Dłubniański Park Krajobrazowy w sam raz na raz, a najlepiej na razy wiele. Bo taki urokliwy i ciekawy (a leży rzut beretem od Krakowa).
Przekonaliście mnie! Bo nieszczególnie paliłam się do pisania o Dłubniańskim Parku Krajobrazowym, ale (nieopaczne) pytanie na Instagramie zaowocowało lawiną pozytywnych odpowiedzi. Skoro tak chcecie Dłubniańskiego Parku Krajobrazowego, to kimże bym była nie dzieląc się moim pomysłem na jego zwiedzanie? No właśnie.
Podejrzewam, że w słoneczne niedziele po Dłubniańskim Parku Krajobrazowym kręci się sporo amatorów mikroturystyki z okolic Krakowa. Zwłaszcza przy cudnych źródłach w Ściborzycach i Imbramowicach. Ale my byliśmy w niedzielę ponurą, więc zwiedzających było okrągłe zero.
Zresztą wielu zapewne kończy odkrywanie Dłubniańskiego Parku Krajobrazowego na owych źródłach. Pozostałe miejsca, o których dalej piszę, nie są aż takimi oczywistymi, ani spektakularnymi atrakcjami. W niczym to im jednak nie umniejsza.
Parku nie byłoby bez Dłubni – jurajskiej rzeczki wypływającej na Wyżynie Olkuskiej, a kończącej bieg pięćdziesiąt kilometrów dalej w Krakowie (konkretnie w Nowej Hucie). Park chroni odcinek od źródeł do Raciborowic. Zanim Dłubnia wpadnie do Wisły, jej wody wypełnią dwa zalewy (w Zesławicach i Nowohucki), a dolnym odcinkiem można spłynąć (z leniwym wiosłowaniem nie ma to jednak nic wspólnego).
Jeśli czytacie mojego bloga dłużej niż od wczoraj, to wiecie, że akurat kajakowanie nie zalicza się do moich ulubionych aktywności. Co innego tropienie historycznego i kulturowego dziedzictwa, którego w Dłubniańskim Parku Krajobrazowym nie brakuje.
Ten tekst nie jest kompletnym przewodnikiem po Dłubniańskim Parku Krajobrazowym, ale planem wycieczki już tak.
Co zatem zobaczyć w Dłubniańskim Parku Krajobrazowym
Kolorowe źródła Dłubni – Hydrografów w Imbramowicach oraz Jordana w Ściborzycach
Wizytówka i największa atrakcja Dłubniańskiego Parku Krajobrazowego. Bo choć Dłubnia ma źródło koło Trzyciąża, to po drodze wspiera ją kilka krasowych wywierzysk niezwykłej urody.
Wszystko przez budowę geologiczną doliny Dłubni. Woda pod ciśnieniem wypływa spod warstw margli i wapieni, poruszając (ba, podrzucając!) drobiny piasku na dnie niecek. Wygląda jakby źródło pulsowało. Do tego niezwykły kolor wody – błękitno-turkusowo-zielonkawy, w zależności od pogody.
Tylko w Imbramowicach – arcyciekawej wsi, o której więcej za moment – są trzy źródła: Hydrografów, Strusi i Aleksandry. Źródło Hydrografów jest najładniejsze. W konfuzję może wprawić jednak jego położenia. Źródło Hydrografów jest jakby częścią czyjegoś ogródka. Ale spokojnie, mieszkańcy nie poszczują psem. Raczej.
Obok stoi stary drewniany młyn, od lat nieczynny. Młynarstwo niegdyś było powszechnym zajęciem w dolinie Dłubni, a niektóre młyny (np. w Kończycach) wciąż mielą.
Ciekawostką jest przeprawa przez rzekę obok źródła Hydrografów. A właściwie jej brak. Kładkę przewidziano tylko dla pieszych, a auta przejeżdżają brodem (Dłubnia jest tu tak płytka, że obejdzie się bez 4×4).
Źródło Jordan w Ściborzycach choć mniejsze, ma wodę intensywniejszej barwy (a i jak na moje oko dno mocnej pulsuje). Kiedyś mieszkańcy wsi traktowali je jako komunalną chłodziarkę. W niecce źródła wciąż widoczna jest żerdź wykorzystywana w tym celu. By dojść do źródła Jordan trzeba odbić z głównej wiejskiej drogi w polną dróżkę. Nie ma oznaczeń, ale źródło jest widoczne.
