W styczniu wybrałam się do Florencji. Cel wyjazdu był jeden: muzea, ale krążąc między nimi udało mi się odwiedzić także kilka mniej znanych miejsc. Dziś opowiem wam o nich.
Tym samym ogłaszam, że najbliższy czas na blogu będzie należał do Florencji. W kolejnej odsłonach cyklu opowiadam o muzeach (tych topowych, do których walą tłumy i tych niszowych, które są super), podpowiadam, jak wyjazd do Florencji zorganizować na własną rękę (i nie wydać milionów). Jak uczyniłam ja. A na koniec podrzucam trasę dla jednodniowych turystów odwiedzających Florencję.
Dziś jednak zapraszam na przegląd nietypowych miejsc we Florencji.
W artykule:
- Najciekawsze atrakcje Florencji bez tłumów
- Sekretne miejsca we Florencji
- Mniej znane atrakcje Florencji
Ale, ale, wpierw muszę coś z siebie wyrzucić: nie lubię Florencji
Kolebka renesansu, miasto kopuł, krużganków, powietrza, którym oddychali Leonardo da Vinci, Dante Alighieri i Michał Anioł. Z muzeami uginającymi się pod ciężarem dzieł sztuki i niemalże bizantyjskim przepychem fasad (rzecz jasna kościołów). Czy to miasto może się NIE podobać?
Może. Jestem na to żywym dowodem.
Jedni nie czują mięty do Berlina, innych rozczarowuje Kraków. A mi znów nie wyszło z Florencją.
Rozum mówi, że powinnam się zakochać od pierwszego wejrzenia. Że Florencja 10 na 10 wpisuje się w mój wyczulony na sztukę i dziedzictwo podróżniczy guścik. Ale serce ani drgnie.
I co panie zrobisz?
To nie pierwszy raz, zresztą. Wszak słodka Florencja już raz się pojawiła na blogu, w zestawieniu moich podróżniczych rozczarowań. Po latach powiedziałam jej „sprawdzam!”. Zamiast środka sezonu (który jest piekłem pod każdym względem: upału, kolejek, tłumów, cen) wybrałam styczeń, czyli jeden z nielicznych momentów, gdy we Florencji robi się spokojniej.
Skutek był taki, że zmarzłam jak czort (do dziś żałuję, że nie spakowałam czapki; dlaczego?). Ale też nie musiałam walczyć o tlen w tłumie (aczkolwiek nie mogę powiedzieć, że było pusto, bo nie było).
A jednak, jak nie polubiłam Florencji za pierwszym razem, tak pozostałam obojętna na jej wdzięki za drugim. Próbując dociec powodów, doszłam do wniosku, że to miasto, zamiast zachwycać, przytłacza mnie nadmiarem sztuki stłoczonej na niewielkiej przestrzeni.
Nadmiar to słowo, które najlepiej definiuje Florencję
Proszę się jednak z góry nie zrażać do Florencji przez jakąś babę z internetu, która ma nieczułe na jej wdzięki serce. Bo to ja jestem w mniejszości.
Jedźcie i przekonajcie się sami (a ja pozostanę w teamie wielbicieli Wenecji i Rzymu, aczkolwiek za parę lat znów dam Florencji szansę).
Uff, po zrzuceniu tego balastu mogę wrócić do opisywania mniej znanych miejsc we Florencji.
Oltrarno, czyli po drugiej stronie Arno
No dobra, jest jedno miejsce, które ujęło moje zimne jak góra lodowe serce – dzielnica Oltrarno. I to zarówno za pierwszym, jak i za drugim razem, gdy zwiedzałam Florencję. By się tu dostać wystarczy dowolnym mostem (może być Ponte Vecchio, ale nie musi) przejść na drugą stronę Arna. Tę z Palazzo Pitti i ogrodami Boboli.
Oltrarno jest trochę jak Zatybrze w Rzymie. Albo Podgórze w Krakowie. Niby to wciąż to samo miasto, ale atmosfera mniej zobowiązująca. A mniejsze (acz wcale nie małe!) natężenie zabytków na metr kwadratowy sprawia, że po Oltrarno kręci się mniejszy tłumek.
Co tu robić? Kluczyć plątaniną uliczek, zaglądać w zaułki, wyglądać street artu i ciekawych detali. Wypić kawę w cieniu drzew na Piazza Santo Spirito z widokiem na kościół projektu Filippo Brunelleschiego (którego bez wielkiej przesady można uznać za ojca renesansu w architekturze).
Oltrarno to też zagłębie zakładów rzemieślniczych i sklepików z ich wyrobami. Ceramiką, ręcznie szytymi butami, galanterią skórzaną, czy wyrobami papierniczymi. Jeśli marzą ci się oryginalne pamiątki faktycznie „Made in Italy” Oltrarno jest doskonałym miejscem, by się w nie zaopatrzyć.
