Niepołomice. Nie zliczę ile razy tu byłam. Autem, na rowerze, w Puszczy na spacerze, na weselu w zamku (i ślubie w kościele). A nigdy porządnie Niepołomic nie zwiedziłam (bo po łebkach zdarzyło się parę razy).
Przymiarki do zwiedzania czyniłam zresztą od miesięcy, ale przez to, że w Niepołomicach w koło Macieju coś remontują, wciąż i wciąż odwlekałam to w czasie. Aktualnie (luty 2020) trwa przebudowa Młodzieżowego Obserwatorium Astronomicznego, a i Izba Regionalna zamknięta była na głucho. Trudno.
I bez nich w Niepołomicach jest co zwiedzać (zamek!). Jest też gdzie spacerować (nie mam na myśli li tylko Puszczy Niepołomickiej) i – najważniejsze – jest też gdzie zjeść i napić się kawy. Jeśli dodam, że Niepołomice dostępne są również miejskim zbiorkomem (podpowiadam: linia 301, 211 z Kombinatu lub 221 z Małego Płaszowa), to wychodzi z tego przyjemna opcja małej wycieczki z Krakowa.
Ale jak kto ma chęć, to w Niepołomicach może spędzić cały weekend, a w program atrakcji dopisać Puszczę, zwiedzanie okolicy (Kraków – Krakowem, ale przecież nieopodal jest m.in. Wieliczka czy Bochnia) oraz spanie na zamku – letniej rezydencji królów polskich.
(poprawcie mnie, ale zdaje się, że zamek w Niepołomicach to jedyne takie miejsce w Polsce, w którym faktycznie śpi się u królów?)
Zamek w Niepołomicach – taki ładny jak go malują
Niepołomice dziś to sympatyczna, ale jednak sypialnia Krakowa, a to zupełnie na opak niż bywało w przeszłości. Lista wielbicieli Niepołomic jest długa i pełna nazwisk prosto z podręcznika historii. Uwaga, wymieniam!
Kazimierz Wielki postawił tu pierwszy zamek, ufundował też gotycki kościół, a w wolnych chwilach podglądał życie nizin społecznych w przebraniu wieśniaka. Władysław Jagiełło miał bywać w Niepołomicach trzy razy w roku (a Puszcza przypominała mu litewskie knieje). Zygmunt August Barbarze Radziwiłłównie na zamku uwił gniazdko (długo się nim nie nacieszyła, biedaczka). To on też odpowiada za metamorfozę zamku kazimierzowskiego w renesansową rezydencję. Królowa Bona założyła tu włoskie ogrody. Stefana Batorego w Puszczy o mały włos usiekłby tur. Króla w ostatniej chwili uratowała leśniczanka Justyna.
Ergo bywali tu, polowali i swawolili. O tym ostatnim akurat źródła milczą (szkoda), ale hej!, na wakacje nie jeździ się by leżeć krzyżem!
Po rozbiorach sprawy z zamkiem w Niepołomicach miały się różnie. Austriacy skrócili go o jedno piętro i zmienili w koszary. W PRL-u oddano go w ręce ludu, powiedzmy. Na zamku mieściły się m.in. łaźnia miejska, poczta, liceum, nadzór telekomunikacyjny i… porodówka! (a urodzić się na zamku to dodatkowe +100 do prestiżu, wiadomo). Wszystko to do kupy z królewskiej rezydencji zrobiło ruinę.
W zamkowych krużgankach wciąż wiszą lekko spłowiałe fotografie z początku lat dziewięćdziesiątych. Pranie w arkadach, chwasty na dziedzińcu, targowisko w ogrodach Bony i zmęczone mury krzyczące o remont. Tak się sprawy miały przed wielkim remontem.
Zamek w Niepołomicach nazywają „małym Wawelem”
By się o tym przekonać (a także strzelić sobie selfika ze Stańczykiem i damą z gronostajem, a także obejrzeć zdjęcia sprzed metamorfozy zamku) nie potrzeba biletu, bo wstęp na dziedziniec zamkowy jest bezpłatny. Można też do woli przechadzać się po krużgankach i… na tym kończą się darmowe przyjemności.
(Pssst o innym „małym Wawelu”, ale tym razem śląskim pisałam tutaj)
By móc zwiedzić zamkowe komnaty, trzeba wyskoczyć z grosza i stawić się o pełnej godzinie, bo wówczas rusza spacer z przewodnikiem, a inaczej niż z przewodnikiem zamku w Niepołomicach nie zwiedzicie. Nie zwiedzicie go też, jeśli będziecie w pojedynkę, bo – cytat – do jednej osoby przewodnik nie schodzi. Byłam jedna, przewodnik mi się nie należał, zamku w Niepołomicach nie zwiedziłam. Kto był i cokolwiek wie niech pisze w komentarzach, co mnie ominęło (ponoć wypchane zwierzęta).
