie do uniknięcia. I wtedy na białym koniu wjeżdża japońska sztuka zarządzania kolejkami, którą mieszkańcy tego kraju najwyraźniej wyssali z mlekiem matki. A turyści przejmują przez osmozę.

Ci państwo stoją w kolejce do restauracji

Karne rządki ustawiają się więc w sklepach, muzeach, na przystankach i peronach (wspominałam o tym, że na peronach z góry wyznaczono, gdzie się który wagon zatrzyma, więc od razu można ustawić się w dobrym miejscu?). Każdy zna swoje miejsce w szeregu, nikt nie wtrynia się na chama (a jak się wtrynia to znaczy, że nie Japończyk).

A że porządek musi być nawet w kolejce, to jego egzekwowaniem delegowano kolejkowych. Dbają by ogon miał odpowiednią (czytaj: zwartą) formę oraz przesuwał się we właściwym tempie.

(Nie, kolejkowy nie jest najbardziej niepotrzebną japońską profesją. Tutaj wygrawa dwóch umundurowanych panów, którzy w uprzejmy acz stanowczy sposób pilnowali ruchu prawostronnego w przejściu podziemnym przy dworcem Ueno)

Kolejka do wejścia na wystawę teamLab Borderless, choć wystawa w przypadku Borderless nie jest najtrafniejszym słowem. To bardziej doświadczenie multimedialne

8. Japońska uprzejmość

Dostaliście kiedyś prezent od hotelu za to, że w nim śpicie? Bo ja tak, w Tokio. To był drobiazg – ściereczka z górą Fudżi, ananasowe żelki (pyszne!) i ręcznie napisany liścik z podziękowaniem za pobyt. Wszystko oczywiście starannie zapakowane. Ale Tokyo Ueno New Izu Hotel polecam nie tylko dlatego.

Nie ważne czy kupujesz onigiri za sto jenów czy torebkę Korsa za setki tysięcy, zawsze możesz liczyć na taki sam królewski serwis, z niezliczoną ilością uśmiechów i ukłonów.

I nawet jeśli te rozdawane na prawo i lewo wyrazy szacunku, to tylko poza, to ja poproszę by i nasi rodacy pracujący w obsłudze klienta zechcieli ją przybrać. Plisss!

Pioruńsko drogie japońskie pamiątki

9. Sklepy, sklepy, sklepy

A skoro wywołałam zakupy do tablicy, to spieszę donieść, że sklepy w Japonii to czysty fun!

Co wyznaje osoba, która w Polsce na shopping chadza równie chętnie jak do dentysty. Za to w Japonii z depato (czyli jak się rzekło domów towarowych – cudownych!), słodkich małych butików i sklepów „wszystko po 100 jenów + VAT” (czyli ok. 4 złotych; Daiso, Scala i Can Do – koniecznie zapamiętajcie te nazwy) mogłabym nie wychodzić. Serce topi mi się jak masło na patelni na samo wspomnienie ich obłędnego asortymentu. Tych wszystkich fikuśnych pierdółek niewiadomego zastosowania, ciuchów, ślicznych drobiazgów, czy ceramiki, do której mam wyjątkowy pociąg.

Kitsune soba – gryczany makaron na zimno z płatkiem smażonego tofu i rybnym ciasteczkiem narutomaki

I jakby tego było mało, Japończycy są mistrzami aranżacji towaru, a sklepowe półki to często małe dzieła sztuki.

Mówię wam, jak przehulać wypłatę to tylko w Japonii!

(mamy w tym zresztą niejakie doświadczenie, hehe)

Typowa malutka japońska niesieciowa knajpka

10. Japońskie hotele

Na pewno nie tęsknię za metrażem pokoi hotelowych w Japonii (pierwsze skojarzenie? cela). Ale za całą resztą owszem.

Bo hotele w Japonii dają wiele za relatywnie niewiele. Mają też ujednolicony standard, toteż z góry wiadomo czego się spodziewać. Podstawowe wyposażenie pokoi obejmuje klimatyzację (latem nie da się bez niej żyć w Japonii, serio), lodóweczkę, czajnik, suszarkę do włosów, kapcie i podomkę. Do tego łazienki są zawsze uzbrojone w komplet kosmetyków wysokiej klasy (np. Shiseido!) oraz szczoteczki, waciki, golarki, myjki, patyczki i czego tam sobie jeszcze zażyczysz.

