Pojechałam zwiedzać Jaworzno z własnej woli i na własną odpowiedzialność. Bo to rzut beretem z Krakowa. Bo ciekawa byłam, czy miasto, przez które przejeżdżałam setki razy ma coś ciekawego do zaoferowania turystom.
Uprzedzając pytanie – cudów nie ma, ale wrażenia z wypadu mam niezłe.
A poza tym potrzebowałam pretekstu, aby wskrzesić mój mały projekt turystyki nieoczywistej 12 miast w 12 miesięcy (karygodnie zaniedbany w marcu i kwietniu!).
POLSKA TAKA PIĘKNA. ALBO I NIE. WIĘCEJ TUTAJ
Jaworzno – miasto do mieszkania (a nie zwiedzania)
Więc Jaworzno. Mam z nim pewien zgryz.
To nie tak, że jechałam do Jaworzna spodziewając się cudów na kiju.
I to też nie tak, że Jaworzno wielki mi sprawiło zawód (bo cudów, nawet bez kija, faktycznie tam nie ma).
Problem mam raczej z tym w jakiej konwencji zdać Miłym Państwu relację z mojej krótkiej wycieczki:
Czy udawać, że Jaworzno jest ultrafajnee (choć nie jest), a atrakcje (atrakcyjki, właściwie) przedstawić w duchu „ósmego (jeszcze nieodkrytego) cudu świata” (popularna to postawa w blogosferze podróżniczej)? Co oczywiście z prawdą niewiele wspólnego mieć będzie.
Albo na odwrót: Jaworzno totalnie zdissować. Że padaka i turystyczna pustynia (niebłędowska) i nic tylko omijać szerokim łukiem. Co też z prawdą się minie.
Albo po prostu napisać jak było. Bez nadymania się i przesady.
Wybieram bramkę numer trzy. Przed Miłym Państwem Jaworzno bez lukru – miasto raczej do mieszkania niż zwiedzania.
W Jaworznie bożka turystyki nie czci się przesadnie
(Ale czy każde miasto musi być mekką turystów?)
(Oraz czy tylko o turystycznych mekkach warto pisać?)
Wujek TripAdvisor zapytany o atrakcje Jaworzna to i owo podpowiada, ale w Sosnowcu, Katowicach i Mysłowicach.
Z kolei oficjalna strona Jaworzna poleca miejsca, których atrakcyjność mogą docenić tylko bardzo niszowi turyści (żeby nie powiedzieć hipsterzy turystyki).
W Punkcie Informacji Turystycznej prędzej kupisz suweniry z chomikami (których dziką populację miasto usiłuje odtworzyć) niż znajdziesz jakąś mapkę, plan miasta czy broszurę z informacjami (a jeśli Punkt faktycznie nimi dysponuje, to trzyma je dobrze ukryte).
Albo taka stacja Jaworzno Szczakowa. Główny dworzec kolejowy miasta, wg Wiki jeden z największych polskich węzłów kolejowych. Przed wojną duma i chluba Jaworzna, dziś to marność nad marnościami. Niby coś tam niemrawo remontują, ale póki co na pasażerów czeka tu jeden goły peron i nic nad to (ergo zapomnij o siku, kawce czy kupnie biletu). Nie ma nawet jednej ławki! Jedyny luksus to daszek.
Wobec powyższego czy jest coś, co warto zobaczyć w Jaworznie? Czy miejskie atrakcje kończą się na kościele i galerii handlowej? Otóż Mili Państwo, nie kończą.
Atrakcje Jaworzna: GEOsfera – spacer po dnie przedpotopowego(!?) morza
Jaworzno GEOsferą nie chwali się jakoś specjalnie, a tymczasem to atrakcja pełną gębą. Pozycja obowiązkowa dla fanów skał, kamieni i czasów prehistorycznych (ale uwaga! GEOsfera to nie dinopark).
Nieczynny kamieniołom Sadowa Góra okazał się geologiczną kopalnią skarbów. Jego dno = pofalowane wapienne dno morza triasowego sprzed circa 230 milionów lat. PrapraJaworzno leżało sobie wtedy nad ciepłym oceanem gdzieś na wysokości Zwrotnika Raka.
Podobno na spostrzegawczych spacerowiczów w GEOsferze czekają szkielety szkarłupni, małży, głowonogów, ryb i gadów. Podobno, bo mi żadne szczątki nie wpadły w oko, ale abstrahując od geologicznych atrakcji, GEOsfera w ogóle jest przyjemnym miejscem na spacery czy relaks na łonie natury.
Na miejscu czeka plac zabaw, ścieżka edukacyjna i sensoryczna, mnóstwo roślin, ławki, drewniane leżaki, WC. Teren jest bardzo ładnie zagospodarowany. Tylko cienia jak na lekarstwo. Ergo przed upałem nie bardzo jest się gdzie schować.
Z centrum Jaworzna do GEOsfery (ul. Św. Wojciecha 100) w 10 minut dowozi autobus 304. Wstęp bezpłatny.
