Zwiedzanie lotniska Tempelhof to taki urbex kontrolowany.
Bo w Berlinie (światowej stolicy urban exploration, mieście, którego opuszczonym obiektom poświęca się blogi i albumy!) zmonetyzowano puste miejscówki. Można je zwiedzić zupełnie legalnie, bez skakania przez płot i przekupywania ciecia (zresztą czy niemieccy stróże w ogóle daliby się przekupić? Śmiem wątpić).
Pod warunkiem, że kupi się bilet (wcale nie za symboliczne 1€).
(Ba, mam wrażenie, co prawda nie poparte żadnymi konkretnymi dowodami, że na tych zwiedzankach ktoś tu zarabia konkretną kasę).
W ten sposób można zwiedzić m.in. górkę szpiegów (Teufelsberg), opuszczony park rozrywki Spreepark (nie warto! Przez płot za darmo zobaczycie większość parku, który już i tak jest cieniem tego, co zagrało w Hanna) i terminal lotniska Tempelhof – bohatera niniejszego wpisu.
➙ CZYTAJ RÓWNIEŻ: Gdzie zobaczyć Concorde’a? W Szkocji!
Poznajcie matkę wszystkich lotnisk (przynajmniej według Normana Fostera)
Na widok Flughafen Berlin-Tempelhof miękną kolana. Ale czy nie o to właśnie chodziło w nazistowskiej architekturze? (klik tutaj, aby poznać inny przykład)
Poza tym lotnisko Tempelhof miało być bramą do Germanii (w którą z kolei miał się zmienić Berlin po triumfie Trzeciej Rzeszy w wiadomej wojnie). Więc nie miało prawa wyglądać niepozornie.
I nie wygląda.
Monumentalny budynek – łuk ma kilometr dwieście długości.
W środku pomieszczenia liczone w tysiącach. (dziewięć lub sześć tysięcy; z wrażenia tak nagryzmoliłam, że teraz rozczytać tego niepodobna; tak czy owak: DUŻO). Więc przewodnik na dzień dobry ostrzega tonem nieznoszącymi sprzeciwu, że kto się zagapi ten utknie. Albo zgubi.
W obliczu kubatury kompleksu zdumiewa rozmiar połączonej hali przylotów i odlotów (z samotną karuzelą bagażową na środku). Ta jest spektakularnie… mała. Ale za to jaka stylowa! Na Tempelhof zobaczycie wystrój z czasów, gdy latanie było sportem dla wybrańców fortuny.
Z kolei dach to specjalnie wzmocniona konstrukcja. Nazistowska logika zadziałała tak: port lotniczy – mało, zróbmy sobie lotnisko i stadion w jednym. A publiczność posadźmy na dachu – trybunie. Stąd te wzmocnienia.
Piwnice to temat na osobną opowieść.
Pięć kilometrów tuneli. Czterdzieści kilometrów rur. I schrony.
Schrony przeciwlotnicze są w pakiecie zwiedzania. Ciemne, duszne, klaustrofobiczne. Na ścianach dydaktyczne komiksy gotykiem.
Jeśli będziecie grzeczni, przewodnik zabierze Was też do supertajnego bunkru na samym dnie (Berlina). I słowo harcerza, że będzie to doświadczenie z gatunku ‘creepy as hell’ (bo supertajne bunkry były tak tajne, że w 1945 roku postanowiono profilaktycznie puścić je z dymem i od tego czasu nic się w nich nie zmieniło).
Ikona architektury albo owoc nazistowskiej gigantomanii
Po wojnie niedokończona brama do niedoszłej Germanii ląduje w amerykańskim sektorze okupacyjnym. Jankesi lokują tu bazę lotniczą i wykańczają Tempelhof pod siebie. Na pasie startowym pojawia się boisko do baseballu, a wewnątrz terminalu boisko do koszykówki (jest). I kręgielnia (już nie ma).
Pięć minut sławy i chwały Tempelhof ma w czasie radzieckiej blokady Berlina (1948-49). Wówczas wszystko czego potrzebowały zachodnie sektory do (prze)trwania (a pisząc wszystko mam na myśli wszystko, włącznie z węglem i cegłami) do miasta przylatywało. Innej drogi nie było.
W tym czasie na Tempelhof samoloty będą lądować jeden za drugim, bez ustanku przez niemal rok. Wśród nich były Rosinenbomber (rodzynkowe bombowce), które zamiast bomb zrzucały słodycze.
Lotnictwo cywilne wraca na Tempelhof wkrótce po zakończeniu blokady i prężnie rozwija się przez kolejne dekady. Tak prężnie, że szybko robi się ciasno. W 1975 roku terminal Tempelhof zostaje zamknięty po raz pierwszy.
Na krótko, bo na początku lat 80. samoloty rejsowe wracają. Po raz drugi Berlin-Tempelhof zostaje zamknięte w 2008 roku (ostatni lot 22:17 do Mannheim). Tym razem nieodwołalnie i na amen.
