Lund słynie z katedry oraz uniwersytetu, ale studia i modły to (na szczęście!) nie jedyne powody, aby się tu wybrać. Ba, znam kilka lepszych. Chodźcie, pokaże Wam gdzie w Lund leżą konfitury.
Niespodziewane Lund zrobiło mi wyjazd do Szwecji
Niespodziewane, bo zwiedzania Lund w planach nie było. Zamiast tego było Malmo (bo Saga Norén, Länskrim Malmö) i Ystad (bo Kurt Wallander). Czas: trzy (zresztą niecałe) dni. Więc teoretycznie na styk.
Plan, taki napięty na papierze, w rzeczywistości zamknęłam w dwa dni (spacerowym tempem, żebyście sobie nie myśleli, że się przemęczałam). Samolot miałam dopiero wieczorem. Za mało czasu, aby ruszyć do Kopenhagi. – kombinowałam – Ale może wystarczy na wycieczkę do Lund?
Wystarczyło*.
(Podróż pociągiem z Malmo do Lund trwa niecały kwadrans; bilet kupiony w automacie kosztuje 53 SEK i jest kilka koron tańszy niż sugerowana cena w internecie; płatność zawsze kartą, czasem też gotówką; pociągi jeżdżą co kilka – kilkanaście minut; wyszukiwarka połączeń) .
* Post factum donoszę, że pół dnia to jednak trochę mało, aby w pełni nacieszyć się urokami Lund, ale darowanemu koniowi…
➙ CZYTAJ RÓWNIEŻ: Karlskrona, czyli Szwecja bez wydawania miliona SEK
Pierwszy powód, aby pojechać do Lund: Skansen Kulturen – największa atrakcja Lund!
Jeśli macie zobaczyć w Lund jedną atrakcję to niech będzie nią (a nie, wcale nie katedra, bo) skansen Kulturen (Tegnérsplatsen 6)! Miejsce wspaniałe, bez dwóch zdań.
Po pierwsze i najważniejsze: Szwedzi umieją w skanseny! A Skansen w Sztokholmie (czyli pramatka wszystkich skansenów) to prawdziwe mistrzostwo świata. Ale Kulturen w Lund niewiele mu ustępuje. Powierzchnia może i niewielka, ale za to atrakcji moc. A budynki to ledwie początek.
Kulturen to klasyczne miasto w mieście: odgrodzone murem, z brukowanymi trotuarami, przydomowymi ogródkami, cmentarzem (!), kościołem. Zręcznie łączące style i typy zabudowy: od chatek krytych darnią (budowanych chyba z myślą o trollach, bo aby wejść do środka trzeba się złożyć w pół), przez kamienice z szachulca, po poważne rezydencje.
Do tego lekko licząc kilkanaście wystaw stałych (trzy piętra ceramiki, historia druku, zabawki, etnodizajn itd.) i czasowych, lapidarium, stylowa kawiarenka i muzeum dla dzieci w klimatach „Alicji w krainie czarów”.
I wydarzenia towarzyszące. Próba do jednego z nich podniosła mi ciśnienie lepiej niż podwójne espresso. Razy dwa. Zwiedzałam sobie właśnie drewniany kościół z Bosebo (siedemnasty wiek, wspaniały), oczywiście sama jedna i niczego nieświadoma, gdy wtem, bez zdania racji i słowa zapowiedzi, huknęły organy. A akustykę kościół z Bosebo ma wyborową.
Wstęp do Kulturen wart jest każdej z 130 wydanych na bilet koron.
Poza sezonem 90SEK. Są zniżki dla seniorów i studentów, a nieletni wchodzą bezpłatnie.
Na spokojne zwiedzenia skansenu zarezerwujcie sobie co najmniej 2 godziny.
➙ CZYTAJ RÓWNIEŻ: Ystad to nie tylko komisarz Wallander
Drugi powód, aby zawitać do Lund dla wielu byłby numerem jeden: Katedra
Kulturen to największa atrakcja Lund według mnie. A katedra (Lunds domkyrka; Kyrkogatan 4) według reszty ludzkości. Również dlatego, że to jeden z najstarszych kościołów w Szwecji. I jedyny zachowany w stylu romańskim.
Sława katedry jest tak wielka, że gdy pewne tanie linie lotnicze (z których usług zresztą namiętnie korzystam) reklamowały na Instagramie loty do Malmo, to robiły to właśnie kusząc obrazkiem z katedrą w Lund! (obrazkiem zresztą umiarkowanie zachęcającym, a jak na wyśrubowane standardy estetyczne Instagrama brzydkim, ale mniejsza o szczegóły).
Ale ‘sławna’ i ‘romańska’ to jeszcze trochę za mało, aby odpowiednie dać rzeczy słowo. Więc szukam lepszego.
Piękna – niekoniecznie.
Monumentalna – bez przesady.
Skromna – idziemy w dobrą stronę.
Mroczna – poniekąd.
Surowa, pusta – tak, tak, tak!
W Ewangelicko-luterańskiej katedrze żadne złoto i inne sztukaterie nie odwracają uwagi od chwalenia Pana.
A moje szczęście w nieszczęściu polegało zaś na tym, że akurat w soboty katedra czynna jest tylko do 17 (w pozostałe dni do 18). Udaje mi się wbić minutę przed zamknięciem. Wystarczyło na szybki rzut oka na nawę główną i nic poza tym. Szkoda, szkoda, szkoda (zwłaszcza romańskich krypt).
