O tym jak autobusem miejskim pojechałam z Holandii do Niemiec, rozpoznałam siebie w pomniku, stanęłam oko w oko z Karolem Wielkim i zakochałam się w akwizgrańskich piernikach.
Wypad do Akwizgranu był częścią wyjazdu do Maastricht
(o tym jak go zorganizowałam więcej we wpisie
3 kraje w 5 dni | Jak z bagażem podręcznym poleciałam do Holandii i wypróbowałam Airbnb).
Pięć dni zwiedzać Maastricht to może niekoniecznie, bo (jak ustaliłam w tym wpisie) atrakcji wystarczy na dzień, góra półtora. Robię zatem użytek z faktu, że Limburgia wbita jest klinem między Niemcy i Belgię, i kolejnego dnia łapię autobus do Akwizgranu. To będzie mój pierwszy raz w Niemczech zachodnich, ale nim przekroczę granicę Holandii i wjadę za rogatki Aachen umrę z zachwytu co najmniej parę razy. Taka piękna jest limburska prowincja z pagórkami, stylowymi budynkami z czerwonej cegły, mnóstwem zieleni, końmi i krowami na pastwiskach. Bajka!
Trasa z nosem przyklejonym do szyby mija trymiga i nim się obejrzałam już byłam w Akwizgranie. Wysiadam na placu teatralnym i ruszam w stronę neoklasycystycznej pijalni wód Elisenbrunnen (Friedrich-Wilhelm-Platz). Pijalnia – jak pijalnia. W środku m.in. informacja turystyczna (nie warta uwagi), a na zewnątrz piekielne aromaty leczniczych wód (piekielne bo siarka, a nie że zapach aż tak zwala z nóg). Śmierdzące wody są ponoć najcieplejsze w Europie (co docenili już Rzymianie) i można ich kosztować do woli i za darmo, ale ja wybieram kawę i kanapkę w pobliskiej kawiarni. A potem ruszam na podbój Karolingów.
Och, Karol (Wielki)
Akwizgran. Na pewno nie jest to najbardziej hot miejsce jakie przychodzi mi do głowy. Patrząc na to średniej wielkości senne miasto trudno uwierzyć, że tysiąc lat temu (z okładem) biło tu serce Zjednoczonej Europy pod (cokolwiek by nie mówić) krwawym berłem Karola Wielkiego. A ten przez blisko pięćdziesiąt lat sprawowania urzędu sumiennie pracował na miano ojca Europy. O ironio. W przerwach chrystianizacji (ogniem i mieczem), Karol Wielki chędożył liczne żony i kochanki dochowując się osiemnastki oficjalnych dzieci. I nieokreślonej liczby bękartów.
Ale o tym wszystkim mowy nie będzie ani w katedrze ani w skarbcu. Zwiedzanie zaczynam od skarbca (Aachener Domschatzkammer). W środku – prócz ociekających złotem popiersia i ręki Karola Wielkiego (patrz powyższe zdjęcie) – mnogość innych obiektów sakralnych. Relikwiarze, szaty, malarstwo, krzyż Lotara (X wiek), korona Małgorzaty księżnej Yorku z XV w. (pewnie nie jeden ilustrator bajek się na niej wzorował). Mój faworyt to relikwiarz św. Simeona (Szymona?) i mini kolekcja papieskiego obuwia. Pół godziny to aż nadto, aby dokładnie zobaczyć cały skarbiec.
Do katedry (Aachener Münster) można wejść za darmo i rozejrzeć się pobieżnie lub wykupić dokładne zwiedzanie z przewodnikiem. Decyduję się na tę drugą opcję, bo w ramach biletu można zobaczyć z bliska relikwiarze Karola Wielkiego i Najświętszej Marii Panny. Powiadają, że ten drugi skrywa m.in. pieluszkę Dzieciątka Jezus, chustę w którą obwinięto głowę Jana Chrzciciela oraz suknię Najświętszej Marii Panny. Wierzę na słowo, bo do wnętrza, rzecz jasna, wglądu nie ma.
