Możesz nie lubić opery i mieć w nosie Wagnera, ale w Bayreuth i tak złapiesz się za głowę. Z wrażenia!
To była rasowa podróż po kulturze. Do Bayreuth – niewielkiego w sumie miasta położonego pięćdziesiąt kilometrów od Norymbergi – przyjechałam robić to, co w turystyce kocham najbardziej: zwiedzać przybytki kultury. Precyzyjnie rzecz ujmując teatry operowe. Oba to unikaty na skalę światową, choć każdy z zupełnie innego powodu.
➙ CZYTAJ RÓWNIEŻ: więcej pomysłów na zwiedzanie Niemiec (w tym mocno alternatywny Berlin)
Bayreuth to miasto kobiet
I owszem, zgadza się, że to Richard Wagner jest tym, kto przyciąga do Bayreuth tłumy turystów i melomanów, ale Wagnera nie byłoby w Bayreuth gdyby nie dwie Panie: magrabina Wilhelmina oraz Cosima Wagner de domo Liszt (zbieżność nazwisk z Ferencem Lisztem nieprzypadkowa, Cosima była jego córką, ergo Liszt był teściem kompozytora).
Pierwsza zrobiła z prowincjonalnego Bayreuth operową mekkę. Druga okazała się urodzoną menedżerką kultury i to jej zawzięciu miasto dziś zawdzięcza swoje najsłynniejsze wydarzenie – festiwal wagnerowski nazywany po prostu Festiwalem w Bayreuth. Ale po kolei.
Na początku była Opera Margrabiów
Aby lepiej zrozumieć co mam na myśli musimy się cofnąć do osiemnastego wieku, w dodatku jego pierwszej połowy.
Księżniczka Wilhelmina Pruska do Bayreuth trafia za karę. Miała pomóc bratu (późniejszemu królowi Fryderykowi Wielkiemu) w ucieczce z kochankiem do Anglii. W podzięce tatko Fryderyk Wilhelm zsyła ją do Bawarii i zmusza do małżeństwa z margrabią Bayreuth. Małżeństwa zresztą z początku całkiem udanego. Para doczekała się jednej córki, której ślub postanowiono uświetnić budową opery.
Co wcale nie było przypadkowym gestem. Margrabina Wilhelmina była bowiem kobietą wielu talentów, również muzycznych. Komponowała, pisała libretta i grała na instrumentach. Do Bayreuth ściąga więc najważniejszego ówczesnego architekta teatrów – Giuseppe Galli Bibiena, który projektuje barokowe wnętrza. A właściwie wolnostojącą drewnianą konstrukcję zamkniętą wewnątrz teatru.
Słyszycie to? To huk opadających szczęk
Opadających z wrażenia po wejściu w trzewia Opery Margrabiów (Markgräfliches Opernhaus). A efekt jest tym bardziej piorunujący, że foyer teatru jest skromne, białe i niemal puste.
Dotychczas myślałam, że Teatr Słowackiego w Krakowie i lwowska opera wyczerpują temat i już bardziej bling-bling się nie da. O w jakim wielkim byłam błędzie. Barokowa Opera Margrabiów w Bayreuth przebija wszystko, co do tej pory widziałam. I słowo harcerza (którym jak wiadomo nigdy nie byłam), że nie ma w niej skrawka pustej powierzchni. Horror vacui pełną gębą.
Ornamenty (koniecznie złote!), freski i sztukaterie występują w ilościach, których nie sposób objąć okiem i rozumem. Nawet kolumny – drewniane, ale udające marmur – dla lepszego efektu obwinięto wieńcami liści akantu. Z kolei scenę zdobią iluzjonistyczne portale, które oszukują wzrok tak skutecznie, że masz wrażenie, że ta ciągnie się w głąb kilometrami.
Niesamowite jest też to, że od czasów Wilhelminy Pruskiej w Operze Margrabiów nic się nie zmieniło. Teatr bez uszczerbku przetrwał nawet alianckie bombardowania. Uratowała go sąsiednia synagoga.
Opera Margrabiów w Bayreuth wpisana jest na listę dziedzictwa UNESCO czemu dziwić się nie należy. Ba, wizyta w niej zmienia życie. Każdy inny teatr wyda się taki jakiś blady, zwyczajny i bez wyrazu.