LOT = Linie Okęcie Tempelhof
Nie jestem pewna czy nasz narodowy przewoźnik kiedykolwiek oficjalnie latał na Tempelhof, bo nieoficjalnie zdarzyło się mu nieraz.
Tylko w 1981 roku uprowadzono tu dziesięć lotowskich maszyn. To jest (jak skrupulatnie wyliczono w tym artykule) 27 procent wszystkich samolotów uprowadzonych tamtego roku! Kolejny rok, kolejne pięć porwań. W owym czasie byliśmy światową potęgą w tej dziedzinie.
Wszystko przez bliskość Tempelhof (Berlin Zachodni, przypomnę) od polskiej granicy. W prostej linii ledwie 80 kilometrów. Bliżej do wolnego świata nie było.
Dla władzy ludowej (z zupełnie zrozumiałych powodów) sprawa była dość niewygodna, więc załogi pokładowe wzmocniano uzbrojonymi milicjantami i tajniakami. A enerdowskie lotnisko Schönefeld dla zmylenia wroga (ludu) przygotowało tablice z napisem Tempelhof.
I to na niewiele się zdało. Lotowskie samoloty mógł uprowadzić każdy odważny. Wśród tych, którym się powiodło była ekipa z fabryki w Dzierżoniowie, kapitan Czesław Kudłek (sam się porwał, bo był za sterami), a nawet zomowiec mający zabezpieczać samolot przed porwaniem.
Ale tego nie powie Państwu przewodnik (a szkoda).
Życie po życiu na Tempelhof
O parku miejskim na pasie startowym (Tempelhofer Feld) wie każdy przedszkolak. O tysiącach uchodźców zakwaterowanych w hangarach już niekoniecznie.
To tyły. Od frontu lotniskowe budynki zajmuje berlińska policja (w tym brygady antyterrorystyczne i centrum kryzysowe).
Ze spraw bardziej przyziemnych: biuro rzeczy znalezionych, kilka nocnych klubów, teatr rewiowy, studio nagrań, uczelnia wyższa i szkoła tańca. A to dopiero początek. Większość powierzchni Tempelhof dopiero szykuje się pod najem.
Lotnisko swoje też zrobiło dla kina, grając m.in. w „Moście szpiegów” (żadne zaskoczenie), „Igrzyskach śmierci” (Tempelhof to Dystrykt 2) i „Krucjacie Bourne’a”.
Jak zwiedzić lotnisko Berlin Tempelhof – informacje praktyczne
Na własną rękę to można sobie pospacerować po Tempelhof Park. Terminal Tempelhof zaś zwiedza się w grupach z przewodnikiem. Deal with it.
Wycieczki po angielsku odbywają się w środy, piątki, soboty i niedziele. Początek o 13:30. Zwiedzanie trwa około 2 godzin. Oprowadzanie w języku niemieckim odbywa się codziennie.
Nie ma się też co czarować, tanio nie jest. Bilet normalny kosztuje 15€ (10€ szkolny oraz 7€ dla dzieci do lat 14). Ale tylko jeśli kupicie go w stacjonarnej kasie (co przed zwiedzaniem de facto graniczy z cudem).
Dobra wiadomość jest taka, że bilety do Tempelhof Berlin można też kupić online.
Ale coś za coś.
Bilety kupione przez internet są obciążone mytem: 1,5€ tajemniczej opłaty przedtransakcyjnej (za każdy bilet) oraz dodatkowo 1€ tytułem kosztów obsługi klienta (!!!). Można jeszcze bilet ubezpieczyć (!!!) za kolejne 3,9€, ale szczęśliwie to tylko dla chętnych.
W każdym razie bilet normalny kupiony przez internet zamiast 15 kosztuje 17,5 euro. Zatem powtórzę jeszcze raz: Deal with it.
Już na miejscu bilet wymienia się na papierową opaskę na podstawie której przewodnicy wpuszczają na teren terminalu.
(wszystkie informacje stan sierpień 2018)
PS Pozostałe wpisy z Berlina:
- Berlin = street art | Najbardziej streetartowe adresy Berlina
- Berlin jest dziwny | Poradnik dla koneserów turystyki alternatywnej
- Lista lektur | Najlepsze książki o Berlinie
- Berlin: prolog | Dlaczego Berlin to miasto miast
Podobało się?
Postaw mi wirtualną kawę lub udostępnij artykuł znajomym. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
No i zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.
DZIĘKUJĘ!
Podobne artykuły
Cześć!
Nazywam się Zofia Jurczak, a to moja strona poświęcona podróżom
Jestem kulturoznawczynią (UJ), stypendystką Miasta Krakowa. Moje koniki to Kraków (napisałam o nim dwie książki), muzea, miasteczka, dziedzictwo kulturowe i historyczne. Kocham Japonię, uwielbiam wyspy. W podróży napędza mnie ciekawość. Na stronie piszę o tym, co mnie kręci.
Więcej