Z Katedrą Akwizgrańską w ogóle jest zabawna sprawa, bo centralna ośmiokątna część jest z czasów Karola Wielkiego (czyli ma ponad tysiąc lat!), ale okalające ją mozaiki to wcale nie Bizancjum a dziewiętnasty wiek. A witraże w prezbiterium to wiek dwudziesty. Łatwo odróżnić te fundowane przez duchowieństwo (scenki sakralne) od tych z donacji miejskiej (proste, nowoczesne wzory i nazwiska sponsorów).
Wielkie zdziwienie (rozczarowanie?) czeka tych spośród Szanownych Państwa, którzy myślą, że taki Karol Wielki powinien mieć tron na miarę tego z Gry o tron. Nie. Nie. Co prawda nie ma dowodów czy Karol W. kiedykolwiek zasiadł na tym w katedrze, natomiast wysoce prawdopodobne jest, że budulec pochodzi z jerozolimskiego grobu Chrystusa i że koronowano na nim kilkudziesięciu niemieckich monarchów. Z wrażenia nie zrobiłam mu zdjęcia.
Bilety wstępu do katedry i skarbca kupuje się w Dominformation. Skarbiec 5€ i 4€ ulgowy. Katedra 4€ i 3€ ulgowy plus 1€ za możliwość fotografowania. Zwiedzanie katedry w języku angielskim codziennie o godzinie 14. A! Akwizgrańska katedra została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO (nawiasem mówiąc jako pierwsza w Niemczech).
Akwizgran to pierniki i pomniki
Ale katedra katedrą, a Karol Karolem, a mnie w Akwizgranie zachwyciło coś innego. Pomniki i pierniki.
Spacerując po starym mieście raz za razem wpadałam na ciekawe rzeźby i fontanny. Mała fontanna Puppenbrunnen między katedrą a ratuszem (ulica Krämer) z ruchomymi lalkami – symbolami Akwizgrany i kogutem na czubku, który ma przypominać o francuskiej okupacji. Kawałek dalej fontanna Kreislauf des Geldes z figurami symbolizująca skąpstwo, chciwość, żebractwo. Podobno jest całoroczna, bo zasilana gorącą wodą z akwizgrańskich źródeł termalnych. Czy ktoś może to potwierdzić?
Z kolei taki trochę byk a trochę quasimodo to Bahkauv (lub Bachkalb, ulica Büchel) – legendarny pogromca pijaków. Ten pies na promile po zmroku rzuca się na plecy pijanych panów (nigdy pań) i nie odpuszcza aż nieszczęśnik nie dojdzie do domu. Modły i groźby sprawią, że co najwyżej będzie ciut lżej się go niosło. A już najgorzej gdy Bahkauv ugryzie. Tęgi kac murowany.
Tych fontann w całym Aachen jest znacznie więcej, są też urocze pomniki (tutaj cała lista). Mój absolutny faworyt to Oecher Prent (na rogu ulic Büchel i Körbergässchen) – pomnik dziewczynki dzierżącej wielki pierniczek. Ja tu widzę portret Zofii z czasów młodości. Tym bardziej, że O wesołej Ludwiczce Anny Świrszczyńskiej było wtedy moim literackim evergreenem. I kto by pomyślał, wesoła Ludwika znalazła swojego Króla z lukrowanego piernika właśnie w Akwizgranie.
A skoro jesteśmy przy piernikach to trzeba w tym miejscu jeszcze wspomnieć o Printen. Po wizycie w Aachen toruńskie pierniki mogą czuć się zagrożone. Printen są twardsze, nieco też słodsze i mocno korzenne. Co ciekawe, są wypiekane bez dodatku tłuszczu, a recepturę chroni lokalny certyfikat UE. Także Aachener Printen można skosztować tylko w Akwizgranie. Są pyszne! A sklepy z piernikami (np. Nobis Printen) są niemal na każdym kroku, pachnie w nich zabójczo. Ceny zaczynają się od 3€ za blok piernika bez dodatków. A paczka pierniczków z polewą kosztuje ok. 5-8€.
Czego nie zwiedziłam w Aachen (a mogłam)
Planowałam, ale nie poszłam do Muzeum Mieszczańskiego. To moje autorska interpretacja nazwy Couven Museum, które (jak przypuszczam) jest akwizgrańskim odpowiednikiem Kamienicy Hipolitów (oddział Muzeum Historycznego Miasta Krakowa). W środku można sprawdzić jak żyło się pruskiej klasie średniej w minionych wiekach (od rokoko do biedermajeru).