Dom Mony Lisy we Florencji
A skoro już kręcimy się po Oltrarno, to koniecznie trzeba zajść na wąską jak ucho igielne Via Sguazza. W pałacu na rogu z Via Maggio 15 czerwca 1479 roku przyszła na świat Lisa Gherardini, która w historii (nie tylko sztuki) zapisze się jako posiadaczka najbardziej tajemniczego uśmiechu. Dziś ten fakt upamiętnia gipsowa płaskorzeźba z kopią obrazu Leonarda (pokracznej urody).
Nim stała się panią Giocondą, Lisę miało „coś” łączyć z Julianem Medyceuszem. To „coś” ponoć skończyło się ciążą piętnastoletniej panny (ale jeśli faktycznie urodziło się jakieś dziecko, to dobrze zatuszowano sprawę, bo nic o nim nie wiadomo). Pech chciał, że w owym czasie papa Juliana – Wawrzyniec Medyceusz – popadł w niełaskę. Rodzinę wyrzucono z Florencji. Skandal wisiał na włosku. Lisę z opałów wyciągają oświadczyny Francesco del Giocondo – starszego od niej wdowca.
Czy to była miłość (wątpię), czy taktycznie skojarzone małżeństwo, oboje na nim zyskali. Lisa odzyskała pozycję społeczną i nie musiała się już martwić o pieniądze. Francesco – kobietę, która wychowała jego syna, a i szlacheckie pochodzenie żony pozwoliło mu szczebelek czy dwa awansować na towarzyskiej drabinie Florencji.
Po ślubie Giocondowie zamieszkali przy Via della Stufa 23 (po drugiej stronie Arna, tej z katedrą i Uffizi), ale ten dom już nie istnieje.
Kto zamówił u Leonarda da Vinci portret Mona Lisy? Oto zagadka na miarę jej uśmiechu. Wśród historyków do dziś nie ma zgody czy był to kochanek Julian, czy mąż Francesco.
Domy Dantego i Michała Anioła we Florencji (oba można zwiedzać, ale czy warto?)
Nazwiska sław kultury, które mieszkały we Florencji można wymieniać bez końca. A w niektórych przypadkach także zwiedzić ich rodzinne domy zmienione w muzea! Tak się rzecz ma z Dantem Alighieri i Michałem Aniołem Buonarroti.
Pierwszy – Casa di Dante (Via Santa Margherita 1) – skupia się na średniowiecznej Florencji, w której nasz literat miał szczęście i nieszczęście żyć (nieszczęście, bo go z miasta ostatecznie wygnano, m.in. za rzekome przekręty finansowe i pederastię). Skromny budynek bez grama tynku stoi przy mikroskopijnym placyku, który jest jednym z najbardziej czarujących zakątków Florencji. Muzeum nie ma najlepszych opinii, a jeśli interesuje cię Florencja czasów Dantego to lepiej sięgnij po tę książkę.
Drugi wychował się w Casa Buonarroti przy Via Ghibellina 70 (niedaleko kościoła Santa Croce). Przebudowany w siedemnastym wieku pałac kryje pysznie urządzone barokowe wnętrza pełne dzieł sztuki z rodzinnej kolekcji. W tym dzieła Michelangela: rysunki oraz dwie płaskorzeźby z wczesnego okresu jego twórczości. Przez to Casa Buonarroti to bardziej muzeum sztuki niż dom rodzinny Michała Anioła (na otarcie łez można sobie poczytać jego zbeletryzowaną biografię „Udręka i ekstaza” Irvinge’a Stone’a).
Bazgroły Michała Anioła na Palazzo Vecchio
Dzieła Michała Anioła znajdziecie także w innych muzeach we Florencji, o czym więcej następnym razem. Ale jest też jedno, które zobaczycie bez biletów wstępu i kolejek. I nie jest to Dawid na Piazza della Signoria. Przecież każde dziecko wie, że to kopia!
Za rzeźbą Herkulesa targającego za włosy Kakusa (strasznie jest to dwuznaczne dzieło, zaprawdę godne renesansu) na fasadzie Palazzo Vecchio bystre oko wypatrzy wyrytą w kamieniu głowę. Podobno to portret pewnego natręta (stąd nazwa L’importuno di Michelangelo), który paplaniną zawracał głowę Michałowi Aniołowi. Legenda głosi, że pewnego razu, gdy tak mu ględził nad uchem, znudzony rzeźbiarz zrobił użytek z dłuta i sportretował go na Palazzo Vecchio.
Śliczna historyjka, ale by nieco ostudzić wasze zapały, zgłaszam pewne wątpliwości. Bo gdyby faktycznie było to dzieło Michała Anioła, to czy nie traktowano by go z większą pieczą?