PS wstęp do katedry w Lund jest bezpłatny.
Trzecim powodem, aby wylądować w Lund jest samo Lund
Lund to dobry kierunek dla tych, którzy lubią, żeby było ładnie.
(i dla tych, którzy nie lubią dużo chodzić też; dworzec i wszystkie opisane przeze mnie atrakcje są bowiem w zasięgu krótkiego spaceru)
Bo to jest jedno z tych miast, o których mówi się śliczne jak z pocztówki. Ze starodawną zabudową, brukowanymi uliczkami, kolorowymi domami i zielenią. Co dom to ogródek (wielkości chustki do nosa!) z różami, malwami albo glicyniami kukającymi prosto z chodnika.
No i szachulec. Skania szachulcem stoi. W Lund też go nie brakuje i wcale nie trzeba kupować biletu do skansenu, aby móc się na niego napatrzeć. Wystarczy spacer po starym mieście!
Do kompletu tej wyliczanki miejskich uroków brakowałoby jeszcze ślicznego rynku, ale akurat Stortorget jest placem wybitnie nijakim. W poczet atrakcji Lund zaliczyć go niepodobna. Ale może to i lepiej, bo więcej ‘ładnego’ mogłoby już tylko doprowadzić do mdłości.
Powód czwarty, aby w Lund się pojawić: Ogród botaniczny
Aż taki wspaniały, aby specjalnie dla niego jechać do Lund to on nie jest, ale skoro już tu jesteśmy, to karygodnym niedopatrzeniem byłoby do Botaniska trädgården (Östra Vallgatan 20) nie zajrzeć.
Ogród botaniczny czynny jest przez cały rok co najmniej do 20 (latem nawet dłużej), ale wizytę warto tak zaplanować, aby wstrzelić się w godziny otwarcia cieplarni. A te można zwiedzać tylko między 11 a 15. Co prawda z zewnątrz szklarnie nie wyglądają szczególnie obiecująco, ale niech Was to nie zmyli! Środek to mokry sen każdej crazy plant lady.
Cieplarnie to najciekawsza część ogrodu. Reszta bardziej przypomina park, w którym dla urozmaicenia dodano grządki i rabaty.
Na terenie ogrodu działa też uroczy sklepik z botanicznymi pamiątkami (i zupełnie nie uroczymi cenami), nie mniej urocza mała kawiarenka (i zupełnie zwyczajne darmowe WC). Ale kolejnej fiki mój napięty do ostatniej korony budżet już by nie zniósł. Pozostałam więc przy własnym (smętnym) prowiancie i jednym z wielu stołów piknikowych.
Tak, ogród botaniczny w Lund to bardzo przyjemne miejsce. Wstęp bezpłatny. Więc tym bardziej.
Pół powodu, aby pojechać w stronę Lund: Jakriborg – średniowiecze na miarę dwudziestego wieku
Stali czytelnicy tego bloga zdążyli się zorientować, że mało co mnie w turystyce tak pociąga jak dziwy, kurioza i osobliwości. Tak trafiłam do Jakriborga w Hjärup (do którego z Lund jedzie się pociągiem całe 2 minuty).
Jakriborg wpadł mi w oko już w drodze z Malmo. Ale cóż, trudno byłoby przeoczyć coś co wygląda jak gdańskie stare miasto w szczerym polu.
Fatamorgana? Bynajmniej!
Jakriborg to osiedle deweloperskie (koniec XX wieku) udające średniowieczne miasto (w stylu gotyku hanzeatyckiego, żeby było zabawniej). Takiej „atrakcji” nie mogłam sobie odmówić, więc w drodze powrotnej z Lund zajechałam na małe „zwiedzanie”.
Teoretycznie wszystko jest tu na miejscu. Do „miasta” wchodzi się przez bramę w obronnym murze, plac w centralnym punkcie. Ulice wyłożone kocimi łbami. Spadziste dachy kryte czerwoną dachówką. Okna ze szprosami.
Bajka? Kicz?
Tylko, że przejście z jednego końca na drugi zajmuje 5 minut (w porywach), po czym Jakriborg się urywa. Jak plan filmowy. Albo potiomkinowska wioska. W dodatku niemal wymarła. Ale to akurat zrzucić można na karb Mundialu (Szwecja właśnie dostawała baty od Anglii; atmosfera w Hjärup grobowa).
Niby głupio i bezsensu stawiać takie gotyckie osady. Ale z drugiej strony czym różni się taki Jakriborg od pierwszej lepszej podmiejskiej deweloperki?
Więc nadal biję się z myślami, czy to bardziej osiedle marzeń czy zły sen architekta? A Mili Państwo co o osiedlu Jakriborg sądzą?
Podobało się?
Postaw mi wirtualną kawę lub udostępnij artykuł znajomym. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
No i zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.
DZIĘKUJĘ!
Podobne artykuły
Cześć!
Nazywam się Zofia Jurczak, a to moja strona poświęcona podróżom
Jestem kulturoznawczynią (UJ), stypendystką Miasta Krakowa. Moje koniki to Kraków (napisałam o nim dwie książki), muzea, miasteczka, dziedzictwo kulturowe i historyczne. Kocham Japonię, uwielbiam wyspy. W podróży napędza mnie ciekawość. Na stronie piszę o tym, co mnie kręci.
Więcej