Imbramowice – wieś, w której można spędzić pół dnia
I nie nudzić się ani minuty.
Źródło Hydrografów mamy odhaczone, ale lista atrakcji Imbramowic nie kończy się na nim. Palma pierwszeństwa należy się ufundowanemu w 1223 roku (!!) klasztorowi sióstr norbertanek (jednemu z dwóch w Polsce, drugi jest w Krakowie na Zwierzyńcu).
Kompleks składa się z kilku rozrzuconych budynków, większość z początku XVIII wieku, gdy klasztor odbudowano pod kierunkiem architekta Kaspra Bażanki. Z zewnątrz skromnie, za to w środku barok pełną gębą.
Złoto, gra światłem, malarstwo iluzjonistyczne wypełniają wnętrza kościoła świętych Piotrów i Pawła. W kruchcie między klasztorem a kościołem siostry prowadzą drobną działalność handlową. Obok miodu, świeczek, różańców kupicie tu też sól egzorcyzmowaną (Jej szczególną właściwością jest ochrona miejsc przed wpływami lub obecnością mocy demonicznej. (…) Wielu księży może zaświadczyć o zdjęciu uroku z rolników po doradzeniu im posypania nią pól czy obór i o natychmiastowym ustaniu chorób upraw czy bydła – głosi ulotka).
Obok klasztoru stoi figura Nepomuka (jak to z Nepomukami bywa – w chorobliwie wygiętej pozie), a na rozstaju dróg przy cmentarzu ceglana latarnia umarłych. Dawno temu latarnie ostrzegały podróżnych o bliskości cmentarza (kiedyś to nie były miłe miejsca), a ich światło dodawało otuchy w ciemnościach. Kolejna latarnia umarłych stoi po drugiej stronie cmentarza, przy bibliotece (nawiasem mówiąc zajmującej najstarszy dom w Imbramowicach z 1750 roku).
Dróżka obok biblioteki prowadzi do uroczego Wąwozu Ostryszni z wapiennymi skałkami. We wsi jest jeszcze jeden kościół (XVIII w. kościół św. Benedykta) oraz cmentarz, stary i zapomniany. Pochowano na nim m.in. powstańców styczniowych.
Ściborzyce – źródło Jordan i dwór Teodora Talowskiego
O źródle Jordan już pisałam, ale wieś kryje jeszcze jedną ciekawostkę – dwór Popielów projektu Teodora Talowskiego! Aczkolwiek określenie „dworzyszcze” lepiej oddaje jego naturę.
Teodor Talowski – obdarzony niezwykłą wyobraźnią architekt (nie bez racji) zwany Galicyjskim Gaudim projektował przede wszystkim kościoły. W Krakowie zasłynął z fantazyjnych kamienic (polecam spacer ulicą Retoryka), za to pod Krakowem zostawił po sobie kilka założeń dworskich. Dwa w dolinie Dłubni: w Ściborzycach i Michałowicach.
O ile dwór w Michałowicach ma się dobrze, o tyle stan dawnej rezydencji Popielów w Ściborzycach robi przygnębiające wrażenie. Zwłaszcza nieudolne przeróbki architektoniczne, puste lub zamurowane pustakami okna (a dwór jest z charakterystycznej czerwonej cegły, na którą przepis Talowski zabrał do grobu). Po wojnie posiadłość rozparcelowano, a we dworze pojawili się lokatorzy z kwaterunku. Podobno o zwrot majątku ubiegają się potomkowie rodziny Popielów. A może już go odzyskali? Bo informacja jest sprzed ładnych kilku lat.
Faktem jest że choć dwór wygląda kiepsko, to jest zamieszkany. Przez co najmniej trzy psy, które wewnątrz dostają szału na widok każdego, kto zbliży się do „bramy” (zamkniętej na kłódkę, ale reszty płotu brakuje).
Wysocice i romański kościół św. Mikołaja
Przemierzając dalej Dłubniański Park Krajobrazowy trafia się do Wysocic, a w Wysocicach koniecznie trzeba zobaczyć kościółek św. Mikołaja z początku trzynastego wieku.
Który od tamtej pory tylko minimalnie przebudowano (czego nie można powiedzieć o klasztorze w Imbramowicach). Ave wielka historio, co omijałaś Wysocice! Ave oszczędność kolejnych właścicieli wsi! Szczególne niskie ukłony należą się za oparcie się pokusie, by wapienną fasadę kościoła „ozdobić” warstwą tynku.