Ale może Włosi mają tyle tych Michałów Aniołów, że jakieś bazgroły na ścianie nie są istotne? Z trzeciej strony nie znalazłam o nim informacji w żadnym oficjalnym źródle (a Wikipedia w takich przypadkach to żadna wyrocznia).
Biblioteka Laurenziana
A kończąc już wątek Michała Anioła, to polecam uwadze szanownych także zwiedzanie biblioteki jego projektu. Atrakcja to niewielka (na kwadrans, góra dwadzieścia minut), za to urody niezwykłej i w dodatku ukryta w czarującym miejscu.
Tak, ukryte to tu słowo-klucz.
Wpierw trzeba odnaleźć wejście na lewo od bazyliki San Lorenzo (Piazza di San Lorenzo 9; to ten kościół z fasadą niewykończoną od zawsze; a moglibyśmy teraz patrzeć na kolejne dzieło Michelangela, bo wygrał konkurs na jej dekorację!). Potem trzeba kupić bilet (ja załapałam się na dzień darmowego zwiedzania). Z kasy już tylko krok na otoczony krużgankami dziedziniec (podobnie jak reszta kompleksu) projektu Filippo Brunelleschiego.
Biblioteca Medicea Laurenziana chowa się na pierwszym piętrze. Słynie z bogatych zbiorów starodruków, ale w bibliotece wystawiono tylko ich garstkę.
Za to wnętrza. Do biblioteki wchodzi się jako do osobnego budynku, choć z krużganków nic tego nie sugeruje. Michał Anioł wyposażył ją we własną bogatą fasadę, ale ukrytą w przedsionku, z którego misterne (trzybiegowe!) schody prowadzą do czytelni. Długiej jak wybieg dla modelek. Wypełniają ją rzeźbione pulpity na modłę kościelnych ławek.
Co ciekawe, gdy biblioteka służyła jeszcze czytelnikom, każdy pulpit miał przypisany na sztywno zestaw książek. „Na sztywno” równało się przymocowaniu ich łańcuchem (zupełnie jak sztućce i talerze w pamiętnej scenie „Misia”; dlatego w Biblioteka Laurenziana nie ma regałów).
Do czytelni przylega owalna sala Elci Tribune – to już nie dzieło Michała Anioła, a XIX-wieczna dobudówka. Gwarantuję wam jednak, że widok wnętrza kopuły was zachwyci.
Biblioteka Marucelliana
Kolejną nietypową atrakcją Florencji jest biblioteka Marucelliana przy Via Camillo Cavour 43. Wizyta w niej dostarcza zupełnie innych wrażeń estetycznych niż w wymuskanej i pustej Laurenzianie.
Przede wszystkim założona w osiemnastym wieku Marucelliana jest czynną biblioteką. Wstęp jest bezpłatny, ale trzeba zostawić dowód i wypełnić druczek. A potem przez drzwi (które wyglądają, jakby prowadziły do szafy) wchodzi się do cudownej czytelni. Wypchane książkami regały na oko mają wysokość jednopiętrowego domu. Może nawet więcej. Salę otacza system galeryjek i drabin, niestety niedostępnych dla ciekawskich.
Kolejną, bardziej kameralną salę, urządzono regałami z Biblioteki Palatyńskiej w Palazzo Pitti.
Jak żyło się w renesansowej Florencji? Jeśli chcesz się dowiedzieć więcej sięgnij po tę książkę. |
Szpital Niewiniątek
Ospedale degli Innocenti (Piazza della Santissima Annunziata 13) to według mnie jedna z najdziwniejszych atrakcji Florencji. Rozmaite źródła donoszą, że to najstarszy w Europie szpital dla podrzutków. Przez stulecia proceder „podrzucania” odbywał się przez okno z kratą wielkości w sam raz, by przecisnąć przez nią niemowlę, ale już nie większego bobasa.
(może niektórych rozczaruję, ale okienko dawno temu zamurowano).
Po 1875 roku „podrzucanie” przybrało bardziej cywilizowaną formę – przez punkt recepcyjny.
To też nie był szpital we współczesnym rozumieniu tego słowa. Nikogo tu bowiem nie leczono, instytucja pełniła raczej rolę czegoś między domem dziecka, a pośredniakiem. Przepchnięte przez kratę oseski starano się jak najszybciej wyekspediować do mamek.
Obecnie ospedale zmieniono w museo, którego ekspozycja ma trzy wątki: historia, architektura oraz (niewielkie) zbiory sztuki (w tym obraz Sandro Botticellego, co w Polsce byłoby sensacją, ale w naszpikowanej dziełami sztuki Florencji nie robi wielkiego wrażenia).