Za przyjemność zwiedzania zapłaciłam 8 euro (7 euro bilet ulgowy). Operę zwiedza się z niemieckojęzycznym przewodnikiem, ale do biletu dostałam ulotkę po angielsku. Zwiedzanie trwa ok. 45 minut (aż szkoda było wychodzić). Godziny wejść uzależnione są od pory roku.
Adres: Opernstraße 14
Ale Opera Margrabiów to dla Wagnera było za mało
Richard Wagner z Bayreuth nie miał nic wspólnego. Ale traf chciał, że kompozytor szukał odpowiedniego teatru, w którym mógłby wystawiać „Pierścień Nibelunga”, a jeszcze lepiej zorganizować festiwal (ku własnej czci, rzecz jasna). Mamy drugą połowę dziewiętnastego wieku i coś takiego jak „festiwal muzyczny” w przyrodzie nie występuje. Są jakieś festyny i rycerskie turnieje. I to by było na tyle.
Poszukiwania te ściągają kompozytora do Bayreuth – miasta z wówczas największą sceną w Niemczech. Ale Opera Margrabiów była dla Wagnera za ciasna i zbyt staroświecka (a poza tym kto to widział wystawiać średniowieczny epos w barokowym anturaż?). I wtedy z nieba Wagnerowi spadli miejscy włodarze z propozycją nie do odrzucenia: masz Pan działkę i sam sobie zbuduj idealny teatr. Wagnerowi nie trzeba było dwa razy powtarzać.
W rolę sponsora na białym koniu wcielił się król Ludwik II Bawarski (ponoć po uszy zakochany nie tylko w wagnerowskich operach, if you know what I mean).
I tak narodził się Festiwal w Bayreuth (na którym, rzecz jasna, wystawia się wyłącznie opery Richarda Wagnera)
Oczywiście droga od działki na Zielonym Wzgórzu do jednej z najważniejszych imprez muzycznych na świecie była dziurawa i długa.
I choć dziś melomani dosłownie zabijają się o bilety, to frekwencja w prapoczątkach wcale nie była zadowalająca. Ba, pierwsze dwie edycje Festiwalu w Bayreuth wpędziły Wagnera w długi (a kto wie czy i nie do grobu). A na trzecią edycję festiwalu (już pod sterami Cosimy Wagner) sprzedano ponoć dwanaście biletów. Dwanaście!!! Dla porządku dodam, że Festspielhaus mieści prawie dwa tysiące osób.
Co ciekawe Festiwal w Bayreuth od zawsze był, jest (i strzelam, że będzie) w rękach rodu Wagnerów. Cosima (która przeżyła męża o 47 lat!) była dyrektorką artystyczną do 1908 roku. To jej uporowi i talentom menadżerskim festiwal zawdzięcza swój byt. Dziś kieruje nim prawnuczka Richarda – Katharina Wagner. Za co reszta familii jej szczerze nienawidzi.
Festiwal w Bayreuth w 2019 roku odbędzie się po raz sto ósmy
Jak zawsze rozpocznie się 25 lipca i potrwa niemal do końca sierpnia. Nie, biletów już nie ma. Choć nieprawdą jest, że trzeba się na nie zapisywać z wieloletnim wyprzedzeniem. Wystarczy zasobny portfel i łut szczęścia, bo część wejściówek sprzedawana jest przez Internet. Najdroższe bilety kosztują 400 euro, ale to tylko na otwarcie. Dla melomanów z chudym portfelem przewidziano miejsca w trzeciej galerii. Kosztują 10 euro, ale w cenie jest tylko fonia.
Zwykli śmiertelnicy mogą Teatr Festiwalowy zwiedzać
Umówmy się, teatr na Zielonym Wzgórzu wizualnie pod żadnym względem z Operą Margrabiów równać się nie może, ale i tak jest to miejsce szalenie interesujące. Właściwie pod każdym względem.
Bo nie ma drugiego takiego teatru na świecie, który powstałaby pod dyktando kompozytora i wyłącznie dla jego oper. I faktycznie, pomijając epizod wojenny i amerykańskie musicale oraz IX Symfonię Beethovena, w Festspielhaus od zawsze grano wyłącznie Wagnera.