Dzięki temu dziś mamy świetnie zachowany przykład romańskiego kościoła obronnego. Jako prywatną capellę (rycerski kościół obsługiwany przez kapelana) kazał go sobie wybudować biskup krakowski Iwo Odrowąż. Najpewniej według własnego pomysłu. Po co? A kto go wie. Dopiero po śmierci Odrowąża kościół zyskał wezwanie (św. Mikołaja) i otworzył podwoje dla wiernych.
W szesnastym wieku kościół przejmują heretycy – świątynia zmienia się w zbór ariański (Arianie, a właściwie Bracia Polscy to arcyciekawy temat, o którym więcej pisałam w artykule o Pińczowie). W siedemnastym wraca na łono kościoła rzymskokatolickiego.
Jak to z architekturą romańską bywa – urok kryją detale. Arkadowe okna (czyli biforia) w wieży. Rzeźba Matki Boskiej z dzieciątkiem w szczycie prezbiterium. Z poły luźno opadającego płaszcza Marii wystaje pysk z wysuniętym językiem. Węża? Smoka? Historycy nie są zgodni.
Albo niesamowity tympanon w kruchcie przedstawiający m.in. scenę Bożego Narodzenia (jest żłóbek, bydlątko, a nawet pierwsza gwiazdka!). Dorosły Chrystus w centralnej części ma starannie ufryzowane włosy w cztery ni to dredy, ni to warkocze.
Minoga i uroczy pałac
Minoga co prawda nie leży nad Dłubnią (a nad potokiem Minóżka), ale i tak jest częścią Dłubniańskiego Parku Krajobrazowego. Warto do niej zboczyć dla ładnie odremontowanego pałacyku z 1859 roku projektu krakowskiego architekta Filipa Pokutyńskiego. Szczęśliwcy, którzy w pałacu wyprawią wesele zobaczą także wnętrze. Reszcie pozostaje oglądanie zza płotu.
Inwestor Teofil Wężyk nie chciał tradycyjnego polskiego dworku, Pokutyński zaproponował więc projekt nawiązujący do renesansowych podmiejskich willi. Z „dworkowych” elementów został kolumnowy ganek, ale nawet on bardziej przypomina architekturę włoską.
Prócz tego w Minodze warty uwagi jest też barokowy kościół pod wezwaniem Narodzenia NMP (który swego czasu zasłynął instalacją „ogrodowego tupolewa” z bukszpanu).
Sieciechowice – kościół z XIV wieku i dwór w remoncie
Wracamy nad Dłubnię, do Sieciechowic. Jeśli w niedzielę szukacie otwartego spożywczego, to Sieciechowice są odpowiednim kierunkiem. We wsi, przy (nazwanym trochę na wyrost) Rynku egzystują w zgodzie dwa sklepy oraz kościół św. Andrzeja.
Kościół wybudowano w 1312 roku, ale na swój wiek nie wygląda (co w przypadku architektury nie jest komplementem). Najpewniej ufundował go kawaler maltański Petrycy Brandysz. Niestety dla fanów zabytków, kościół poddano licznym przebudowom. Pokryto go też warstwą tynku, a jedynym co przypomina o gotyckim rodowodzie jest portal w kruchcie (reszta wyposażenia to rokoko).
Ciekawostką jest drewniana dzwonnica i jednocześnie brama na teren kościoła (i to taka przez duże „B”). Ciekawostką numer dwa – drewniany Nepomuk naturalnej wielkości.
W Sieciechowicach jest też ładny dwór Reyów, który odbudowano z (kompletnej) ruiny z przeznaczeniem na Międzynarodowy Ośrodek Wymiany Artystycznej. Ponoć ma być otwarty w maju tego roku. Fajnie. Dla zmyłki przy ulicy Parkowej stoi jeszcze jeden przybytek z dworem (w dodatku szlacheckim) w nazwie. O pomyłkę jednak trudno, bo ten drugi to zwykły uzurpator o wyglądzie podrasowanego kurnika.
Iwanowice Włościańskie na szlaku architektury drewnianej (+ pomnik ku czci cara Moskali)
Wizytówką Iwanowic Włościańskich jest drewniany kościół św. Trójcy z 1745 roku (aczkolwiek wybudowany na starszych, gotyckich fundamentach). Widać go z oddali, bo wzniesiono go na pagórku. Poniżej przepływa Dłubnia.