Standardowym wyposażeniem hoteli w Japonii są też pralnie na monety, automaty z napojami oraz maszyna do lodu. A wszystko to za 200-230 złotych za noc.

(OK, większe pokoje również występują w Japonii, ale są droższe tak ze dwa razy)

W takim pokoju w hotelu Tokyo Ueno New Izu Hotel spędziliśmy tydzień w Tokio

Wreszcie 3 rzeczy, za którymi nie tęsknię wcale

Ba, z ulgą się z nimi pożegnałam.

Reżim kapciowy

Który jest pochodną japońskiego umiłowanie zasad (i instrukcji ułatwiających realizację tychże). Japonia nie przewiduje zbyt wiele przestrzeni na bunt i anarchię, ale w sumie dzięki tym wszystkim ‘zrób to i broń boże nie rób tego’ ponad sto dwadzieścia milionów ludzi całkiem wygodnie koegzystuje na stosunkowo niewielkiej przestrzeni. Japonia wygrywa w organizację życia w wielkim mieście. Ale do brzegu, czyli do kapci.

Jedną z żelaznych japońskich zasad jest zmiana obuwia. Do wnętrza niektórych świątyń, muzeów, hoteli, łaźni itepe w butach wstępu nie ma. Trzeba je zostawić na półce przed wejściem i pół biedy jeśli wolno dalej podążać boso. Gorszy interes jeśli w pakiecie są też obowiązkowe kapcie.

Kapcie zawsze w jednym rozmiarze, więc biada jeśli masz stopy większe niż rozmiar 40. Ale to tylko mała niedogodność w porównaniu z faktem, że owe kapcie nie wiadomo ile i przez kogo wcześniej były noszone. Już sama myśl o tym w parze z ich rozczłapaną kondycją napawa mnie bezbrzeżnym obrzydzeniem. No fuj!

W Koya-san spaliśmy w pensjonacie przy buddyjskiej świątyni. Pokoje były w stylu japońskim i kapcie obowiązkowo należało zzuć przed wejściem na tatami

Wkurza mnie też temat śmieci

Jeśli wydaje ci się, że przeciętny Polak zużywa dużo plastiku, to znaczy że nie byłeś w Japonii.

Bardzo trudno podróżuje się less waste po kraju, w którym WSZYSTKO pakowane jest w plastik. A foliówki na zakupy to ledwie czubek góry śmieci.

Przykłady pierwsze z brzegu:

  • pigułki na ból gardła spakowano kolejno w kartonik, foliową kopertę oraz plastikową rynienkę chroniącą blistry sama nie wiem przed czym
  • Sałatka ramen z conbini, której składniki popakowane są w osobne woreczki lub porozdzielane folią
  • Owoce i warzywa – zafoliowane lub w plastikowych futerałach
  • Calorie Mate – ciasteczka, które są dietary support for the busy people – spakowane w kartonowe pudełeczko, a w środku oczywiście w dodatkową folię

I tak w kółko. Cokolwiek zjesz, wyniknie z tego góra odpadów. Której w dodatku nie będzie gdzie wyrzucić, bo…

Brak koszy na śmieci

W japońskiej przestrzeni publicznej praktycznie nie ma śmietników. Zdarzają się przy automatach z napojami, ale tylko na puszki i butelki. Pojawiają się też w większości conbini, niektórych parkach i na dworcach (ale na peronach, na które nie wejdziesz bez ważnego biletu).

Czy w związku z tym śmieci walają się po ulicach? W żadnym razie! Japonia to jeden z najczystszych krajów w jakich kiedykolwiek byłam.

Miyajima. Soba była średnia, ale za to widok pierwsza klasa

Co w takim razie zrobić z odpadkami? Zabrać z sobą do domu. Co poniekąd (ale tylko poniekąd!) tłumaczy dlaczego byle drobiazg uczynny personel sklepowy pakuje w foliówkę. Śmieci milej trzymać w reklamówce, niż żeby luzem walały się w plecaku.

Ale z drugiej strony prowadzi to do tak kuriozalnych sytuacji, że resztki po lunchu w plenerze przyjechały z nami z Kofu do Tokio, bo nie było gdzie ich wyrzucić przed podróżą.


Podobało się?

Postaw mi wirtualną kawę lub udostępnij artykuł znajomym. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
No i zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.


Loading
Sprawdź skrzynkę i kliknij w potwierdzający link.

DZIĘKUJĘ!