Z zewnątrz wygląda jak duża (bardzo duża) stodoła, co zresztą Teatr Festiwalowy ocaliło przed bombami. Alianci wzięli go za browar. I chwała im za to. Podejrzewam, że takiej akustyki jak w Festspielhaus nie ma nigdzie na świecie. Akustyki wybitnej, ale okupionej licznymi niewygodami.
Z których największą (strzelam) jest widownia. Widownia, na której nie znajdziecie ani grama pluszu, ani centymetra gąbki (bo te pochłaniają dźwięki). W Teatrze Festiwalowym wszyscy, od Angeli Merkel i księcia Karola po nieszczęśników na miejscach bez obrazu, siedzą na składanych drewnianych krzesełkach, na których od biedy wygodnie byłoby przedszkolakowi, dorosłemu zaś tyłek i plecy ścierpną przed upływem kwadransa.
(te krzesełka tortur to ponoć robota Cosimy, która w celu dogęszczenia widowni kazała zwęzić siedzenia).
Do tego w Teatrze Festiwalowym nie ma (i nie będzie) klimatyzacji. Ale ukrop na widowni i tak nijak się ma do tego, co dzieje się w orkiestronie. Tam ponoć jest tak gorąco, że jedyny muzyk, którego zobaczycie na galowo, to dyrygent, który w smoking wskakuje w biegu na ukłony.
Ale słynna akustyka warta jest tych poświęceń. Teatr jest tak skonstruowany, że bez względu gdzie siedzisz, poczujesz się jak w pudle rezonansowym. I to, nie do wiary, ale bez wspomagania jakimkolwiek nagłośnieniem.
Festspielhaus zwiedza się z przewodnikiem po niemiecku (do wypożyczenia informator po polsku!). Bilety kosztują 7/5 euro, a godziny wejść najlepiej sprawdzić na stronie Bayreuther Festspielhaus.
Adres: Festspielhügel 1-2
Wreszcie Muzeum Wagnera w Bayreuth – na końcu, bo jest dość rozczarowujące
Nazwałabym je muzeum białych plan. A to dlatego, że o ile Opera Margrabiów i Teatr Festiwalowy bez szwanku przetrwały drugą wojnę, o tyle Willa Wahnfried już nie.
Taka była cena za przyjaźń z Hitlerem. Oczywiście nie Richarda Wagnera, bo ten zmarł nim Führer się urodził. Ale faktem jest, że kompozytor był antysemitą (co nie przeszkadzało mu przyjaźnić się z Żydami), a Hitler ubóstwiał jego opery. Był też częstym gościem w domu syna Richarda – Siegfrieda Wagnera. Szczególnie lubił siadać przy kominku. Z kolei synowa Wagnera, Winifred pozostała wierną westalką Führera aż do śmierci w 1980 roku (a gdy ten siedział w więzieniu, posyłała mu paczki m.in. z papierem, na którym płodził „Mein Kampf”).
A to tylko czubek góry. Więcej dowiecie się w domu Siegfrieda, który jest częścią Muzeum Wagnera. Wewnątrz jest jeszcze bardziej pusto niż w Willi Wahnfried, w której większość wyposażenia przykrywają pokrowce – znak, że z Wagnerem nie mają nic wspólnego. Stąd to muzeum białych plam.
Psim swędem zachowało się archiwum i księgozbiór Wagnera, ale to są sprawy, które zainteresują osoby znające język niemiecki. Jest też wagnerowski fortepian i trochę rodzinnych portretów. I pojedyncze artefakty: binokle czy filiżanka pod szklanymi kloszami.
W Muzeum zobaczycie też kostiumy, dekoracje i projekty scenografii z Festiwalu w Bayreuth. A czego najbardziej brakuje? Muzyki. Cisza w domu Wagnera jest przeszywająca.
Informacje praktyczne: Muzeum Wagnera (Richard Wagner Museum) można zwiedzać od wtorku do niedzieli w godzinach 10-17 (w lipcu i sierpniu do 18). Bilet kosztuje 8/6 euro (a osoby do 18 roku życia wchodzą bezpłatnie). W cenie biletu jest audioprzewodnik w języku niemieckim, angielskim lub francuskim.