Nie planowałam i nie poszłam do Muzeum Prasy czyli Internationales Zeitungsmuseum. Na ekspozycji podobno m.in. najstarsze wydania gazet. Przeżyję bez wiedzy jak drzewiej prasa wyglądała.
A katedra i skarbiec tak mnie nasyciła (przesyciła?) średniowieczem i Karolingami, że darowałam sobie wizytę w Centre Charlemagne oraz w Ratuszu, w którego powstaniu maczał palce sam Karol Wielki. Oczywiście.
Akwizgran muzealny cebula deal: wstęp do wszystkich muzeów miejskich jest bezpłatny dla osób poniżej 21 roku życia. Katedra i skarbiec nie jest muzeum miejskim, ale wszystkie muzea wymienione powyżej już tak. Dorośli na pocieszkę mogą sprawić sobie bilet łączony Museum card “Six for six” (14 lub 10 Euro), który upoważnia do jednorazowego wstępu do Suermondt Ludwig Museum, Ludwig Forum, Centre Charlemagne, Couven Museum, Internationales Zeitungsmuseum i Ratusza. Karta ważna jest pół roku, a można ją kupić w kasach muzeów.
Aachen informacje praktyczne | gdzie, co i za ile?
Z Maastricht do Aachen najwygodniej dojechać autobusem miejskim 350. Bilet (6€ w jedną stronę) kupuje się u kierowcy. Autobus w tygodniu kursuje co kwadrans, w weekendy rzadziej, a w Akwizgranie jest się po ok. godzinie. Rozkład jazdy i przystanki do sprawdzenia na stronie 9292.nl
W Maastricht 350tka startuje na dworcu kolejowym, a w Aachen dojeżdża (kolejno) do dworca kolejowego, na plac teatralny (Theatre), pod Elisenbrunnen oraz do dworca Bushof (przystanek H13). Proponuję wysiąść jeszcze przed Bushof, bo natężenie narkomanów i żuli w otoczeniu dworca autobusowego woła o pomstę do nieba. W drodze powrotnej wsiada się na tych samych przystankach. A piszę to tylko dlatego, aby Szanowni Państwo nie tracili czasu z poszukiwanie przystanku po przeciwnej stronie ulicy. Bo go nie ma. Sprawdziłam…
Akwizgran stoi stosunkowo tanimi kawiarniami, w których za kilka euro można zjeść kanapkę, ciastko i wypić kawę. Polecam zwłaszcza piekarnię doklejoną do sklepu z piernikami Nobis Printen koło katedry (Münsterplaz 3). Mają dobrą kawę (1,5-2,3€) i pyszne słodkie oraz wytrawne wypieki. Próbowałam Mandelhörnchen czyli rogala migdałowego z marcepanowym nadzionkiem i to było niebo w gębie. A! Jest też kibelek.
Natomiast zupełnie nie polecam restauracji King’s College (Rethelstr. 2). Że nie ma angielskiego menu (co w Aachen jest nagminne), a obsługa słysząc angielski robi wielkie oczy to małe piwo, gorzej że jedzenie było ledwie jadalne. Żując sznycla-podeszwę czułam się jak Charlie Chaplin w Gorączce Złota. Więc jeśli już King’s College to tylko na piwo z widokiem na śliczny Kurzy Rynek (Hühnermarkt z fontanną złodzieja kur w centralnym punkcie) oraz Couven-Museum. To jeden z najbardziej urodziwych zakątków w Aachen! Za obiad z dużym piwem zapłaciłam 12,3€.
Ceny stan październik 2017
Podobało się?
Postaw mi wirtualną kawę lub udostępnij artykuł znajomym. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
No i zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.
DZIĘKUJĘ!
Podobne artykuły
Cześć!
Nazywam się Zofia Jurczak, a to moja strona poświęcona podróżom
Jestem kulturoznawczynią (UJ), stypendystką Miasta Krakowa. Moje koniki to Kraków (napisałam o nim dwie książki), muzea, miasteczka, dziedzictwo kulturowe i historyczne. Kocham Japonię, uwielbiam wyspy. W podróży napędza mnie ciekawość. Na stronie piszę o tym, co mnie kręci.
Więcej