Atrakcje Jaworzna: trójkątny Rynek i biblioteka
Rynek może i niewielki, ale robi przyjemne wrażenie.
Najwyraźniej niedawno zrewitalizowany rynek w Jaworznie należy wyłącznie do pieszych! Brawo miasto!
Zamiast miejsc postojowych – skwer z ławkami, klombami, fontanną i małą architekturą, do tego kilka sklepów i kawiarnie. Jakiś kebab też się znajdzie.
Rynek z jednej strony zamyka kolegiata pod wezwaniem św. Wojciecha i św. Katarzyny Aleksandryjskiej (niby z piętnastowiecznym rodowodem, ale budynek to druga połowa XX wieku), a z drugiej nowoczesna biblioteka i to jest coś czego Jaworznu można szczerze i zupełnie oficjalnie zazdrościć.
Ba, nawet przez chwilę biłam się z myślami, czy nie olać dalszego zwiedzania i nie zadekować się w jakimś przyjemnym kącie z książką i kawą. Kawą, rzecz jasna, z bibliotecznej kawiarni (tyle szczęścia w jednym miejscu, ech).
Poza tym na parterze ulokował się wspomniany już Punkt Informacji Turystycznej (pamiątki z dzikimi chomikami? To tu!).
Prócz tego nie zawadzi pospacerować po przylegających do rynku uliczkach. W ten sposób trafiłam na (kolejno): pomnik bieda szybiku, mural i bardzo dobrą kawę (w Kawiarni Galicja na Żółkiewskiego 1).
Atrakcje Jaworzna: Muzeum Miasta Jaworzna
Zdaję sobie sprawę, że muzea regionalne to atrakcja dla prawdziwych koneserów, ale akurat Muzeum Miasta Jaworzna odwiedzić warto. To najbardziej nowoczesne lokalne muzeum w jakim dotychczas byłam. Żadnych zakurzonych klamotów, zardzewiałych narzędzi i potłuczonych garnków za szybką.
Ekspozycja lekko prowadzi przez ostatnie 150 lat historii Jaworzna. Jest rekonstrukcja saloniku mieszczańskiego, chaty chłopskiej, chodnika kopalni i gabinetu dyrektora.
Sporo miejsca poświęcono mrocznym momentom w dziejach miasta: nazistowskiemu podobozowi Neu – Dachs (filii KL Auschwitz), który po wojnie zmienił się w Centralny Obóz Pracy, a potem w Centralne Więzienie dla Młodocianych.
Poza tym dzięki wizycie w Muzeum Jaworzna już nigdy nie nazwę Jaworzna Śląskiem, ani tym bardziej Zagłębiem. Bo to Małopolska Zachodnia. I co, łyso Wam teraz?
Bilet kosztuje całe 5 złotych. Czy powinnam dodawać, że byłam jedyną zwiedzającą (wprawiając obsługę w nie lada popłoch)?
Muzeum Jaworzna, ul. Pocztowa 5 (a tak naprawdę dwa kroki z rynku)
Czy jest po co jechać do Jaworzna?
Jaworzno a.d. 2018 to zlepek kilku (choć kto wie czy nie kilkunastu) wsi. Co ma swoje plusy (masa terenów zielonych) i minusy – odległości.
Miasto jest rozwlekłe i urbanistycznie bez sensu. Ma co prawda całkiem przyzwoitą komunikację miejską (a bilet dzienny kosztuje tylko 5 złotych), ale tak czy owak przemieszczanie się transportem zbiorowym może pochłonąć większą część dnia.
(w związku z powyższym nie zdążyłam dojechać do parku Gródek, który, jeśli wierzyć fociom na Instagramie, jest najładniejszym miejscem w Jaworznie)
Natomiast niewątpliwą zaletą tej półdniowej eskapady były jej znikome koszty. Przejazd (rzecz niebywała – pachnącym nowością!) pociągiem regio z i do Krakowa (pesymista nazwałby tempo jazdy ślimaczym, optymista – medytacyjnym) plus bilety plus kawa i coś na ząb – wszystko razem kosztowało niecałe pięć dych.
Nie napiszę więc: rzuć wszystko i jedź do Jaworzna. Ale jeśli akurat przejeżdżasz nieopodal (niech pierwszy rzuci kamień ten, kto choć raz nie omijał tędy bramek na A4), to można zajechać i spędzić tu miło kilka chwil.
Podobało się?
Postaw mi wirtualną kawę lub udostępnij artykuł znajomym. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
No i zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.
Podobne artykuły
Cześć!
Nazywam się Zofia Jurczak, a to moja strona poświęcona podróżom
Jestem kulturoznawczynią (UJ), stypendystką Miasta Krakowa. Moje koniki to Kraków (napisałam o nim dwie książki), muzea, miasteczka, dziedzictwo kulturowe i historyczne. Kocham Japonię, uwielbiam wyspy. W podróży napędza mnie ciekawość. Na stronie piszę o tym, co mnie kręci.
Więcej