Wracamy do Katalonii! I do Trójkąta Dalego. Ten tekst ma czterech bohaterów. Prócz Salvadora i Gali Dali oraz ich surrealistycznego domu w Port Lligat (zajrzymy do środka!), w rolach głównych występują śliczne miasteczko Cadaques oraz ja, wasza skromna autorka, kontra przeciwności losu.
Co to jest Trójkąt Dalego?
To trzy miejsca w Katalonii, w których Salvador Dali zostawił po sobie nieruchomości. Kolejno:
- Figueres i Teatr-Muzeum – powiadają, że największy surrealistyczny obiekt świata
- Pubol i gotycki zameczek, który Dali urządził dla Gali, a ona zakazała mu wstępu
- wioska rybacka Port Lligat i Casa Museo Salvador Dali – bohater tego wpisu!
Port Lligat trudno zwiedzać (i o nim pisać) w oderwaniu od Cadaques – białego miasteczka na wybrzeżu Costa Brava. Primo rozdziela je tylko wzgórze z cmentarzem. Secundo małoletni Salvador w Cadaques rok w rok spędzał wakacje, czy, jak sam o tym pisał, odbywał letni kurs estetyki. Tertio dorosły Dali poznał tu swoją ukochaną Galę. Wreszcie quarto – najważniejsze:
(…) Salvadorze, wiem, że nie mógłbyś tak bardzo kochać krajobrazu Cadaques, gdyby nie był naprawdę najpiękniejszy na świecie, bo przecież jest najpiękniejszy.
Z gustami się nie dyskutuje, ale maestro Dali miał sporo racji. Cadaques jest miasteczkiem z-j-a-w-i-s-k-o-w-y-m! To prawdziwy rodzynek na skolonizowanym przez masową turystykę wybrzeżu Costa Brava. Szkoda tylko, że niewiele mi z jego uroków przyszło.
Bo Cadaques pokazało mi dorodnego fucka
Biłam się z myślami czy wylewać tu te gorzkie żale, czy przemilczeć i udawać, że w mojej turystycznej karierze wszystko idzie jak po maśle, że plany same się realizują się od A do Zet, generalnie 99,9% tęczy i jednorożców.
Tymczasem w drodze do Cadaqués i w Cadaqués, jeśli już coś szło jak po maśle, to po maśle zjełczałym. Teraz mnie to bawi, bo to wszystko głupoty były. Ale rok temu „te głupoty” doprowadziły mnie do łez.
Więc jeśli kogoś nie interesują moje katalońskie przeboje, to proszę śmiało przeskoczyć do kolejnych części, tam już same dobro: Cadaques, dom w Port Lligat, Salvador Dali, a nawet kawałek – nomen omen – tęczy.
Tymczasem przygody czas: START!
Na początku była pogoda. Wyobraźcie sobie, że w Hiszpanii zdarzają się oberwania chmury. Też byłam zdziwiona, gdy w strugach deszczu ciemną nocą (która tak naprawdę była siódmą rano) skakałam przez kałuże na pociąg. Już na dworcu okaże się, że mogłam sobie kapkę dłużej pospać. Pociągu nie ma, pociąg nie przyjedzie, bo Renfe (hiszpańskie PKP) ma strajk.
Misternie zaplanowany dzień w Cadaqués właśnie skrócił się o połowę
Może nawet więcej. Przez strajk nie zdążyłam na przesiadkę w Figueres. Kolejny autobus odjeżdżał dobrze po południu. Oby nie był spóźniony – życzę sobie.
Nie był
Złapał opóźnienia po drodze. Jeśli kiedykolwiek pojedziecie do Cadaques przez Roses (a z Figueres innej drogi nie ma) zrozumiecie dlaczego. Ta droga to sto procent malowniczości, podjazdów, serpentyn i przepaści. No i pogoda. Dalej dawała do pieca. A dzieciak obok wyraźnie walczył z chętką na puszczenie pawia.
Nie puścił
Dojeżdżamy spóźnieni, ale ja spóźnić się nie mogę. Do domu Salvadora Dali wchodzi się o z góry wyznaczonej godzinie, a moja niedługo wybije. Tymczasem Portlligat nie jest ani po tej samej stronie wzgórza, ani nawet rzeki. Zaraz, jakiej rzeki? Przecież tu powinna być Riera de Sant Vicenç a nie ten (jak się zaraz przekonam) lodowaty potok.