Na otarcie łez dostałam „Sukiennice w Niepołomicach 2”. Sukiennice, bo to polski dziewiętnasty wiek z kolekcji Muzeum Narodowego w Krakowie (a XIX wiek = oddział w Sukiennicach, proste). Dwójka, bo w czasie gdy Sukiennice się remontowały Niepołomice przejęły tamtejsze flagowe zbiory. W tym „Szał uniesień” Władysława Podkowińskiego, z myślą o którym wycięto dziurę w ścianie. Podkowiński, w – nomen omen – szale, ale złości, pociął nożem „Szał uniesień” (co go do tego skłoniło przeczytacie tutaj). Obraz udało się co prawda scalić (szramy wciąż widoczne pod werniksem!), ale na wieki wieków musi być na płasko w ramie. A nie jest to małe dziełko i nie mieściło się w żadnym zamkowym otworze.
Rozglądałam się za tą dziurą, ale po powrocie „Szału uniesień” do Sukiennic musiano ją zamurować. Mniejsza o to, większa o sztukę.
Na wystawie znalazłam kilka rodzynków:
Na przykład taki obraz Stanisława Witkiewicza, który będzie można pokazywać dzieciom w odpowiedzi na pytanie „a co to jest zima?”.
Narzeczona Jacka Malczewskiego z miłością sportretowana przez przyszłego męża.
I jeszcze raz Jacek Malczewski.
Kawałek pełnego pysznych szczegółów obrazu „Procesja Bożego Ciała” Hipolita Lipińskiego.
Dziewiętnastowieczne bumelanctwo: „Tak idzie robota, gdy majstra nie ma w domu” Franciszek Streitt.
Osobny temat to zaś pejzaże z dziewiętnastowiecznego Krakowa. Na jednym z nich Kraków po wielkim pożarze w 1850 roku, w roli głównej osmalone ruiny kościoła dominikanów.
W Muzeum Fonografii zrozumiałam, że jestem… leciwa?
To nawet nie przez te gramofony, których Muzeum Fonografii (ul. Zamkowa 4; czynne codziennie – również w poniedziałki!) ma w kolekcji ponad sto. Ani o zbiory telewizorów kineskopowych, które pamiętam w przebłyskach z dzieciństwa (szkoda, że niczego nie wyświetlają, bo jakość obrazu mogłaby wyznawców HD w 3D przyprawić o drgawki).
To wydarzyło się w przedostatniej sali, tej chronologicznie najnowszej, w której w wystroju a’la mieszkanie na kredyt we frankach, wystawiono zdobycze fonograficznej techniki z początku dwudziestego wieku, w tym obiekt wielu westchnień (także moich) – telefon Nokia 5510 z klawiaturą QWERTY, 64 megabajtami pamięci wewnętrznej (tak!!!) i odtwarzaczem mp3 (któremu zawdzięcza wciągnięcie w poczet kolekcji Muzeum Fonografii). I proszę, teraz moje marzenie jest w muzeum. Hm.
Tamtego razu w Niepołomicach w ogóle miałam pecha, albo nie wiem co. Ostatnia sala w Muzeum Fonografii przeznaczona jest bowiem odsłuchowi. Muzeum ma w zbiorach potężną ilość winyli, są gramofony, pufy i słuchawki, a w cenie biletu nielimitowany odsłuch czego tam sobie życzysz. Teoretycznie. Podczas mojej wizyty w sali odsłuchowej było ciemno, że oko wykol. A trudno jest się zdecydować na słuchanie czegokolwiek, gdy nie widać ani płyt, ani sprzętu.
Niepołomice to takie kompaktowe miasteczko – wszędzie blisko
Z Muzeum Fonografii na zamek pięć kroków, z zamku na rynek następne trzy i dwa kroki z rynku do gotyckiego kościoła z mnogim patronem – Dziesięciu Tysięcy Męczenników oraz bogatym wnętrzem, które poza godzinami nabożeństw można zobaczyć tylko przez kratę.
Ciekawostki na fasadzie: ossarium – urna w formie półki z kośćmi.
Przewodniki zachwycają się manierystyczną bramką w murze projektu królewskiego architekta Santi Gucciego i wiecie, co? Mają rację!
Niepołomice dobrze karmią
W tym temacie wpadki nie było – z Niepołomic zawsze wyjeżdżam nakarmiona i szczęśliwa. Do tej pory wierna byłam kawiarnio-restauracji Jaga (Bocheńska 1a). Nie ja jedna jestem jej wielbicielką. W ciepłe dni, gdy Jaga wystawia ogródek, trzeba polować na wolny stolik, a potem czekać na jedzenie nieprzyzwoicie długo, co nie brzmi zbyt zachęcająco, ale smak wart jest pewnych poświęceń.