Wizytę warto tak wycyrklować, by do Iwanowic trafić w okolicach mszy, bo to jedyna okazja, by zobaczyć bogate wnętrze kościoła. W tym trzy gotyckie rzeźby przypisywane warsztatowi Wita Stwosza: Matki Bożej z Dzieciątkiem, Chrystusa Zmartwychwstałego oraz św. Krzysztofa.
Kościół w Iwanowicach leży na Szlaku Architektury Drewnianej w Małopolsce.
W sąsiedztwie stoi prosta kapliczka – żelazny krzyż na kamiennym postumencie. Nic widowiskowego, ale za to z jaką przeszłością. Pomnik postawiono w 1864 roku w podzięce carowi Aleksandrowi II za zniesienie pańszczyzny! W dwudziestoleciu międzywojennym monument przemianowano na pomnik niepodległościowy. Inskrypcję zasłonięto nową tabliczką, ale – co ciekawe – nie negując na niej przeszłości pomnika.
Prócz tego w Iwanowicach warto zwrócić uwagę na kapliczkę św. Rocha powyżej mostu na Dłubni oraz dawną karczmę (obecnie muzeum, nie zwiedzałam).
Wilczkowice – młyn i obiad!
Dłubniański Park Krajobrazowy gastronomicznie nie rozpieszcza. Wyjścia są dwa: albo wałówka, albo Osada Jurajska – restauracja specjalizująca się w rybach własnego chowu (pstrągi, jesiotry, karpie). Jedzenie smaczne, a ceny w porządku.
Częścią restauracji (aczkolwiek czysto dekoracyjną) jest stary młyn.
Raciborowice i kościół długoszowski
Wzmiankowane na początku trzynastego wieku Raciborowice to już opłotki Krakowa. Tu też kończy się Dłubniański Park Krajobrazowy (choć Dłubnia płynie dalej i za chwilę w Zesławicach zasili dwa wielce malownicze zbiorniki wodne).
We wsi koniecznie trzeba zobaczyć gotycki kościół pw. św. Małgorzaty Dziewicy i Męczennicy fundacji Jana Długosza. Nasz dziejopisarz z nadania kapituły katedralnej przez pewien czas był w Raciborowicach kanonikiem. W 1476 roku doprowadził do końca budowę gotyckiego kościółka. Co najważniejsze – nigdy go nie przebudowano!
Elewacja kościoła z czerwonej cegły to katalog gotyckich wykończeń. Czego tu nie ma: schodkowe kamienne obramienia okien i wejścia, romby i zygzaki z zendrówki (ciemnej cegły), dekoracyjne fryzy w jodełkę (tzw. jaskółcze ogony). Oraz gnat niezidentyfikowanego zwierza wraz z głową byka nad wejściem. Ale spokojnie, to tylko herb fundatora – Wieniawa. Głów byka w kościele jest zresztą więcej.
Wewnątrz – o ile uda się Wam wedrzeć – zwróćcie uwagę na renesansowe freski w nawie głównej oraz szesnastowieczną płytę nagrobną w kruchcie. W tej samej kruchcie jest też prześliczna polichromia na sklepieniu.
Aleja jesionów na tyłach kościoła św. Małgorzaty prowadzi do cmentarza parafialnego. A przy ul. Młyńskiej stoi ładny drewniany młyn (oczywiście nieczynny). We wsi zachowało się też trochę starych domów.
A w okolicy Dłubniańskiego Parku Krajobrazowego
- Pojedź do Miechowa (nie tylko dlatego, że to blisko z Krakowa)
- Zamek Pieskowa Skała – dlaczego nie mam ochoty tu wrócić
- Czy jest po co jechać do Olkusza? Przewodnik średnio praktyczny
- Ojcowski Park Narodowy zimą piękny jakby bardziej. Mikrowyprawa autobusem miejskim
- Pomysły na jednodniowe wycieczki w okolice Krakowa
Przydało się?
Postaw mi wirtualną kawę lub udostępnij artykuł znajomym. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
No i zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.
DZIĘKUJĘ!
Podobne artykuły
Cześć!
Nazywam się Zofia Jurczak, a to moja strona poświęcona podróżom
Jestem kulturoznawczynią (UJ), stypendystką Miasta Krakowa. Moje koniki to Kraków (napisałam o nim dwie książki), muzea, miasteczka, dziedzictwo kulturowe i historyczne. Kocham Japonię, uwielbiam wyspy. W podróży napędza mnie ciekawość. Na stronie piszę o tym, co mnie kręci.
Więcej