Na pytanie czy jazda pociągiem (w Polsce!) może być atrakcją odpowiedź jest tylko jedna: Tak, ale tylko na Dolnym Śląsku.
Nigdzie indziej nie ma tak rozbudowanej sieci torów, ani tak malowniczych tras. A jedną z najpiękniejszych jest linia kolejowa z Wałbrzycha do Kłodzka przez Nową Rudę. Przejechałam najbardziej widokowy fragment i zwiedziłam atrakcje w okolicy.
A teraz udowodnię dlaczego warto pójść w me ślady!
Pociągów nie było w planach (ale plany są po to, aby je zmieniać)
Po ubiegłorocznej wizycie w Miedziance, Kotlinie Jeleniogórskiej i Międzygórzu, tym razem padło na okolice Gór Sowich, jednak z różnych względów wędrówki po górach musiałam ograniczyć do minimum (ale Wielka Sowa zdobyta, żeby nie było!).
Przed wyjazdem zrobiłam sobie krótką listę miejsc, które tym razem chciałabym odwiedzić. Otwierał ją most kolejowy w Nowej Rudzie. Albowiem mam lekkiego fioła na punkcie zabytków techniki (zwłaszcza tych poniemieckich, bo – pardon – ale polska inżyniera nie ma aż tak spektakularnych osiągów). A jeśli te cuda inżynierii łączą się z tematem kolei, to już obowiązkowo włączam do zwiedzania.
Od mostu się zaczęło. Reszta potoczyła się sama.
Przystanek pierwszy: most kolejowy w Nowej Rudzie
Linia kolejowa nr 286 z Wałbrzycha do Kłodzka to trzy cuda w jednym:
majstersztyk inżynierii (bo teren wybitnie trudny, poprzecinany licznymi pagórkami i dolinami),
zabytek techniki (druga połowa dziewiętnastego wieku),
i czynna linia kolejowa (cud z tego wszystkiego największy).
Jest się czym ekscytować i co podziwiać. W drodze z Wałbrzycha do Kłodzka pociąg pokonuje (jak skrupulatnie wyliczono tutaj) 3 tunele (w tym najdłuższy w Polsce), 9 stalowych mostów, 45 wiaduktów i 97 przepustów.
U zarania swych dziejów linia Kłodzko – Wałbrzych miała znaczenie strategiczne: powstała, aby skrócić przejazd między Wiedniem a Berlinem. Dziś niczego nie skraca, a znaczenie ma drugorzędne. Szczęście, że w międzyczasie jej nie rozebrano.
Most w Nowej Rudzie przecina w poprzek dolinę rzeki Woliborki – cieku wodnego śmiesznie małego w zestawieniu z rozmiarem i rozmachem wiaduktu, zresztą najwyższego na całej linii Kłodzko – Wałbrzych.
Tory zawieszone są tu 36 metrów (czyli około 14 pięter) nad poziomem rzeczki. Zawieszone to dobre słowo, bo pylony z czerwonej cegły podtrzymują kratownicową, czyli de facto ażurową konstrukcję. Noworudzki wiadukt może i nie jest tak spektakularny jak te w Stańczykach czy w Lewinie Kłodzkim, ale i tak robi należyte wrażenie. Bez zadzierania głowy się nie obejdzie.
Dla ułatwienia dodam, że obserwacje najlepiej poczynić z poziomu ulicy Cichej (nazwa wcale nie życzeniowa! Za całe towarzystwo robił pies zażywający kąpieli w rzeczce).
Przystanek drugi: Nowa Ruda miasto na wielu poziomach
Zwiedzania Nowej Rudy ciąg dalszy. Spontanicznie zapada decyzja, aby sprawdzić co kryje drugi kraniec Cichej. Decyzja – co tu gadać – wyborna. Trzy kroki dzieliły mnie bowiem od czarownego starego miasta. Wystarczyło przejść pod ulicą Piłsudskiego.
Najpierw zza drzew wyłonił się łososiowy kościół (Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny), a przed nim brama z piaskowca, jak jakiś portal tajemny przerzucający do innego (magicznego?) wymiaru. W rzeczywistości pozostałość ogrodu, nieistniejącego od dawien dawna, w dodatku w zupełnie innym miejscu.
Poniżej wybetonowane koryto sennej Włodzicy. I Rudek – jaszczur z czerwonego piaskowca w sztucznej grocie. Podobno to fontanna. Podobno, bo przy mnie wody z pyska nie puścił. I jeszcze Domy Tkaczy. To te z podcieniami.