Ukrytą perełką Niepołomic jest kirkut
Schowany między domami a przychodnią weterynaryjną, właściwie już na skraju puszczy. Z rynku trzeba iść ulicą Bocheńską jakiś kwadrans wypatrując tabliczki, która podpowie, w którym miejscu skręcić.
Kirkut w Niepołomicach niewielki jest i nie najgorzej zachowany, w sumie. Do dziś dotrwało ponad trzydzieści nagrobków. Obtłuczonych, pokrzywionych i omszałych, ale jak na opustoszały i zapomniany cmentarz, w niezłym stanie. Inskrypcje są po hebrajsku, ale jednej z macew dodano tabliczkę po polsku. Na pewno jest powojenna, ale trudno odgadnąć od jak dawna tu wisi.
Napisano na niej tak (pisownia oryginalna):
Kochani Rodacy! Tu spoczywa S P. Ita Richter (Wolf)
B. prose utrzymac ten grób w dobrym stanie blaga jedyny pozostaly syn z zagłady E. Richter, Jesodot Jsrael
Więcej o żydowskiej społeczności Niepołomic przeczytacie tutaj.
Historia puściła do mnie oko też przy kopcu Grunwaldzkim
To dziewiętnastowieczna kapliczka, której fundatorzy – Ewa i Józef, zresztą w stylu cokolwiek naiwnym na niej sportretowani – upraszają przechodniów o zdrowaśkę. Ze dwie zdrowaśki zajmie zaś wejście na kopiec Grunwaldzki (14 metrów w górę), do czego nie będę was jakoś szczególnie namawiać, zwłaszcza jeśli liczycie na widoki. Bo się przeliczycie.
Widoki są, ale niewarte nawet miliona indonezyjskich rupii. No chyba, że kręcą Was panoramy strefy ekonomicznej i hektary blacho-dachówki, to śmiało – na kopcu Grunwaldzkim będziecie w siódmym niebie.
Czy coś jeszcze powinnam o Niepołomicach dodać?
Może to, że w miasteczku prężnie działa klub jeździecki Pod Żubrem i na hipodromie u podnóża zamku kilka razy w roku rozgrywane są zawody?
Że rynek zagrał w teledysku do piosenki „C’est la vie – Paryż z pocztówki” Andrzeja Zauchy (można podejrzeć jak wyglądał pod koniec lat 80.!).
U podnóża zamku ulokowała się też Osada Podegrodzie – coś w rodzaju małego skansenu. Nie wiem czy można ją zwiedzać, na pewno można pooglądać zza płotu.
Pomniki i pomniczki – lubią je w Niepołomicach bardzo. Rycerza olbrzyma – lokalną odpowiedź na Blaszanego Drwala z „Czarnoksiężnik z Krainy Oz” znajdziecie między zamkiem a Małopolskim Centrum Dźwięku i Słowa (to tam gdzie Muzeum Fonografii). Żurawie Bronisława Chromego w ogrodach królowej Bony, nieopodal spiżowego Kazimierza Wielkiego. Króla Jagiełłę z kolei przy kopcu Grunwaldzkim. Fontannę leśniczanką Justyną (tę co króla Batorego przed turem ratowała) – z kuszą w garści i w mokrej halce – na rynku. Nie przypominam sobie drugiego równie seksistowskiego i uprzedmiatawiającego kobietę pomnika.
Kieszonkowy ratusz – obok zamku najbardziej charakterystyczny budynek Niepołomic. Wybudowany na początku dwudziestego wieku według projektu Jana Sasa-Zubrzyckiego.
Architektura drewniana obecna! Znalazłam nawet niepołomicką kuzynkę architektury uzdrowiskowej!
PS
Więcej pomysłów na jednodniowe mikrowyprawy w okolice Krakowa TUTAJ. Polecam zwłaszcza Dobczyce, o których więcej pisałam tutaj. Co ciekawego zobaczyć w samym Krakowie przeczytacie TUTAJ. Wreszcie, last but not least, wszystkie opisane na blogu miejscóweczki z województwa małopolskiego.
Przydało się?
Postaw mi wirtualną kawę lub udostępnij artykuł znajomym. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
No i zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.
DZIĘKUJĘ!
Podobne artykuły
Cześć!
Nazywam się Zofia Jurczak, a to moja strona poświęcona podróżom
Jestem kulturoznawczynią (UJ), stypendystką Miasta Krakowa. Moje koniki to Kraków (napisałam o nim dwie książki), muzea, miasteczka, dziedzictwo kulturowe i historyczne. Kocham Japonię, uwielbiam wyspy. W podróży napędza mnie ciekawość. Na stronie piszę o tym, co mnie kręci.
Więcej