Adres: Richard-Wagner-Straße 48
A jeśli nie Wagner i opera to co robić w Bayreuth?
Bayreuth minus Wagner i barokowa opera równa się miasto raczej przeciętne. Któremu w dodatku za sympatyzowanie z Hitlerem solidnie dostało się bombami.
Stare miasto robi więc wrażenie dość niejakie. W poczet turystycznych atrakcji można zaliczyć Neues Schloss, czyli rezydencję margrabiny Wilhelminy (można zwiedzać) i przylegający doń park Hofgarten (tu wstęp bezpłatny). Po ciąg dalszy trzeba się pofatygować na obrzeża Bayreuth, ale wzorowany na Wersalu Ermitaż w marcu był jeszcze dla zwiedzających zamknięty, więc sobie darowałam.
By nie robić przykrości mieszkańcom (ponoć bardzo wrażliwym na tym punkcie) muszę dodać, że Bayreuth może i administracyjnie jest częścią Bawarii, ale historycznie to Frankonia. Frankonia natomiast to kraina piwem płynąca. Browarów działa tu więcej niż gdziekolwiek indziej w Europie, a to i tak tylko część tego, co frankońskie piwowarstwo oferowało w przeszłości. Chętni mogą więc testować różne piwa, a nawet odwiedzić stosowne muzeum (Maisel’s Bier-Erlebnis-Welt).
Ambitnych turystów może też zainteresować zwiedzanie domu Ferenca Liszta (Franz-Liszt-Museum po sąsiedzku z Wagnerem), a bardzo ambitnych muzeum maszyn do pisania (Deutsches Schreibmaschinenmuseum).
➤ CZYTAJ RÓWNIEŻ: Do zasłuchania jeden krok! Salzburg śladem Wolfganga Amadeusza Mozarta
Skąd ja się wzięłam w Bayreuth?
Przyjechałam Flixbusem z Bambergu. Można tę trasę przejechać też pociągiem, ale zdradzę Wam sekret: kolej w Niemczech (w porównaniu z np. Włochami czy Hiszpanią) jest droga. Za przejazd Flixbusa zapłaciłam 22,99 złotych (bilet kupiony z tygodniowym wyprzedzeniem). Gdybym chciała ten sam dystans pokonać bezpośrednim pociągiem DB zapłaciłabym 22,80, ale euro.
Bayreuth to dobra opcja na jednodniową wycieczkę z Norymbergi. Połączeń kolejowych jest sporo (przynajmniej raz na godzinę), pociąg jedzie niecałą godzinę, a trasa jest niesamowicie malownicza. Bilet w jedną stronę kosztuje 12,3 euro, ale jeśli wracasz do Norymbergi tego samego dnia bardziej opłaca się kupić bilet dzienny VGN Tages Ticket Plus za 20,30 EUR, który ważny jest również w metrze, autobusach i tramwajach Norymbergi. Mało tego z jednym VGN Tages Ticket Plus mogą podróżować dwie dorosłe osoby, a w weekendy ważny jest przez dwa dni!
Wszystkie ceny wg stanu na 2019 rok!
➙ CZYTAJ RÓWNIEŻ: Norymberga na weekend. Wszytko co musisz wiedzieć, aby spędzić w Norymberdze udany weekend.
W Bayreuth nocowałam w prosto urządzonym hostelu o wdzięcznej nazwie Hostel 1A Auberge trzy kroki z Festspielhaus. Plusy: spokojna okolica, niewygórowana cena (30 EUR za jedynkę), kuchnia, market spożywczy i piekarnia nieopodal. 10 minut spaceru z dworca i około kwadrans z historycznego centrum Bayreuth.
Podobało się?
Postaw mi wirtualną kawę lub udostępnij artykuł znajomym. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
No i zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.
DZIĘKUJĘ!
Podobne artykuły
Cześć!
Nazywam się Zofia Jurczak, a to moja strona poświęcona podróżom
Jestem kulturoznawczynią (UJ), stypendystką Miasta Krakowa. Moje koniki to Kraków (napisałam o nim dwie książki), muzea, miasteczka, dziedzictwo kulturowe i historyczne. Kocham Japonię, uwielbiam wyspy. W podróży napędza mnie ciekawość. Na stronie piszę o tym, co mnie kręci.
Więcej