Dalej ulica Piastów pełna zabytkowych kamienic. Podjazdową wspinam się w stronę rynku – pochyłego i pachnącego jeszcze poremontową świeżością. Poniżej placu Zamek Stillfriedów. Dawna rezydencja rodowa śląskich baronów, dziś po prostu apteka.
A u zbiegu Podjazdowej i Piłsudskiego, mniej więcej w połowie schodów, kryje się największy skarb Nowej Rudy – maleńka kawiarnia Biała Lokomotywa (ul. Podjazdowa 8), która zafundowała mi smakowitą lekcję pokory.
Myślałam, że o kawie wiem wszystko i już nic mnie nie zaskoczy. Naiwna ja. Cha, cha, cha. Biała Lokomotywa raz dwa sprowadziła mnie do parteru. Bo to nie jest zwykła kawiarnia (choć jakby się kto uparł to i pospolitą małą czarną tu wypije). W Białej Lokomotywie praktykuje się czary z kawy, a smakołyki miła obsługa (dosłownie!) dobiera pod indywidualne gusta gości. I zakład, że tylko w Nowej Rudzie wypijecie kawę z surogatem z żołędzi albo z jeżynową pianką.
Pro tip: (bardzo) alternatywna atrakcja Nowej Rudy, której nie znajdziesz w żadnym przewodniku
W myśl zasady, że prasa lokalna jest jak zwierciadło przechadzające się po gościńcu (sama ją właśnie wymyśliłam) zachęcam do zaopatrzenia się w tygodnik „Gazeta Noworudzka”.
Prócz lokalnych wieści podanych w sensacyjnych tonach (Szynobus w ogniu! Pasażerów udało się uratować albo Mieszkaniec gminy Nowa Ruda wyprowadzony w kajdankach z samolotu), w numerze 1109 znalazłam m.in. przepis pana Henryka na jajecznicę na boczku. Przegląd cen benzyny na okolicznych stacjach (bardzo praktyczne! Lokalna praso ucz się!).
Dowiedziałam się też, że noworudzkie przedszkolaki wolą morze od gór, a dorośli wybierają działkę (ROD, nie heroiny, chociaż kto ich tam wie). Poza tym skarbniczka w gminie życzenia urodzinowe przyjmuje 4 września.
Wreszcie krzyżówka z nagrodami. Przy odrobinie szczęście możecie wygrać 10 bułek, zmianę opon, kurs parkowania, pół godziny w saunie albo 6 lanych piw. I to się nazywa praktyczne nagrody!
A to wszystko za jedyne 2,30 PLN. Prenumerowałabym.
Przystanek trzeci: Ludwikowice Kłodzkie
Jeżeli uważasz, że Nowa Ruda to dziura, to znaczy że nie znasz Ludwikowic Kłodzkich.
O miejscowości wspomnę z trzech powodów. Po pierwsze dlatego, że za niezły pieniądz w Ludwikowicach nocowałam.
(dokładnie tutaj, w pensjonacie Grupy Harenda. Spory kawałek od centrum wsi – fakt, ale za to czystość, standard i śniadanie OK; brak sklepu rekompensowała przyzwoita karczma z świetnym lokalnym piwem i bliskość szlaków w Góry Sowie, z których jednak akurat nie korzystałam; poza tym cisza i spokój, od czasu do czasu przerywana rykami osła z mini zoo; Ergo dla spragnionych w miarę taniego noclegu w Górach Sowich będzie w sam raz).
➞ więcej opcji spania w Górach Sowich
Po drugie przez Ludwikowice przechodzi znana nam już linia kolejowa z Kłodzka do Wałbrzycha. A to oznacza kolejny wiadukt (do znalezienia nad ulicą Fabryczną). Ten nie tak wysoki jak most w Nowej Rudzie, ale za to oględzin można dokonać nie tylko z perspektywy żaby. W tym celu wystarczy wspiąć się do stacji kolejowej Ludwikowice Kłodzkie, która jest powodem numer trzy.
Nie potrafię myśleć o niej inaczej niż romantyczna stacyjka na końcu świata. Malowniczo zarośnięta, częściowo opuszczona. Tuż za nią kończy się grunt, a zaczyna most kolejowy.