W części historycznej dużo uwagi poświęcono drobnym przedmiotom (często wymyślnym), które rodzice zostawiali przy dziecku, by w przyszłości móc je zidentyfikować i odzyskać (dziecko, nie znaczek). Archiwum Szpitala Niewiniątek puchnie od tych drobiazgów, a jak pokazuje wystawa niektóre historie skończyły się happy endem.
Budynek z kolei zaprojektował nasz dobry znajomy Filippo Brunelleschi, przez co Ospedale degli Innocenti uchodzi za pierwszy przykład świeckiej architektury renesansowej.
Wstęp płatny (7 EUR), ale nie potrzeba biletu wstępu, by wejść do Caffè del Verone – bistra urządzonego w dawnej suszarni pieluch (serio!) z wielkim tarasem oraz widokiem na kopułę katedry. Kawa nie należy tu do najtańszych we Florencji, ale miejsce ma fajny klimat, więc warto.
Biblioteka Oblatów
Ta znowu z jakąś biblioteką? Spokojnie, spokojnie, tym razem nie będzie regałów i pulpitów. Jakieś dwie minuty marszu od Piazza Duomo, na Via dell’ Oriuolo 26, można odetchnąć od tłumów i miejscówek nastawionych na łupienie turystów.
Trzynastowieczny kompleks szpitala i klasztoru kryje, prócz publicznej książnicy Biblioteca delle Oblate, trzy piętra loggi, krużganki cieniste wewnętrzne dziedzińce oraz sympatyczną kafeterię z przystępnymi cenami oraz – zgadliście – widokiem na kopułę Duomo. A wszystko to dostępne za free i dla każdego.
Słówko wyjaśnienia należy się na temat oblatów, którzy opuścili to miejsce w 1936 roku. Zgromadzenie, pierwotnie będące po prostu wspólnotą pielęgniarek, narodziło się właśnie we Florencji, podobno za sprawą papy Beatrice Portinari, czyli słynnej Beatrycze Dantego. Łacińskie „Oblata” znaczy „ofiarować się”, w tym przypadku by pomagać innym.
Co ciekawe oblaci do XX wieku byli zgromadzeniem świeckim. Fakt – siostry i bracia mieszkali w czymś, co porównać można do klasztoru, ale nie związani ślubami wieczystymi w dowolnym momencie mogli powiedzieć wspólnocie pa, pa.
Chcesz poznać więcej sekretnych miejsc we Florencji? Sięgnij po tę książkę. |
Pracownia perfum przy klasztorze Santa Maria Novella
Co to za miejsce! Obłędne i pachnące tak cudownie, że mogłabym stamtąd nie wychodzić tylko wąchać, wąchać i wąchać. Officina Profumo – Farmaceutica di Santa Maria Novella (Via della Scala 16) – bo tak oficjalnie nazywa się ten boski przybytek – istnieje od czasów, gdy dominikanie założyli klasztor Santa Maria Novella. Czyli od trzynastego wieku.
Braciszkowie założyli wówczas ogród, w którym uprawiali lecznicze rośliny i zioła, a potem sprzedawali z nich wyroby. W związku z tym miejsce uznawane jest za najstarszą aptekę na świecie, ale tabletek na ból głowy na pewno tu nie kupicie.
Dominikanie odnosili na polu ziołolecznictwa pewne sukcesy. Ekstraktem z mącznicy lekarskiej postawili na nogi niejakiego Dardano Acciaioli – zamożnego florenckiego kupca. W podzięce ufundował im kaplicę San Niccolò (XIV w.). Jej ozdobione freskami wnętrze dziś jest sercem sklepu z pachnidłami, które dominikanie komponują od ponad sześciuset lat.
Ich perfumiarska kariera zaczęła się od epidemii dżumy. Florenccy dominikanie w 1381 roku zaczęli destylację wody różanej, która miała chronić przed zarazą. Nadal to robią. Acqua di Rose z tradycją sięgającą czasów czarnej śmierci kupicie w Officina Profumo – Farmaceutica di Santa Maria Novella.
Obok sklepu działa mikroskopijne muzeum (wstęp bezpłatny), warto zwrócić uwagę zwłaszcza na przepięknie udekorowaną malowidłami dawną zakrystię.
Przydało się? Udostępnij znajomym!
Postaw mi wirtualną kawę. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
Zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.
DZIĘKUJĘ!
Podobne artykuły
Cześć!
Nazywam się Zofia Jurczak, a to moja strona poświęcona podróżom
Jestem kulturoznawczynią (UJ), stypendystką Miasta Krakowa. Moje koniki to Kraków (napisałam o nim dwie książki), muzea, miasteczka, dziedzictwo kulturowe i historyczne. Kocham Japonię, uwielbiam wyspy. W podróży napędza mnie ciekawość. Na stronie piszę o tym, co mnie kręci.
Więcej