Codzienność kobiet na Park Avenue to ciężki znój! Walka o pozycję w hierarchii, sylwetkę gimnastyczki, o świetlaną przyszłość potomstwa i zadowolenie męża, który w podzięce wypłaci roczną premię. Lub nie.

W czasach liceum piątkowe wieczory były świętem. Nie dlatego, że imprezowałam. Co to, to nie. W piątki TVP2 puszczał „Sex and the City”. Oglądałam z wypiekami na twarzy! Do dziś, gdy słyszę ten sygnał HBO, niczym pies Pawłowa, od razu myślę o „Seksie w wielkim mieście”. Ale piszę o tym, bo te wieczory przed telewizorem, to symboliczny początek mojej fascynacji Nowym Jorkiem. Do dziś nieskonsumowanej, w związku z czym trochę przywiędłej.

Nie mniej jednak coś we mnie zostało z tamtych lat, prócz niesłabnącego sentymentu do „Seksu w wielkim mieście” i paru przeczytanych książek Candace Bushnell. Gdy w 2015 roku w „Wysokich Obcasach Extra” przeczytałam o Wednesday Martin i jej „projekcie badawczym” wiedziałam, że muszę przeczytać tę książkę. Martin jest antropolożką, która od podszewki poznała i opisała klan ultrazamożnych matek z Upper East Side. To musiało być dobre i faktycznie „Naczelne z Park Avenue” nie sprawiły mi zawodu.

➙ CZYTAJ RÓWNIEŻ: Zrób to sama! 8 rad Marzeny Filipczak dla kobiet podróżujących solo

Jeśli wejdziesz między wrony

Na Podlasiu obcego, który wżenił się w społeczność nazywa się primakiem. Primakiem jest i pochodząca ze środkowego zachodu Wednesday Martin. Ślub był przepustką do nowojorskiej familii i domu w West Village. A gdy pierwsze dziecko było już w drodze, postanawia przenieść się do niszy o niezwykłej obfitości zasobów. Na Upper East Side. To najbogatsza, najbardziej tradycyjna (skostniała?) i sformalizowana część Manhattanu. Koneksje i rodowody liczą się tu na równi z ilością $$$ na sobie i mężowskim koncie. Innymi słowy: rezerwa i ekskluzywna plemienność.  

Jest takie piękne powiedzonko: Jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one. Martin w lot pojęła, że przyszłość jej dzieci (nie tylko towarzyska) zależy od tego jaką ona wypracuje sobie pozycję w hierarchii mamusiek. A te bynajmniej nie przyjęły jej z otwartymi ramionami. Primaki takie jak ona ignoruje się i obrzuca nienawistnymi spojrzeniami. W najlepszym razie. Nie chcąc na wieki utknąć z etykietką towarzyskiego pariasa, Martin zaczyna krakać jak i one. Ze zdystansowanej obserwatorki zmienia się w wyznawczynię, a świat, który początkowo ją zdumiewał i odstręczał wkrótce stał się jej własnym. Podobnie jak towarzyszące mu lęki (o przyszłość dzieci), obawy (że mąż puści kantem, a potomstwo złapie wszy) i problemy tzw. pierwszego świata (w co się ubrać na proszony lunch).

Dziennik w (prawie) ścisłym znaczeniu tego wyrazu

„Naczelne z Park Avenue” czyta się to trochę jak zapiski z antropologicznych badań terenowych, a trochę jak dzienniczek procesu adaptacji, tu rozumianej jako wspinaczka po kolejnych szczebelkach hierarchii i deszyfrowanie społecznych kodów. Najlepszy, moim zdaniem, jest pierwszy rozdział – poszukiwanie apartamentu na Upper East Side. To rzadko jest prosta sprawa, a na UES urasta niemal do niemożliwego. Wspólnoty prześwietlają przyszłych właścicieli nie mniej gruntownie niż amerykańskie ambasady turystów ubiegających się o wizę, żądają poświadczeń majątkowych na kilkukrotną wartość nieruchomości, interesują się przeszłością rodziny kilka pokoleń wstecz. Nie bez znaczenia jest również w co i za ile ubierzesz się na spotkanie. W ciuchach z H&M-u zapomnij o przekroczeniu progu jakiegokolwiek mieszkania.

Na jednym wózku 

Po przeczytaniu „Naczelnych z Park Avenue” naszła mnie jeszcze jedna refleksja. Kobiety na Upper East Side żyją podobnie jak te w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. O tych ostatnich pisała Aleksandra Chrobak w „Beduinkach na Instagramie” (tytuł trochę pod publiczkę, ale książka ciekawa). O ironio, okazuje się, że ultrazamożny wschód i zachód mają sporo punktów styku.

Wyznacznikiem statusu i tu i tu są torebki, w dobrym tonie jest mieć dużo dzieci i poświęcać się im całkowicie. Dyplomy najlepszych uczelni można sobie oprawić w ramkę, bo tylko nieliczne panie zawracają sobie głowę pracą. Nie muszą, utrzymują ich mężowie, a dobrze (czytaj: bogato) wyjść za mąż to kluczowa sprawa. Wisienką na torcie jest segregacja płciowa. W ZEA warunkuje ją tradycja i prawo, na UES – wewnątrz plemienne reguły. Martin opisuje przyjęcia, na których panie i panowie bawią się w osobnych salach, a Chrobak wesela, na których świat męski i żeński nie styka się ani przez moment. Niby żyją razem, ale tak naprawdę osobno.

Ciekawa książka. Czytaliście?

„Naczelne z Park Avenue” Wednesday Martin, tł. Magdalena Zielińska, Znak Literanova, Kraków 2016


Spodobał Ci się tekst? Postaw mi wirtualną kawę lub udostępnij artykuł znajomym. Da mi to poczucie, że to, co robię ma sens.
Po więcej pomysłów zajrzyj do spisu treści bloga.
No i zostań ze mną na dłużej, aby nie przegapić kolejnych tekstów.
Polub na Instagramie i Facebooku!
Lub zapisz się do newslettera z powiadomieniami o nowych artykułach.


Loading
Sprawdź skrzynkę i kliknij w potwierdzający link.

DZIĘKUJĘ!