W butach mam zimno i mokro, ale nie czas żałować róż, gdy płoną lasy
Naprędce organizuję trasę alternatywną i znów nie tak. Znów kłody pod nogi. Droga przy plaży zamknięta, bo sztorm, bo bałwany, bo fale rozbijające się o progi domostw. Pada. Jest czarownie, Cadaqués mnie nienawidzi.
I gdy pogodziłam się, że trudno, będzie trzeba płakać i błagać, by mnie wpuścili, oto stał się cud: znalazłam drogę, przestało padać, zdążyłam na swoją godzinę. W Port Lligat cisza, żadnych oznak sztormu i innych kataklizmów. Później nawet wyszło coś jakby słońce i kawałek tęczy, a nad Cadaqués otworzyło się okno pogodowe.
Po czym zatrzasnęło się hukiem.
Skoro Salvador Dali tak bardzo kochał Cadaqués dlaczego zamieszkał w Port Lligat?
Które nazywał jednym z najbardziej jałowych zakątków ziemi.
Bo w Cadaques był skończony.
Nagle oto przybywałem do Cadaques, gdzie nie byłem już synem notariusza Dalego, lecz synem okrytym hańbą, wykluczonym z rodziny i bez sakramentu małżeństwa żyjącym z jakąś Rosjanką! Jak mieliśmy zorganizować sobie życie w Cadaques?
No jak? Miejscowi i tak cierpliwie przymykali oko na wybryki ekscentrycznego młodzieńca, ale związek z zamężną i starszą o dziesięć lat Rosjanką to już było za wiele.
Tą rosjanką była Gala, czyli Helena Diakonowa. Dalego poznała podczas wakacji w Cadaqués, które spędzała z mężem Paulem Éluardem i córką. Dla rodziny Eluard było to ostatnie lato w tym składzie. Gala z wakacji nigdy nie wróciła. Porzuciła rodzinę i została z Salvadorem.
Przyszli państwo Dali chcieli mieszkać w Cadaques, ale Cadaques ich nie chciało. I wtedy, oczywiście jeśli wierzyć Salvadorowi, któremu ‘konfabulacja’ było na drugie imię, na ratunek przybyła im wdowa z Port Lligat. Miała dwóch lekko szurniętych synów (obaj skończyli w psychiatryku), którzy w dzień byli rybakami, a w księżycowe noce poszukiwaczami podwodnych kopalni radu. Ale to akurat nieważne, ważne jest że mieli lichą chatkę z dziurawym dachem, którą bez oporów sprzedali Salvadorowi Dali.
Wszystko to wydarzyło się na przełomie 1929 i 1930 roku. Państwo Dali w Port Lligat z przerwami mieszkali kolejne pięć dekad.
Dom Muzeum Salvadora Dali w Port Lligat to pięć domów w jednym
Z biegiem (czterdziestu) lat dom Dalich rozrastał się wzdłuż i wszerz, wchłaniając sąsiednie rybackie domki, obrastając w kolejne przybudówki i udogodnienia.
Mój przewodnik po Hiszpanii nazwał go ‘luksusową rezydencją’. No ale czy ja wiem? Ekstrawagancka, zaskakująca, pełna zaułków, schodów, ślepych przejść, przedmiotów niewiadomego zastosowania i wypchanych zwierząt – to na pewno. Ale chyba mam inne wyobrażenie luksu.
Pierwsze wrażenie, zaraz po przekroczeniu progu to: cholera jak tu ciasno! A drugie, że meble projektowane były na wymiar krasnoludków (a fotele w bibliotece już na bank!). Ale co by nie gadać państwo Dali w Port Lligat urządzili się wygodnie i pomysłowo. Ich dom-muzeum zwiedza się jak wielopoziomowy labirynt.
Wśród pomieszczeń udostępnionych dla zwiedzających są m.in. biblioteka, atelier Dalego, pokój kredensowy, owalny salon z niesamowitą akustyką, pełna fikuśnych sprzętów łazienka czy wreszcie sypialnia, w której 10 czerwca 1982 umiera Gala.
Do związku Dalich najbardziej pasuje określenie ‘to skomplikowane’. Pod koniec właściwe żyli osobno, ze znacznie młodszymi kochankami, jednak śmierć ukochanej Galuszki zdruzgotała Salvadora. Surrealista nigdy więcej nie wrócił do Port Lligat. Ostatnie lata spędził na zamku w Pubol i w wieży swojego muzeum w Figueres.