Oczywiście, że do spacerów po torach w najmniejszym razie nie namawiam. Nie będę też wspominać, że łaziłam po wiadukcie z duszą na ramieniu. I że odwagi starczyło mi na pierwsze naście metrów (z 164 długości). Po czym zwiałam spietrana. Ale co się zobaczyło już się nie odzobaczy, a z wiaduktu jest co oglądać.
Przystanek czwarty: Z Ludwikowic do Kłodzka. Pociągiem
Po teoretycznym wstępie nabrałam chęci na praktykę. Więc klamka zapadła: pojadę pociągiem z Ludwikowic do Kłodzka. Bo to ta część trasy z widokami. W stronę Wałbrzycha są tunele. Zresztą wówczas w remoncie.
Połączeń z Ludwikowic nie ma zbyt wielu, a szynobusy się nagminnie spóźniają (o czym zresztą nikt pasażerów nie informuje, bo na stacji nie ma obsługi ani komunikatów), ale grunt, że w ogóle są. Tu chwała Kolejom Dolnośląskim, które kilka lat po zawieszeniu ruchu, przywróciły regularne połączenia pasażerskie.
Nie ma się też co oszukiwać, że Dolny Śląsk to druga Szwajcaria, a szynobus do Kłodzka jest ekspresem panoramicznym (to znaczy panoramicznym od biedy mógłby być gdyby okna były czystsze, ale ekspresem na pewno nie). Ale Dolny Śląsk nad Szwajcarią ma tę przewagę, że jest w zasięgu ręki i zarabiającego w PLN portfela.
Widoki zaś są wysoce satysfakcjonujące. Linia jest szalenie malownicza, jedna z piękniejszych w Polsce. To pewne.
Pro tip 1: Aby było jeszcze pięknej i bardziej widokowo to jadąc w kierunku Kłodzka usadów się po prawej stronie. A w kierunku Wałbrzycha po lewej.
Pro tip 2: Pociągi z Wałbrzycha zwykle dojeżdżają tylko do stacji Kłodzko Główne – pi razy oko 2 kilometry od twierdzy i reszty starego miasta. Stacja kolejowa najbliżej centrum to Kłodzko Miasto.
Przystanek piąty: Kłodzko (zwiedzone przy okazji)
Oho, jeśli dobrze rachuję, to właśnie trzeci raz byłam w Kłodzku. I znów nie udało mi się zwiedzić twierdzy! (AKTUALIZACJA! Udało się za czwartym razem, przy okazji zwiedzania ziemi kłodzkiej). Ochota była, tylko czasu brak. Nie zdążyłabym na ostatni powrotny pociąg do Ludwikowic.
Ale to nawet dobrze, będzie trzeba do Kłodzka wrócić jeszcze raz. Od mojej ostatniej wizyty (sześć lat temu?) miasto wyraźnie wypiękniało, albo może to ja zapamiętałam je bardziej szare i zapyziałe? Tak czy owak Kłodzko miło mnie zdziwiło. Zwłaszcza odczyszczonym mostem św. Jana i okazałymi kamienicami w jego sąsiedztwie. Trochę Praga. Kładąc naciska na trochę.
Ucieszyłam się też, że urocza Caffe Perfetto w szachulcowym domku na wyspie Piasek wciąż działa i nadal ma tak samo dobrą kawę. Obiad z kolei zjadłam w restauracji Osteria Vulcano Buono (ul. Daszyńskiego 10) nieopodal. Wybór przypadkowy (bo głód wielki, a ja malutka), ale udany.
Czasu starczyło jeszcze na spacer po pochyłym rynku (który oficjalnie nazywa się plac Bolesława Chrobrego, ha!) i okolicznych wąskich uliczkach. I spacerkiem wzdłuż Nysy dojść do dworca Kłodzko Główne, zmoknąć, przeschnąć i wrócić na noc do Ludwikowic. Ale to nie koniec (okolic) Gór Sowich i Dolnego Śląskiego.
Podobało się?
Postaw mi wirtualną kawę lub udostępnij artykuł znajomym. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
No i zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.
Podobne artykuły
Cześć!
Nazywam się Zofia Jurczak, a to moja strona poświęcona podróżom
Jestem kulturoznawczynią (UJ), stypendystką Miasta Krakowa. Moje koniki to Kraków (napisałam o nim dwie książki), muzea, miasteczka, dziedzictwo kulturowe i historyczne. Kocham Japonię, uwielbiam wyspy. W podróży napędza mnie ciekawość. Na stronie piszę o tym, co mnie kręci.
Więcej