Czy zwiedzając dom w Port Lligat robimy na złość państwu Dali?
Poniekąd. Ciekawe czy w związku z tym przewracają się w grobach.
To nie tak, że goście nie byli mile widziani w Casa Dali. Po prostu gospodarze nie lubili, gdy tłumy defilowały im po pokojach. Od tego był ogród i patio, które zwiedza się na samym końcu. I tak, tu wreszcie jest przestrzeń!
Szczególnej uwadze polecam basen fallicznego kształtu (nie żartuję!), gołębnik z wielkim jajem na dachu oraz instalację 'El Crist de les escombraries’, czyli mówiąc po naszemu ‘Chrystus śmieci’. Salvador Dali skomponował ją z odpadków wyrzuconych przez morze (tułów Chrystusa to łódka, nogi z dachówek, głowa z jakiegoś żelastwa itp).
No i najważniejsze: widoki. Na gaje oliwne, wzgórze i zatokę Port Lligat. Przyjrzyjcie im się uważnie, bo to one w parze z zjedzonym na kolację super miękkim camembertem zainspirował Salvadora Dalego do namalowania Trwałości Pamięci, czyli tych słynnych miękkich zegarów.
Malowany wówczas obraz przedstawiał krajobraz z okolic Port Lligat (…). Na pierwszym planie naszkicowałem drzewo oliwne przycięte i bez liści. Ten pejzaż miał mi posłużyć za tło dla wyrażenia jakiejś idei, ale jakiej? (…) Miałem już zgasić światło i wyjść, kiedyś dosłownie „zobaczyłem” rozwiązanie: dwa miękkie zegary, z których jeden żałośnie zwisał z gałęzi oliwki.
Cadaques i dom Savaldora Dalego w Port Lligat – informacje praktyczne
Przede wszystkim i najważniejsze – w bilety do Casa Salvador Dalí – Portlligat należy się zaopatrzyć z wyprzedzeniem online. Nie ma innej możliwości, a na wejścia ot tak, z ulicy nie ma co liczyć. Bo się rozczarujesz.
Bilety sprzedawane są na określoną godzinę (sloty co 10 minut). Do środka wchodzi się w kilkuosobowych grupach z przewodnikiem. Zwiedzanie domu zajmuje ok. 30-40 minut, a po ogrodzie można szwendać się ile dusza zapragnie.
Dom Salvadora Dali nie jest przystosowany do potrzeb osób z niepełnosprawnościami ani wózków.
Pro tip: Jeśli planujesz zwiedzić także pozostałe atrakcje Trójkąta Salvadora Dali, to bardziej opłaca się kupić bilet łączony na wszystko. A do końca 2024 roku masz dodatkowe 5% rabatu po wpisaniu kodu PODROZE5.
Dojazd do Cadaques dla niezmotoryzowanych tylko autobusem. Niestety ilość połączeń nie powala. Są bezpośrednie autokary z Barcelony i z Figueres, do którego można w niecałą godzinę dojechać pociągiem z Girony. Wyszukiwarka połączeń autobusowych i cen.
Na dojście z dworca autobusowego do domu państwa Dali w Portlligat zarezerwujcie sobie co najmniej 20 minut!
PS
Wszystkie cytaty pochodzą z „Mojego sekretnego życia” Salvadora Dali (Wrocław 2015). To jest książka sztos! Nie wyobrażam sobie lepszego wstępu do zwiedzania Cadaques, Port Lligat oraz reszty Trójkąta Dalego.
Bardzo polecam też artykuł Sylwii Zientek „Gala Dali – muza surrealistów, kreatorka geniusza”, który pomógł mi poukładać sobie Galę w głowie. Więcej lektur na okoliczność podróży do Hiszpanii podrzuciłam w tym wpisie, a wszystkie wpisy z Katalonii znajdziecie tutaj.
Podobało się?
Postaw mi wirtualną kawę lub udostępnij artykuł znajomym. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
No i zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.
DZIĘKUJĘ!
Podobne artykuły
Cześć!
Nazywam się Zofia Jurczak, a to moja strona poświęcona podróżom
Jestem kulturoznawczynią (UJ), stypendystką Miasta Krakowa. Moje koniki to Kraków (napisałam o nim dwie książki), muzea, miasteczka, dziedzictwo kulturowe i historyczne. Kocham Japonię, uwielbiam wyspy. W podróży napędza mnie ciekawość. Na stronie piszę o tym, co mnie kręci.
Więcej